Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2012, 19:34   #95
Nadiana
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Felipa dwie ostatnie godziny siedziała przed kompem grzebiąc w portalach plotkarskich i modelingowych wyszukując informacji o Dianie Krool. Wykonała telefon do jej agencji , zapoznała się możliwie szczegółowo z jej życiorysem i tyle, dalej nie miała punktu zaczepienia. Z pomocą przyszli psychofani i systemy monitorowania gwiazd. Salon piękności. Cóż, Felipia chyba zaniedbała ostatnio paznokcie.
- Jack - wyszła z pokoju informatyków i wróciła do lekarki, która rozgościła się przy barze. - Mamy... - spojrzała na holofon - dwie godziny do twojego spotkania z bratem. Szkoda mi czasu, jadę ciągnąć temat. Nie wiem czy się wyrobię do ósmej.
- Well, nie wiem o co chodzi, bo jakoś zapomniałaś mi wspomnieć, ale o moim spotkaniu z Royem wiedziałaś i ja na nie pójdę. Mogę ci dać namiary na pub, w którym będziemy i tam się możemy spotkać
- wzruszyła ramionami.
- Może przesuniesz spotkanie o dwie godziny i pojedziemy razem? Wtajemniczę cię po drodze, vamos, vamos, vamos - Felipa ziewnęła przeciągle mimo to klasnęła w dłonie i zatarła je gorliwie.
- Nie mam telefonu do brata słonko. Przez wasze ściganie w ogóle się zapadł pod ziemię.
- Dobra, podaj nazwę knajpy. Będę jak załatwię sprawę.
- “Tommy’s Pub” na Bronxie. W razie czego jakby ci się przeciągnęło gdzie ciebie będę mogla znaleźć?
- Masz mój numer. Będę pewnie w ruchu.
- Ok, niech i tak będzie. Jak coś będę dzwonić.

***

Do Tommy’ego Jack nie wybrała się od razu, wpierw musiała poczekać na rzeczy od Ann. Azjatka chyba faktycznie trochę się zeźliła, bo sporo jej kazała czekać, a kiedy rzeczy już przyszły były na nazwisko de Jesus. Ot, takie małe prztyczki w nos. Evans w tym zakresie preferowała styl Felipy; ta to przynajmniej, z reguły od razu mówiła co jej leży na sercu, a nie chowała wszystko pod beznamiętną maską. Cóż, Azjaci w dużej części tak mieli. Bywa.
Grunt, że dziewczyny zdążyły się dogadać i barman bez szemrania przekazał stuff, który w łazience lekarka oczywiście skrupulatnie przejrzała. Nie, nie podejrzewała, że ktokolwiek mógłby pokusić się na jej majtki, ale wolała upewnić się czy nie dostała czegoś w prezencie. Pluskwy czy innej cholery.

Jeszcze przed wyjściem Evans wpadła na pomysł by pożegnać się z wujkiem Li, ale nigdzie go nie dostrzegła, nie proszona też nie miała zamiaru się pchać na zaplecze. Zresztą jakiekolwiek prowadził on interesy: krystalicznie czyste to one na pewno nie były, a składanie uszanowań gangsterowi to nie było w stylu Jack. No chyba, że dany gangster byłby jej przyjacielem. To trochę zmieniało obraz rzeczy.

Zapłaciła barmanowi za te kilka herbat, które w międzyczasie wypiła i za piwo wychłeptane przez Felipę i ruszyła na Harlem. Na piechotę, potrzebowała jeszcze świeżego powietrza, o ile oczywiście coś takiego w tym mieście istniało.

