Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2012, 13:31   #93
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Plastiscines - Bitch - YouTube

Bezsenność, jak wszystko inne, ma swoją granicę. Subtelną. Jeszcze chwilę temu byłeś po tamtej stronie amigo a teraz jesteś już po tej. Pędzisz na złamanie karku, gdzieś za oknem miga tablica informacyjna. Witamy w mieścinie „Tracisz-kontrolę-kretynko”. Populacja sztuk jeden – Felipa na zejściu. Prognoza meteorologiczna dla turystów – zbliża się pierdolone tornado.

Samochód odbił z powrotem na asfalt ocierając się o krawężnik i na ten sygnał powieki uniosły się gwałtownie.
- Kurwa!
Odpłynęła tylko na sekundę, może dwie. No pretencion, wiedziałaś co się kroi. Już tam, siedząc przed kompem wujka kiedy niemal spałaś na siedząco i z na wpół otwartymi oczami.
Wóz albo przewóz Felipa.
Zdecydujesz się na sen albo sen zdecyduje się na ciebie.
Albo bramka numer dwa.
- Kurwa...

Zjechała na pobocze uspokajając oddech. Adrenalina zadziałała ożywczo ale to był tylko desperacki chwilowy zryw. Wszystko się sypie kiedy zmęczenie bierze górę. Stoisz i myślisz żeby usiąść. Siedzisz i myślisz żeby się położyć. Mroczki latają przed oczami jak stado neurotycznych moskitów albo śnieg w źle podłączonej kablówce. Wszystko się rusza, obłazi cię, irytuje.

- Jestem suką kiedy myję zęby, jestem suką kiedy idę ulicą! Jestem suką kiedy maluje usta...
Śpiewała pod nosem stary szlagier pokonując ostatnie przecznice. Trochę pomogło.
Facet na światłach taksował ją ciekawskim wzrokiem. Uśmiechnęła się do niego, odcisnęła wyszminkowane usta na szybie a na koniec pokazała środkowy palec. Nie rzucała słów na wiatr.
- Jestem suką kiedy wyprowadzam psa, Jestem suką kiedy się zakochuję. Jestem suką kiedy całuję, jestem suką kiedy tak śpiewam...
Zaparkowała w pobliżu salonu ale przez chwilę po prostu nie mogła się zdecydować czy wysiąść czy raczej zwalić się na tylną kanapę, zwinąć kurtkę w wygodny wałek, oprzeć na niej ciężką od myśli a może pustki głowę i pozwolić sobie odpłynąć.
Zastukała paznokciem w deskę rozdzielczą. Ziewnęła.

Kim jesteś?” - zapytał ją kiedyś wujek Li. Wiedziała, że to jakaś lekcja. Albo sprawdzian. „Sumą ludzi jakich znam. Przysług jakie ci wiszą. Sznurków za które możesz pociągnąć.”
Miała dwanaście lat ale zdawało jej się, że już dawno pojęła mechanizm działania tego świata.

I Don't Like The Drugs (But The Drugs Like Me) - YouTube

Ale kim była teraz? Siedząca w tym pieprzonym samochodzie sama jak ten palec, nie bardzo wiedząca czego chce, tutaj teraz i w życiu w ogóle, ze znieczuloną duszą i pragnieniem prochów większym nawet niż snu albo świętego spokoju.
- Kurwa...

