Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2012, 13:38   #7
mckorn
 
mckorn's Avatar
 
Reputacja: 1 mckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputację
Barbarzyńca dokładniej obejrzał ukrywającego się mężczyznę i pokręcił z niedowierzaniem głową. Spojrzał na rozgrywającą się potyczkę i zaklął, nadzwyczaj szpetnie; nawet jak na barbarzyńcę.
- Jasna cholera! W ośmiu chłopa na jedną kobietę?! Sukinsyny zmierzcie się z kimś swojego wzrostu! - Złapał drzewiec oburącz, wykonał młynek bronią; wydobył z gardzieli okrzyk bojowy (będący mieszaniną przeróżnych gróźb i przekleństw) i zaszarżował w kierunku żołdaków. Nim stracił chowającego się mężczyznę z zasięgu wzroku, obejrzał się i uśmiechnął paskudnie. Lepsze to niż krycie się po krzakach - pomyślał.
Czuł, że demon domaga się wyjścia na zewnątrz... zbyt długo trzymany był na uwięzi.
Dobrze - pomyślał Korn. - Tym razem ci ulegnę. Oj przeleje się dzisiaj krew!
Zakręcił toporem w szalonym tańcu z miejsca powalając najbliższego z żołnierzy.
W tym momencie kusznicy wystrzelili, celując w dziewczynę. Przed pierwszym bełtem zdołała się jakimś cudem uchylić (wydawało się, że raczej przypadkiem, niż celowo), jednak drugi wbił się w jej lewe ramię. Krzyknęła zaskoczona i straciła impet, musząc się posługiwać jedną ręką.




Coen nie mógł pozostać bierny na cierpienie słabszych. W kierunku kobiety pobiegł dziwny mężczyzna z okrzyków wywnioskować można było, że chce jej pomóc.
Cóż, musiał zaufać jego umiejętnościom. Nie wybiegając z krzaków przyjrzał się dokładnie obrońcom wozu; zauważył, że znajdują się wśród nich kusznicy. To mógłby być
problem, lecz Coen miał już plan. Zwinnie niczym kot przebiegł między krzakami do
punktu, z którego mógł wycelować i pchnąć energię. Strzelił, czy raczej spróbował strzelić.
Planował zwalić z nóg kapitana i kuszników, jednak nic z tego nie wyszło. Z jakiegoś powodu znak nie zadziałał.
W tym momencie barbarzyńca rozwalił głowę pierwszemu z żołnierzy, ściągając na siebie ich uwagę.
- Jest ich tylko dwoje! Walczyć! - zawołał ów, kiedy jego podwładni się zawahali.




Człowiek z północy zdziwiony był trochę nieskuteczną próbą ataku. Zapomniał o podstawach? Nic to. Niesiony szałem miał zrobić tu prawdziwą jatkę!
Karmazynowe oczy bruneta spoglądały na nieszczęśników, którzy odważyli się stanąć na jego drodze. W dwóch szybkich krokach zakończonych efektownym przewrotem w przód doskoczył do kuszników, w rękach zaś trzymał swój ulubiony srebrny miecz.
Cięcia szybkie i dokładne. Żądza.
Szybki atak zaskoczył niewprawionych w boju strażników, nim zdążyli osłonić swe ciała, niezwykły wojownik zdążył już wykonać dwa potężne cięcia, które zwaliły ich z nóg. Pierwszy miał dużo szczęścia umarł niemal od razu, miał rozpłataną twarz,drugi umarł w konwulsjach.
Gdzieś z przodu barbarzyńca z lasu masakrował właśnie resztki żołnierzy, więc został tylko kapitan, którym Coen z radością się zajął. Chciał zobaczyć na ziemi krew tego nadętego bufona, śmierdzącego tchórza, kryjącego się za plecami podkomendnych, przed kobietą.
Skrzyżowali miecze, jednak już na początku widać było kolosalną różnicę poziomów. Srebrny miecz z łatwością minął gardę przeciwnika i dotkliwie zranił w ramię. Wystarczył jeszcze jeden obrót i kapitan padł twarzą na ziemię.




Barbarzyńca podziękował w myślach mężczyźnie, który najwyraźniej stał po jego stronie! Szybko zamachnął się toporem na jednego z żołnierzy, czuł, że demon coraz bardziej go opanowuje... Drzewcem broni spróbował sparować wraży cios... Czuł się jak za swej burzliwej młodości, gdy rozłupywał czaszki i plądrował miasta. Gdy Mroczny Bóg się o niego nie upominał...
Ogarniała go coraz większa furia, która szukała ujścia, kiedy nagle zabrakło przeciwników. Jak przez mgłę przypominał sobie, że rozwalił głowy co najmniej czterem przeciwnikom. Demon był już bardzo blisko wyrwania się na wolność, jednak jedno spojrzenie Korna na pobojowisko, które zostało po walce, pomogło opanować bestię.
Sama walka była chaotyczna i niewiele barbarzyńca z niej zapamiętał, jednak był pewien jednego: gdyby nie tajemniczy jegomość z mieczem, z całą pewnością by nie wygrał.




Na ziemi, pośród kurzu, leżała bez przytomności kobieta z wystającym z ramienia bełtem i ciemniejącym sińcem na czole. Mężczyzna zza drzewa stał teraz obok niej z ociekającym krwią mieczem, który dopiero wyciągnął z ciała kapitana.
Konie zaprzężone do wozu dreptały nerwowo, jednak nie mogły uciec od smrodu krwi i śmierci. Przewracały oczami i rżały niespokojnie.


Korn wynurzył się z otchłani jaką był jego bitewny szał. Demon, wyraźnie zadowolony siedział sobie w nim spokojnie i sycił się krwią. Barbarzyńca zbliżył się do leżącej, spojrzał na stojącego obok mężczyznę o dziwnych oczach. Ukląkł obok dziewczyny, obejrzał ranę.
Rana głowy nie wyglądała zbyt ładnie, jednak barbarzyńca z doświadczenia wiedział, że podobne w dużej mierze powodują jedynie nieznośne łupanie w głowie. Nic jej nie powinno być, pod warunkiem, że opatrzą postrzelone...
Jego rozmyślenia przerwał dochodzący z wozu wrzask:
- HALO! Ktokolwiek tam jeszcze dycha?!
 
mckorn jest offline