Trzymając się głównych arterii jeszcze przed czasem dotarła do już pełnego o tej porze pubu i usiadła przy barze.
- Dzięki za załatwienie sprawy. Ile jestem winna?
Tommy siedział na swym królewskim miejscu, a dwóch pomagierów uwijało się jak szalonych.
- Zamów drogiego drinka. Wiadomość sama się przechwyciła, niewiele mojej roboty w tym było.
Wgapiał się w telewizor, gdzie dla odmiany leciał sport. Roy zaś pojawił się zgodnie z planem, punktualny być potrafił.
- Zamówię, ale nie dziś. Głowa chce mi się rozpaść na drobne kawałki. Tak czy siak dzięki teraz mam spotkanie. Wybacz.
Pożegnała się z barmanem i bez chwili zawahania ruszyła do brata.
- Dobrze, że jesteś. Gdzie chcesz iść?
- To ty masz sprawę -
wzruszył ramionami. - Więc ty wybieraj. Czy wolisz tu, czy nie uważasz, że tu jest do tego wystarczająco bezpiecznie.
Przyjrzał się jej badawczo.
- Jak zwykle pomocny - Jack westchnęła zmęczona. Co jak co, ale doba bez odpoczynku, a za to z ekstremalnymi przeżyciami potrafi wykończyć - Tom, znajdzie się jakiś mały pokoik dla nas?
Gruby barman pokręcił głową, wskazując za plecy.
- Co najwyżej na zapleczu. Wiesz przecież, że takich usług to ja nie proponuję - uśmiechnął się dwuznacznie.
- Baaardzo zabawne. Nie ma tu pewnej latynoski, więc zaplecze nam stanowczo wystarczy. Jeśli można tam liczyć na dyskrecje. Można Tommy?
- Jasne. Doliczę za drinka -
Tom nie był zbyt przejęty jej ironią, wpuszczając ich na tyły. Była tam kuchnia, magazynek, pomieszczenie ze stolikiem i stołkami, gdzie można było usiąść. Z zaplecza korzystano rzadko podczas normalnych wieczorów, w końcu w pubie mało kto jadł, a alkohol był za barem.

Evans usiadła z ulgą na jednym stołku, opierając głowę na dłoniach.
- Jeszcze nigdy nie byłam w takim bagnie. Powiedz mi braciszku masz jakiś sposób by wykryć podskórne wszczepy jeśli na skórze nie ma ani śladu? Jakiś czytnik czy inną cholerę?
Roy popatrzył na nią i westchnął.
- Czyli jednak masz problem - zastanowił się, przez chwilę milcząc. - Jeśli są aktywne, to bez problemu. Gorzej, gdy są pasywne, wtedy... każdy musi mieć w sobie coś metalowego, więc potężny wykrywacz metalu da radę, jak nie masz tego na przykład gdzieś na jakimś wszczepie.
- Może być wszędzie. Miałam black out. O jednym pasywnym wiem, on musi zostać. Boje się, że mam więcej poczynając od lokalizacyjnych po totalnie szpiegowskie. Poszukam później potężnego wykrywacza metali. Chociaż już widzę jak wchodzę do sklepu i proszę o takie cudo. - Jack skrzywiła się - A co z Felipą i resztą naszej wesołej ekipy, co zamierzasz?
- Do aktywnych wystarczy prosty skaner. Mam taki, ale nie przy sobie.