Wysypała działkę i wciągnęła metodycznie. Umiejętnie. Tak jak robią to fachowcy - czytaj nałogowcy. Chociaż Felipa nie dopuszczała do siebie takiej myśli. U niej to tylko przejściowe, chwilowe, spowodowane zawodowymi naciskami. Bo przecież sama nie miała szacunku dla ćpunów. Brudasy i nieroby, jak jej matka. Dwa miesiące wstecz widziała ją w podziemnym tunelu metra. Wracali z Waylandem z roboty dla wujka, wtuleni w siebie jak cholerne syjamskie zroślaki, roześmiani. A tu taki mur. Pilar Rodriguez zwinięta w kłębek pod ścianą tunelu. Stara, zniszczona, rozedrgana ale trzymająca się życia jak ostrza brzytwy.
Zjebany miała humor przez tydzień. Wayland chciał od niej wydusić o co chodzi ale mu nie powiedziała. To znaczy oczywiście znał historię Pilar Rodriguez ale co innego opowiadać o sobie facetowi, którego się kocha a co innego pokazać palcem żywy powód własnego wstydu.
Tylko tyle wtedy czuła.
Wstyd. No i może wstręt na dokładkę.
Przyspieszyła wtedy kroku, wpadli do wagonu metra i zostawiła przeszłość za sobą. Zawsze zostawiała przeszłość za sobą.
To dlaczego teraz w tym pieprzonym samochodzie dwie przecznice od salonu dla snobek myśli o tym wyniszczonym przez dragi pokurczu ludzkiej istoty? Pilar Rodriguez... Matka w wieku lat czternastu, rok później gwiazda porno a dwa kolejne ćpunka pomieszkująca u swojego metaamfetaminowego rycerza, który ją zapłodnił, aktorzył u jej boku w niskobudżetowych produkcjach, w końcu zamarzyła mu się kariera narkotykowego potentata i może nawet by mu wyszło z racji swojego kolumbijskiego dziedzictwa gdyby nie fakt, że wybrał dzielnicę wujka a wujek, jak wiadomo, skąpi dobroci serca dla łajdaków, zdrajców i konkurencji. Policja zrobiła na melinę nocny wjazd. Trzy piętra uzbrojonych gangsterów przyjęło ich z godną podziwu gościnnością. Nie szczędzili ołowiu ani C4. Koniec końców Ignacio De Jesus zwany Dżizas został spacyfikowany. Sześcioletnia Felipa widziała każdy szczegół jego obitej do krwi mordy kiedy sześciu funkcjonariuszy kopało go podbitymi buciorami w tak zwanej obronie własnej. Felipa schowała się pod kocem ale zostawiła sobie małą szparkę żeby to widzieć. Zeznała później, z dziecięcą przecież szczerością, gapiąc się na sędziego tymi wielkimi błyszczącymi oczami, że urodziła się już w stanach i nawet jeśli wyszła z łona nielegalnej imigrantki to tutaj jest jej dom. Bidul na Bronxie wydawał się mimo wszystko lepszy niż bilet drugą klasą do Kolumbii...
Tak, nienawidziła ćpunów. Oni sięgali po prochy aby uciec od życia, przyspieszyć migające na wyświetlaczu cyfry zegara. Ona robiła to z dokładnie odmiennego powodu. Aby czas sobie kupić bo ciągle go nie starczało. Był jak skąpa dziwka. Kiedy już ci się zdaje, że dochodzisz ona wykopuje cię za drzwi i mówi że za więcej nie zapłaciłeś.

- Kurwa!
No to sobie pierdolnęła kreseczkę. A później poprawiła drugą i świat nabrał barw i tempa. Tak to działa. Energia spada na ciebie cudownie jak manna z nieba i dostajesz to co chcesz. Witalność, spokój sumienia, obojętność, dobry humor. Czego dusza zapragnie. Jak tu nie wierzyć w cuda?
Biblia nowożytna.
Ewangelia według świętej Amfetaminy, Efedryny, Kokainy. Oświecone wstąpienie do Świętego Związku Kwasu Lizergowego. Wrzuć pod język i oczyść się z wszelkiego stresu. Komunia dla wierzących inaczej.
I nagle już nie jesteś śpiący ani nie masz doła. Tylko jasno wyznaczony cel. Wszystko cacy poukładane na swoim miejscu. I wiesz, że żyjesz. Chociaż przez chwilę miałeś wątpliwości.

Przebrała się w samochodzie. Eleganckie markowe szpilki, sukienka, kapelusz z wielkim rondem. Nie ma jak szczypta ekstrawagancji. Jebać minimalizm, jeśli grać to pierwsze skrzypce. Bogacze to chyba lubią. Wszystko czego nie da się zamknąć w ramy. Oszacować. Kupić. Odgadnąć. A Felipa zawsze miała to w oczach. Zagadkę. No chyba, że akurat kłamała. Wtedy miała w oczach to co mieć chciała. Tego ci nie załatwi żaden wszczep, to trzeba potrafić.
Przyglądała się swojemu odbiciu w przyciemnianej szybie sklepowej kiedy paliła papierosa.
Śmiać jej się zachciało, tak spontanicznie. Śmiała się więc, czemu nie. Bo to było zabawne. Diana Kroose nie miała w sobie nic szczególnego. Nawet ładna przecież nie była. Ale to ona widniała na holobimach, przechadzała się po wybiegach i kąpała się w dinero. O co tu chodziło? O fart? O urodzenie? Z Felipy była przecież laska pierwszego sortu. Taka Diana Kroose mogłaby jej co najwyżej pazury piłować.
Nie pytam kogo znasz ale kim jesteś?” - wujek Li nie dał jej wtedy satysfakcji. Drążył temat jakby fakt kim jest Felipa był w ogóle istotny.
Teraz wiedziała, że na ten brudny uliczny sposób wujek był osobą szlachetną. Mógł handlować prochami, zabijać ludzi ale dbał o la familia. Szczerość. To podstawa sukcesu. Bo możesz zmuszać ludzi do wielu rzeczy trzymając nóż na ich gardłach ale w finale dnia liczy się lojalność. A wujek potrafił ją egzekwować. Prawdziwa charyzma. Czy sama nie wycięłaby sobie serca i nie podała mu tacy gdyby tego od niej oczekiwał?
Jesteś moją siostrzenicą”
Nie jesteśmy spokrewnieni”
Czyżby?”

