Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2012, 12:51   #6
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Wnętrze wozu śmierdziało stęchlizną (bogom dzięki, nie uryną) i było ciemne jak... jak... Morion nie miał na to porównania. Był pewny, że za chwilę jego oczy przywykną do półmroku, jednak już teraz wiedział kilka ludzkich sylwetek. Nie był więc sam.
- Wino z Amakandii? - spytał stosunkowo wysoki chłopak, jakby z rozbawieniem, siedzący blisko wyjścia.
- Każdemu czasem należy się trochę luksusu - odparł Morion, biorąc te słowa jako wyrzut. - Czy ktokolwiek może w końcu wyjaśnić, gdzie do diabła się znajdujemy?
- Nie mam pojęcia, ale ty i ja jesteśmy chyba w podobnej sytuacji. - odparł chłopak.
- Jak to? - odezwał się niski jegomość z brodą. - Nie wiecie, dokąd nas wywożą?
- Dokąd nas wywożą? Ja nawet nie wiem skąd! A czym bardziej, z jakiego powodu... a także z kim. Jestem Morion, a wy?
- Belegond Drander - przedstawił się krasnolud. - Jestem kupcem - dodał, nieco zgryźliwie. - Wszyscy zostaliśmy złapani wczoraj, albo dzisiaj. - Machnął ręką, wskazując pozostałych. Trzech mężczyzn i matkę z dzieckiem, które spoglądały na nich niepewnie.
- Miło mi. A kim są tamci fanatycy, co wszędzie upatrują wrogów? - zapytał, skinieniem głowy wskazując na wejście do klatki, w domyśle na zewnątrz.
- To żołnierze z Imperium. Śmierdzący imperialiści - syknął jeden z mężczyzn. - Nienawidzą wszystkiego i wszystkich, którzy chociaż trochę odbiegają od “ludzkich” norm. W Imperium wybili już niemal wszystkie elfy i magiczne istoty. Teraz zapuszczają się do naszego królestwa. Plądrują i mordują. Mówię wam... wojna idzie, jak nic, a wszyscy ci szlachetnie urodzeni durnie z Feere tylko siedzą na swoich tłustych dupskach i żrą kawior! - Mężczyzna oddychał głośno, wyraźnie wzburzony.
- Musicie wybaczyć Alanowi, ale nasz drogi bard ostatnio sporo przeszedł - powiedział kolejny z mężczyzn. - Jestem Ross Kerner, mój przyjaciel Trent, a te piękne panie to Amallaris i Liranna. Wszyscy tkwimy w tym bynajmniej z winy imperialistów wyłącznie, jednak jest pewna nadzieja. - Uśmiechnął się pod nosem i zamilkł, uśmiechając się nerwowo.
- Sławek. - chłopak przedstawił się jako ostatni. Teraz, kiedy oczy Moriona przywykły do półmroku, lepiej zobaczył rozmówców. Tym, co rzuciło mu się w oczy, było dziwne ubranie młodzieńca. Niepodobne do niczego, żadnego stylu. W dodatku materiały, z jakich zostały wykonane... czyżby magiczne? - Nasza sytuacja jest tak podobna, że aż nie wierzę w jej zbieg okoliczności. Mówisz o Amakandii, czy tym innym mieście i nikt z obecnych nie wie gdzie to jest. Mówiłeś też wcześniej, że jakiś mag cię przeteleportował tutaj. - Chłopak wciąż nie mógł uwierzyć, że używa takich słów “tak po prostu”. - Ze mną dzisiaj stało się coś podobnego, tyle że wpadłem w jakiś cholerny portal.

Morion nagle odwrócił się, z głębokim westchnieniem. Oparł się o kraty klatki, teatralnie przeciągając się i ziewając. Mimo to, cały czas pozostawał czujny; chciał przede wszystkim ocenić jakość krat oraz całego wozu – nie wiem jak wy, ale nie miałem okazji do odpoczynku przez ostatnie kilka dni. Nie zapomnijcie obudzić mnie przy ucieczce – po wygłoszeniu tej kwestii oddalił się od krat, by nie przyciągać uwagi ewentualnych strażników, po czym usiadł pod ścianą i objął ramionami nogi.
Wóz zatrząsł się i ruszył powoli przy akompaniamencie rozmów żołnierzy i parskania koni. Ich “więzienie” wydawało się solidnie wykonane, jakby specjalnie na takie okazje. Na ścianach wisiały łańcuchy, solidnie przybite. Nie musieli ich przykuwać. Nikomu nie uda się stąd uwolnić, chyba, że byłby jakimś silnym magiem, który zwyczajnie by się teleportował, albo rozwalił drzwi. Jeśliby nawet połączyli siły, nie zdołaliby uciec. Potrzebna im była pomoc z zewnątrz.



Nagle, niecałą godzinę od momentu wyruszenia, wóz ponownie się zatrzymał, a rozmowy żołnierzy ucichły jak nożem cięte. Zamiast nich usłyszeli... kobiecy głos:
- GDZIE ON JEST?! – wydarła się niewiasta, a po tonie głosu z łatwością można było wywnioskować, że jest co najmniej wściekła.
- Z drogi, wieśniaczko – nakazał kapitan.
- NIE JESTEM ŻADNĄ WIEŚNIACZKĄ! – wrzasnęła ponownie, po czym dało się usłyszeć dźwięk wielu dobywanych mieczy. - Oddajcie go w tej chwili – nakazała przerażająco spokojnie, tak, jak tylko naprawę wściekła kobieta potrafi.
- Zejdź nam z drogi, szmato! - Wrzasnął wytrącony z równowagi kapitan.
Cokolwiek działo się na zewnątrz, musiało być to niesamowicie niebezpieczne. Wściekły, kobiecy wrzask i szczęk mieczy. Chwilę później dołączył do tego inny wrzask, tym razem niski, męski, po którym nastąpiła seria przekleństw.
- Jasna cholera! W ośmiu chłopa na jedną kobietę?! Sukinsyny zmierzcie się z kimś swojego wzrostu!
Chwilę potem okrzyk zdziwienia i bólu kobiety, po czym kolejny wrzask kapitana:
- Jest ich tylko dwoje! Walczyć!
Nastąpiła jeszcze jedna seria szczęków i wrzasków. Odgłosy umierania dobiegały zdrętwiałych w napięciu i niepewności więźniów.
Później nastała, przerywana niespokojnym stąpaniem i rżeniem koni, cisza.
Pierwszy z tego stanu ocknął się krasnolud.
- Niech to - wymamrotał pod nosem, po czym podszedł do drzwiczek i wrzasnął: - HALO! Ktokolwiek tam jeszcze dycha?!
 
Gettor jest offline