Obejrzał się odruchowo, słysząc drugie pytanie.
- Jeszcze nie wiem. Ten Remo... dużo wie. I dużo daje od siebie, za dużo, aby ściemniał. Co do Felipy, to mi przecież zabroniłaś - uniósł brwi, ale bez większego rozbawienia, wiedział, kiedy sytuacja jest z tych poważnych, przynajmniej zwykle.
- Remo wie dużo i jest dobry. I pominął mnie w zabawie z tobą i tym co wiesz. W sumie w ogóle nie chce ze mną gadać. Ponoć, bo sam nie był łaskaw przekazać tej informacji. Normalnie dałabym sobie spokój, ale muszę dotrzeć do sprzętu, który zdobyliśmy, a który oni chowają przede mną. Mniej ludzi do podziału to zawsze dobra opcja.
- Chcesz ich okraść? Czy oni nie chcą podzielić się z tobą? - skrzywił się, a jego oczy się zmrużyły. - Remo powiedział, że specjalnie cię pominął, bo dużo mówisz. Wolał bezpośrednio, zabronić też mi nic nie zabronił. Ale... kobieto, poznałem tylko dwójkę z tych ludzi, a nawet ja nie chciałbym nadepnąć im na odcisk. Oni sami to sprawa pewnie niewielka, ale za nimi stoją inni.
- Nie chce ich okraść -
skrzywiła się wyraźnie - Moje chcenie lub nie to jednak za mało. Jeśli nie dotrę do tego sprzętu Diego zginie.
- A więc o to chodzi -
wypuścił powoli powietrze. - Wiesz, że jestem tu obcy. Nie znam tego miasta, mam tu mało kontaktów, z od nich mam kontakt tylko do Remo i to też nie bezpośredni. Co mógłbym zrobić?
- Dowiedzieć się gdzie teraz mają metę jako grupa. Ja naprawdę nie chce im zrobić krzywdy, Felipę nawet lubię mimo, że ewidentnie chce cię bzyknąć, ale póki nie znam miejscówki mam związane ręce. Ty w sumie i tak potrzebujesz pomocy Remo, więc możesz z nim współpracować, a może w międzyczasie uda ci się dowiedzieć, gdzie trzymają sprzęt. Tylko uważaj, bo podejrzewam, że im nie będzie po drodze z twoimi nowymi przyjaciółmi.

- Albo wręcz odwrotnie - uśmiechnął się lekko, tyle, że bez wesołości. - Mogę obiecać, że spróbuję. Po tym, że siedzimy tutaj, a Felipa tam, wnioskuję, że im nic nie powiedziałaś. Dlaczego? Razem moglibyście zadziałać skuteczniej. Latynoska znalazła mnie bez problemu...
- Kiedy udało się mi do nich dotrzeć, powitali mnie “podaj adres oddamy ci rzeczy”. Felipa miała przyjemniejsze nastawienie, ale dla pozostałych zniknięcie na parę godzin to był mój koniec. Nie mam żadnych gwarancji, że mnie nie wystawią, albo nie odstrzelą gdzieś ukradkiem dla bezpieczeństwa. Sorry, nie ufam ludziom, którzy na pierwsze kłopoty wypinają się na współpracowników. Poza tym...

Przerwała by rozejrzeć się za czymś co mogła użyć. Czemu ludzkość zrezygnowała niemal zupełnie z papieru, ah czemuż?
Na szczęście Tommy nie był przesadnym pedantem i stolik pokrywała warstwa kurzu, w której Jack zaczęła kreślić palcem litery.

“Możliwe wszczepy = moja paranoja na podsłuch”