Miała gadanę, aż sama była pod własnym wrażeniem. Tacy niby obłożeni terminami, umówić ją chcieli za cztery tygodnie a ostatecznie posadzili na fotel i oddelegowali jakiegoś maestra od kudłów.
- Co robimy?
- Co tam uważasz – wzruszyła ramionami niezadowolona, że czeka ją siedzenie w bezruchu przez następne dwie godziny. Jakby przycięcie włosów było niby skomplikowane. Sranie pozorów. Daj mi nożyczki i sama to zrobię. I jeszcze mają czelność wołać za to dwie stówy. Ale sceduje koszty na Dirkuera. Nie jest tu dla swojej babskiej przyjemności ale żeby załatwiać jego sprawy. Sprawy korporacji.
- Rozjaśnię trochę, wycieniuję... - chłopiec miał wczówkę. Wsunął palce pomiędzy sploty jej włosów i delektował się ich dotykiem przy okazji dostarczając Felipie nadprogramowe przyjemne ciarki. Puta... Kiedy to ostatni raz...? Z jakimś hombre...? Zbyt dawno.

Czuła się jakby trafiła tu za karę. Krew w żyłach paliła niby kwas, nogi podrygiwały po śnieżnobiałej gładkiej posadzce. Ależ była nabuzowana.
Chwyciła holo. Przeglądała listę kontaktów. Z nudów, ze zniecierpliwienia, z potrzeby by do kogoś otworzyć usta, choćby wirtualnie a może wyładować napięcie jakie spowodowały macanki pana fryzjera.
To o co chodziło z tym jednym skrzydłem?”
Wiadomość wzbiła się do lotu ale chyba zgubiła gdzieś w przestworzach komunikacji. „Nie dostarczono odbiorcy”.
Ciekawe por favor? Co robi Walters? Czy profilaktycznie wyłączył holo a może zupełnie zmienił numer?

- Muszę iść do łazienki...
Maestro skarcił ją spojrzeniem ale zaraz wskazał kierunek. Lokal był naprawdę spory. Oprócz głównej sali dysponowali całą masą mniejszych pomieszczeń. Felipa ostrożnie zwiedziła okolicę ale nigdzie nie zobaczyła Kroose. Nie udało się też odszukać jej ciuchów ani torebki.

Wróciła do fryzjera geja – tak, teraz była już pewna, że jest gejem, bo przecież każdy fryzjer płci męskiej musi nim być a dodatkowo imię Pierre wyszyte na różowej koszulce polo zaświadczała na jego niekorzyść. Winny. Trzy do pięciu lat w męskim więzieniu korporacyjnym słynącym z nadużyć seksualnych. Podziękujesz mi później.

Czas mijał i nic się nie działo. Pracę homo fryzjerus obserwowała sceptycznie. Facetowi brakowało zdecydowania. Gdyby chociaż ściął ją na jeża, ale nie, wszystko zachowawcze, ostrożne w granicach bezpiecznej tolerancji.
- Cudowne szpilki! - Felipa przywołała na twarz wyraz absolutnego uwielbienia. - Jakie klasyczne. Christian Louboutin?

No, dosiadła się wreszcie obok, przyszła włoski ufryzować primadonna wybiegów. Diana Kroose wdała się w ostrożną rozmowę mile połechtana komplementem.
Rozmowa odbywała się z niewymuszoną naturalnością. Jakby były dla siebie stworzone, dwie przyjaciółeczki.
Narkotyki sprawiły, że Felipa straciła trochę wyczucia, za mocno popuściła wodze bajkopisarstwa za kłamała pierwszorzędnie. Może na haju sama wierzyła w to co wygaduje, chociaż z tyłu głowy odzywał się podszept jej wewnętrznej suki.
- Zawsze chciałam być modelką.
Modelki są puste i głupie.”
- Masz predyspozycje!
Większe do kariery w pornosach. Po mamusi.”
- Mój wujek twierdzi, że nie powinnam pracować zarobkowo.
W każdym razie nie dla korpów”
- Kim jest twój wujek? To ktoś znany?
Nawet nie wiesz jak bardzo. Zapytaj jakiegokolwiek gliniarza w mieście.”
- Przyszywany wujek. W zasadzie przyjaciel rodziny. I jest piosenkarzem. Justin Biber.
No dobra Felipa, ciut przegięłaś.
- Nie żartuj! Znasz Bibera? Tego Bibera? On już jest chyba... po sześćdziesiątce?
- Przed. Ale wygląda na niecałą czterdziestkę. Trzeba dbać o siebie, szczególnie w branży. Wujek ma bzika na punkcie...
lojalności”
- ...wyglądu.
- To zrozumiałe.
Wujek Justin Li Biber. A to dobre.”

