Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2012, 20:06   #20
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kolejne spotkanie z Chance’m zostawiło profesora Arturo z mieszanymi uczuciami. Jak na tak małą ilość dowodów dr. B.E. Chance wysuwał bardzo śmiałe teorie. Zważywszy, że jeszcze żadnego nie złapał, nie widział nawet, a większość informacji znajdowała się Jokohamie, doktor był bardzo pewny siebie.
Profesor Arturo był jednak bardziej sceptyczny do tych sensacji.
I raczej spodziewał się, że owo “sensacyjne odkrycie” okaże się kolejnym rozczarowaniem. Sam takie miał podczas własnych poszukiwań yeti w Himalajach lata temu. W przeciwieństwie jednak do Chance’a, Max uznał że skoro nie znalazł dowodów na istnienie yeti, to znaczy że on nie istnieje.

Niemniej istniał jeden malutki cierń, który uwierał w tym wszystkim Maxa. Stary zakład zawarty z Chance’m, który profesor przegrał i który był zobowiązywał Arturo do współfinansowania profesora w jednej z takich wypraw. Oczywiście zakład ten był honorowy i doktor nigdy nie posunął by się do wypominania go.
Niemniej nie musiał tego czynić, profesor Arturo był człowiekiem dotrzymującym danego słowa.
I kolejne dni upłynęły Maxowi na wypełnianiu papierkowych formalnościach, kłóceniu się z dziekanem o urlop, załatwianiem funduszy... darciem kotów z resztą akademickiej społeczności, co czasami zbliżało się nawet do polemiki.
Nic więc dziwnego, że nie miał zbyt wiele czasu i czasem podjadał podczas wykładów.


Co niespecjalnie nikogo dziwiło. Arturo słynął ze swej ekscentryczności. I jeśli nie zachowywał się dziwacznie podczas wykładu oznaczało to że był chory... lub miał kaca.

W załatwianiu spraw paszportowych profesor Arturo miał już spore doświadczenie. W końcu zjeździł kawałek świata na własnych wyprawach. Ciepłe ubrania oraz ekwipunek którego używał w poprzednich podróżach tym razem niezbyt się nadawał. Pomijając wyprawę w Himalaje, były to zwykle ciepłe kraje.
A i wyprawa w Himalaje była lata temu, ubrania które zakładał wtedy obecnie... cóż.. były przyciasne w pasie.
Należało kupić nowe ubrania, nowy plecak, nowy nóż, nowy czekan.. tak użyteczny podczas tamtej wyprawy. Nie było też wiele czasu na przymiarki, więc profesor Arturo musiał zapłacić krawcom dodatkowo, żeby zmotywować ich do pracy. Na szczęście stać go było na to. A konkretniej jego rodzinę.
Ostatecznie ubrania, mapy Syberii jakie dało się załatwić na uczelni, środki opatrunkowe, puszki z jedzeniem, otwieracz do nich, zapałki, etc... oraz piersiówka wypełniona whisky zostały upchnięte do jednego worka.
Bo przecież dzikusy z Rosji robią spirytus z drewna świerkowego! A Maximilian nie mógł się przecież całkiem obyć w zimnym klimacie Syberii, bez czegoś do rozgrzania swych starych kości prawda?
No właśnie... starych.
Czasami patrząc w lustro Max zastanawiał się czy nie jest już przypadkiem za stary na takie zabawy.
Co prawda jeszcze nie osiwiał, ani nie oklapł, jeszcze potrafił obić mordy w barach... ale nie był już tym zwinn... to jest silnym młodzieniaszkiem, co kiedyś.

No i jeszcze broń. Myśliwska dubeltówka o dużym kalibrze.


Nie była to najszybsza, ani szczególnie nowoczesna broń. Potrafiła za to robić duże dziury i nie było na świecie stworzenia, które mogło by się jej oprzeć. No i profesor zwiedził z nią kawał świata. Co prawda B.E. Chance wspominał co prawda o tym, że tylko ochrona może mieć broń, ale... może da się załatwić jakieś zezwolenie na odstrzał paru syberyjskich futrzaków ? Skoro już się mają tłuc po rosyjskiej tajdze w poszukiwaniu stwora, który nie istnieje, to równie dobrze przy tej okazji mogą upolować jakiegoś tygrysa lub niedźwiedzia. Szkoda wszak wracać do Bostonu z pustymi rękami, prawda?
Przygotowania zajęły profesorowi wiele czasu, ale ostatecznie Arturo wcisnął się do pociągu kursującego na trasie Boston - San Francisco. Z bagażem, który profesor niósł sam uznając, że na wyprawę nie należy brać nic ponad to, co się jest w stanie unieść na własnym grzbiecie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-12-2012 o 13:19.
abishai jest offline