Miała nadzieję, że załapie prosty przekaz czemu nie chciała grać w otwarte karty ze “swoją” grupą. Roy wyjął z kieszeni jakieś małe urządzenie i położył na stole.
- Nie zapominaj z kim rozmawiasz. I nie zapominaj, że oni też cię nie znają. U nas, jak któryś zniknie na kilka godzin, gdy uznamy to za niebezpieczne... nie odzywamy się do niego już i nie pozwalamy znaleźć. Tak to działa, takie czasy, gdy chce się schować. Nie jest łatwo. Nikogo tu nie bronię, twoja decyzja. Ja to tylko widzę inaczej, jak dostaną powód, by nie ufać ci jeszcze bardziej... to w życiu nie znajdziesz tego sprzętu i nie będę ci w stanie pomóc.
- Głowa mi chce się rozpaść na pół - mruknęła cicho w odpowiedzi patrzą na zagłuszacz wyciągnięty przez brata - To co radzisz mi zaufać w sumie nieznajomym, którzy nad wyraz szybko się na mnie wypieli i chcą mnie obrobić z należnej części łupu, a przynajmniej na to wskazuje ich zachowanie i złożyć w ich ręce życie Diego? To twoja rada ze wszystkimi twoimi paranojami?
Przy ostatnim zdaniu uśmiechnęła się do brata. Nie odpowiedział uśmiechem.
- Moja paranoja, moją paranoją. Różne rzeczy w życiu robiłem, wielu chętnie by mnie odstrzeliło. Ale wszystko co robiłem, wiązało się ze współpracą. Nie wiem jak ta twoja grupa chce cię z interesu wysadzić, zdaje się, że płaci wam korporacja, nie? Nikt nie mówił o zaufaniu. Mowa jest o współpracy. Niekoniecznie z nimi, to tylko najprostsze. Zwracasz się o pomoc do mnie, a ja mam tu tylko kilku mało znaczących kumpli. Gdybym miał plecy, myślisz że prosiłbym o ten patent i narażał ciebie? Nazwij moje słowa wyłuszczaniem możliwości. Co zrobisz teraz, gdy nie chcesz im powiedzieć? Co tu robi Felipa, skoro chcą cię z interesu wysadzić?
Słyszała już kiedyś takie monologi, mózg Roya zdawał się tak działać. Zadawać dużo pytań i starać się na nie odpowiedzieć.
- Jak zwykle pomagasz - znów się uśmiechnęła. Rozmowa z bratem zawsze jej dobrze robiła, nawet jak mieszał - Zastanowię się jeszcze. Mogę zatrzymać to cudo? Przyda się na rozmowy jeśli się na nie zdecyduje.
Skinął głową, przesuwając niewielkie urządzenie w jej stronę.
- Ale nie ufaj temu w pełni. Ma bardzo mały zasięg. Wychwytuje większość sygnałów, ale słyszałem, że są już nowoczesne metody pozwalające czasem to oszukać.
- Będę pamiętać dzięki. Jeszcze później jak będę miała chwilę chętnie skorzystam z twojego skanera. Musimy ustalić jakiś system komunikacji, bo cholernie szybko zmieniasz telefony.
- Bezpieczeństwo przede wszystkim. Najłatwiej przez sieć, skrzynka pocztowa, gdzie zostawiasz wiadomości, z dostępem tylko dla nas. Nic nie wysyłasz wtedy, to najbezpieczniejsze dopóki ktoś nie pozna adresu. Ale wtedy też możesz ostrzec jakimś hasłem.
- Dobra, zorganizujesz to? Jesteś znacznie lepszy w te klocki. Jak uda mi się wyjść z tego bagna, uratować Diego to wtedy wynoszę się z tego miasta. Mam dość.
- To nie problem, daj mi swój numer, mimo wszystko.
Zapisał adres i hasło na stoliku, pozwalając Jack zapamiętać, a potem zmazał. Lekarka też bez obiekcji podzieliła się swoim numerem.
- To chyba tyle, co? Nie będziemy zajmować Tommy’emu miejscówki. I muszę się odezwać do Felipy, podejrzewam, że chciałaby cię spotkać. Chyba konkretnie postawiła sobie za cel zaciągnięcie cię do łóżka. Ehhh... znalazłbyś sobie jakąś miłą kurę domową i byłby spokój.
Lekko ironiczny uśmiech znów pojawił się na twarzy Jack.
- Nie mów, że jakby się nie pojawił jakiś zajebisty facet, a ty nie miałabyś tego swojego, to byś go unikała.
Uśmiechnął się równie ironicznie, po czym dodał:
- Nie narażaj się. Szukaj bardziej Diego, niż tych przedmiotów. Nikt nie powiedział, że ludzie dotrzymują słowa. Gdy czegoś się dowiesz, daj znać. Poza tym, napisz mi wszystko co wiesz o tych gościach. Może są jakąś grupą, którą można by wyśledzić.
- Dam. Na razie niewiele o nich mogę opowiedzieć. Założyli maski, więc nawet pewnie bym ich nie rozpoznała. Nie mam niestety żadnego punktu zaczepienia. Może się coś zmieni.