Felipa sprzedawała kłamstwa, z tego żyła. Potrafiła być na tyle wiarygodna aby wmówić skinheadowi, że w zasadzie to ma aryjskie korzenie tylko trochę za mocno przypiekło ją słońce na urlopie. Ale Diana Kroose nie wszystko łykała albo nie do końca. Niby rozmawiały sympatycznie, atmosfera pierwsza klasa, nic Felipie nie zarzuciła ani nie dała podstaw, że bierze jej słowa w wątpliwość ale wyglądało na to, że nie jest pustą, pozbawioną czujności idiotką. W zasadzie to sprawiała wrażenie ostrożnej. Jakby spodziewała się, że każdy poznany potencjalnie człowiek chce ją podejść.
Pożegnały się całując się w policzki. Felipa wykorzystała tę chwilę poufałości aby wsunąć niewielki nadajnik do torebki Kroose. W zasadzie najprostszym wyjściem wydawało się wywlec ją stąd, zapakować do bagażnika pożyczonej od wujka fury i popracować nad jej zeznaniami w jakimś dobrze wyposażonym garażu. Tyle, że ogromny i napakowany ochroniarz pani blond modelki mógłby nie podzielać zachwytu Felipy ową alternatywą.

- Daj mi swój numer, może umówimy się gdzieś, zabalujemy?
- Podaj najpierw swój, puszczę ci wyzytówkę,
- Jasne.
Za chwilę panel jej holo poinformował, że dostała wiadomość.

Felipa usiadła w samochodzie, wyciągnęła chip ze swojego holofonu i zamieniła na inny. Skoro podała numer Dianie Kroose musi liczyć się z ewentualnością, że tamta będzie chciała ją namierzyć. Gorzej jeśli zadzwoni. Będzie musiała co jakiś czas kontrolować nieużywane numery.

Połączyła się z człowiekiem, z którym od czasu do czasu współpracowali.
- Hola, Rupert...
Nie lubiła hijo de puta ale ceniła jego profesjonalizm. Brał sporą stawkę i pozbawiony był kompletnie uroku osobistego ale jego skuteczność była zadziwiająca.
- Posłuchaj, mam jedną blondi na tapecie... Mhm... Zaraz prześlę ci wszystkie dane. Tak, tak. Przelew będzie wieczorem.

Pozostawała robota dla Remo. Poszło wiadomością tekstową bo, solo Dios sabe, co oni w tej chwili robili. Nie chciała zadzwonić na ten przykład w środku strzelaniny,

Podsyłam ci numer Diany Kroose. Chciałabym abyś sprawdził jej billingi, szczególnie przegrzebał dwa dni poprzedzające spotkanie w Safe Heaven – pan S lub pani Y musieli się z nią kontaktować i umówić. Jeśli dotrzemy do numery kogoś z tej dwójki namierzymy sygnał holofonu i będzie można coś organizować. Całuski. F.

* * *

Pub u Tommiego był kolejnym punktem na liście do odfajkowania.

Felipa wyciągnęła się na tylnym siedzeniu, wypchnęła ku górze biodra i wciągała na tyłek obcisłe skórzane gacie. Do tego wykrojona koszulka z napisem „I fuck on the first date”. Jack się tak uroczo irytuje. Teraz bardzo wysokie obcasy, w których przewyższała wzrostem niejednego mężczyznę. Ciekawe czy Roy będzie musiał zadzierać głowę żeby spojrzeć jej w oczy. Ta myśl ją rozbawiła.
Na koniec błyszczyk, ciężkie zmysłowe perfumy i dwie wąskie kreski, żeby podtrzymać energetyczny flow. Poczuła je jak tsunami zaczynające się z zatokach i rozlewające każdym zwoju nerwowym mózgu.
Poprawiła włosy, znacznie jaśniejsze niż nosiła wcześniej i elegancko ścięte. La pucha, może jednak były warte tych dwóch stów. Tym bardziej, że nie były to jej dwie stówy.
 
liliel jest offline