Wiele więcej do powiedzenia sobie nie mieli. Uznając konwersację za zakończoną opuścili zapleczy, by zaraz wpaść na Felipę nawijającą makaron na uszy Tommy’ego. Ona i Roy nie przywitali się tylko wlepiali wzajemnie w siebie ślepia jak głodne dziecko patrzące na ciasto na wystawie sklepowej.
- To jesteśmy w kontakcie. - lekarka przysiadła we wskazanym przez latynoske stołku - Tommy drinka poproszę, najdroższego tak jak się umawialiśmy. I wodę.
- Jesteśmy
- Roy potwierdził i skierował się ku wyjściu rzucając ostatnie tęskne spojrzenie na cycki Felipy.
Kiedy zamówione trunki się pojawiły blondwłosa pchnęła drinka w stronę koleżanki, a sobie zostawiła wodę.
- I co, udało ci się coś załatwić?
- Niewiele.

Felipa spojrzała na plecy oddalającego się Roya.
- En serio? Nawet się nie przywitasz? - błysnęła białymi ząbkami i uniosła drinka w geście toastu w kierunku Roya Evansa.
- Widzieliśmy się niedawno - mrugnął do niej, a potem nieznacznym gestem wskazał na holofon i tyle go było.
Felipa spojrzała na swoje holo, przejechała kilka razy palcem po ekranie dotykowym a podczas tej czynności na jej twarzy pojawił się tajemniczy uśmieszek. W końcu zaprzestała, opuściła na nadgarstek rękaw skórzanej kurtki i nie ruszoną szklankę z drinkiem odłożyła na blat.
- Muszę się zastanowić co dalej.
- Z Royem czy tak ogólnie? -
Jack spojrzała na latynoskę z lekko kpiącym uśmiechem, który nie sięgał oczy. W nich bowiem było coś innego, coś co osoba tak znająca się na mowie ciała jak Felipa mogła wychwycić szybko. Evans ją oceniała. W jakiej kwestii to pozostawało zagadką.
- No me digas - Felipa nie przestawała się uśmiechać. - Czego się obawiasz Jack? Że go wykorzystam a później zadźgam szpikulcem do lodu? Za kogo mnie masz?
Sięgnęła po szklankę wody i wypiła duszkiem do połowy.
- Chociaż prawdę mówiąc nie miałam na myśli twojego brata. Kiedy jestem na trabajo, głównie myślę o trabajo, si?
- Mam cię za kobietę, która bez wahania zadźga szpikulcem do lodu faceta, który dostatecznie nie postarał się w łóżku. - lekarka parsknęła, a potem upiła spory łyk wody - O Roya się jednak nie martwię, potrafi sobie chłopak radzić na wielu frontach. Z natrętnymi fankami też jeśli zajdzie potrzeba. Ze swoją buźką od czasów szkoły średniej nie miał lekko. Ale faktycznie powinniśmy wrócić do pracy. Jakie mamy opcje? Rozumiem, że twoje poprzednie dwugodzinne sprawdzanie portali społecznościowych dotyczyło Newt? Bo chyba nie szukałaś tam śladów zlecenie od Ala.
- Szukałam modelki. Ale gówno to dało. Teraz muszę skontaktować się z Remo żeby dał nam nowy punkt zaczepienia. A do tej pory obawiam się... - wetknęła sobie papierosa w kącik ust - że będę musiała coś zjeść i się przekimać. Dwie doby na nogach to proszenie się o zawał.
Jack milczała. Długo.
- Chodź. Pogadamy na zapleczu. Tommy daj jakiegoś hamburgera żeby nie padła. Mi też możesz.
Felipa skinęła i poszła za Evans.

Jack usiadła przy tym samym stoliku co uprzednio wskazując latynosce miejsce, na którym uprzednio siedział Roy. Odczekała chwilę aż Tommy przyniósł hamburgery, które pewnie jeszcze pięć minut temu były mrożonką i zostawił je same. Upewniwszy się, że nikogo w zasięgu słuchu nie ma lekarka wyciągnęła małą zabawkę, którą podarował jej brat.
- Zagłuszacz od Roya. - była niemal pewna, że Felipa rozpoznała urządzenie, ale nie zaszkodziło potwierdzić. Zanim przeszła do dalszej części opowieści oparła głowę na rękach i uważnie patrzyła na dziewczynę zwracając uwagę na najmniejszy detal - Miałaś rację kłamałam. Zanim jednak zamierzałam podzielić się z wami tym co się działo musiałam mieć właśnie to w swoich rękach. Foch Remo trochę utrudnił mi zadanie. W mieszkaniu Diego trafiłam na tych bastardów, jeden pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie charczał podczas oddychania, ale jednak w trójkę mnie załatwili. Gdy się ocknęłam byłam w jakimś magazynie, gdzie również był żywy mój facet. Zanim jednak doszło do radosnego powitania kochanków wziął mnie na magiel jakiś gościu. Nie pytaj o detale, był zamaskowany. Do tego nie znał się na żartach. Zaaplikowali mi coś jak zastrzyk prawdy. Nie mam pojęcia co się działo w międzyczasie, odpłynęłam, ale podejrzewam, że dowiedział się tego co chciał. Chociaż z drugiej strony nie sadzę by tam było dużo nowych dla niego rzeczy. Kiedy się obudziłam dał mi propozycję nie do odrzucenia; dowiaduje się gdzie są zabawki i daje mu cynka. Pozycję do negocjacji miałam wybitnie słabą. Wysadził mnie na Bronxie sobie zostawiając Diego, a mnie cosik jak olbrzymiego kaca po lsd. Teraz ustalmy sobie jedno: ja nie wystawiam ludzi, chociaż trzeba przyznać, że Ferrick bardzo pracowała nad zmianą mojego nastawienia. Nie wiem jednak czy nie zaszyli w moim organizmie czegoś jeszcze poza komunikatorem aktywowanym na hasło dlatego wolałam być ostrożna i bez zagłuszacza nie gadać za wiele.
Felipa skinęła.
- Przemyślę to wszystko. Ale teraz wyłącz zagłuszacz. Mogą zauważyć blokadę w przepływie danych i będzie jasne, że ich kręcisz. Następnym razem pójdziemy do lokalu typu Pink Gloom, niby zawodowo, i tam pogadamy swobodnie.
- Mogą pomyśleć, że to kwestia zaplecza baru. Zresztą mówię, nie mam pewności, że coś takiego jest, sprawdzę to z Royem - Jack sięgnęła po zagłuszacz i wyłączyła go. Musiała przyznać, że spodziewała się bardziej żywiołowej reakcji.
Felipa usiadła do hamburgera i bez większego przejęcia zajęła się jedzeniem.
- Jak mówiłam, najpierw skontaktuję się z Remo, może da nam kolejny punkt zaczepienia. Zajmiemy się wszystkim. Po kolei.

Taka była jej recepta "po kolei". Lekarka poczuła bardzo dojrzałą ochotę by kopnąć dziewczynę pod ławą, ale się powstrzymała. Ona także potrzebowała odpoczynku jeśli miała myśleć jawnie i klarownie.

Rozstały się zaraz po tej badziewnej kolacji. Felipa ruszyła do siebie gdziekolwiek to było, a Jack doszła do wniosku, że musi sobie znaleźć jakiś motel. Najlepiej średnio podrzędny; ot tak by nikt nie sprawdzał jej tożsamości zbyt natrętnie, a jednocześnie by nie paść ofiarą jakiegoś przypadkowego mordobicia. Sen był jej diabelnie potrzebny, ale bała się, że i tak nie zaśnie. Niepokój o Diego był ogromny, a jej własny los zawisł na włosku. Wystarczyło by tylko by Felipa skontaktowała się z pozostałymi by ją odstawić, albo i zadziałać na wszelki wypadek bardziej drastycznie.

Tak ciągle nie była pewna czy złożenie zaufania w ich ręce to był najlepszy pomysł, tyle tylko, że już nie miała wyboru.
 
Nadiana jest offline