Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2012, 19:36   #98
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Pierwszy na górze był Bullet. Rozejrzał się błyskawicznie i ruszył za uciekinierem, który zdołał znów kilka razy wystrzelić. Trafił, ale taktyczna kamizelka najemnika przyjęła to na siebie, murzyn jednakże nie zdążył odpowiedzieć ogniem, gdy tamten zniknął w kolejnym pomieszczeniu. Usłyszeli brzęk tłuczonego szkła.
- Ucieka na zewnątrz!
Wyposażony w specjalne sensory solo nie potrzebował tego widzieć bezpośrednio. Rzucił się biegiem, dopadając do okna w chwili, gdy przeciwnik był już na dole. Pozostała po nim tylko automatycznie rozwijająca się linka, wbita w ścianę niezwykle wytrzymałym kołkiem. Kolejna szyba rozprysła się po strzale uciekiniera. Ale zrobił też błąd. Ruszył sprintem w stronę murku, musząc przy tym pokonywać otwartą przestrzeń ogrodu. Dosięgnęły go kule zarówno maszynowej broni najemnika jak i pistoletu Ann. Remo nie strzelał, widząc, że nie musi, więc zamiast tego oszczędzał ramię i bark.
- To było głośne. Zaraz będą tu ochroniarze, a po nich gliny.
Bullet już składał broń, jeszcze raz tylko omiatając spojrzeniem cały budynek i najwyraźniej nie rejestrując żadnego nowego ruchu.

Wojskowe wyszkolenie i umiejętność natychmiastowego podejmowania decyzji znowu przydało się Ann:
- Zgarniamy tego związanego. Zajmij się tym Bullet. Remo zdecyduj co na szybko warto zabrać. Trzeba też sprawdzić czy ten uciekinier nie zabrał ze sobą czegoś interesującego, w końcu kręcili się tu przez jakiś czas. Biorę go na siebie. Zabierzcie też moją walizkę ze sprzętem. Jak zejdę z tej strony, powrót do wnętrza zajmie mi zbyt wiele czasu. Rozejrzę się w koło może mają tu samochód.
Chowając broń z tyłu pod kurtką dziewczyna rozejrzała się po pokoju i zlokalizowała otwarte drzwi do łazienki. Pobiegła tam szybko i wzięła z półki dwa bawełniane ręczniczki. Owinęła je wokół okrytych cienkimi rękawiczkami dłoni i z powrotem podeszła do okna, by wykorzystać zwisającą tam linkę, w celu szybkiego dotarcia do leżącego mężczyzny.

Remo zaciskał zęby, nie mogąc się powstrzymać, żeby nie patrzeć na ranę. Takie akcje nie były dla niego. Od krwi nie mdlał, więc zerknął na zastrzelonego i od razu schował broń, kiwając głową na potwierdzenie słów Ann. Przyłożył do rany kawałek znalezionego materiału, odzywając się do Bulleta, po bardzo żołnierskiej przemowie saperki.
- Gdzie przebywał ten koleś, zanim zaczęła się strzelanina?
Nie mieli czasu na sprawdzanie wszystkiego, więc najlepiej było zacząć od miejsca, w którym skończyli tamci.
- Ann, spróbuj przeciągnąć zwłoki do budynku lub pod niego. Włączę tu wszelkie alarmy, gdy wyjdziemy, da nam to trochę czasu. Odezwę się też od razu do Dirkuera, niech to wyciszy.
Poszedł do pokoju, który wskazał mu najemnik.
- Powiedz mu przy okazji by załatwił nam jakieś skuteczne serum prawdy. Im szybciej tym lepiej - zawołała za nim dziewczyna znikając za parapetem okna.

Ann, mimo, że takich czynności jak zjeżdżanie po linie w wojsku nienawidziła, tym razem zrobiła to całkiem nieźle, czyli ani nic sobie nie poobcierała, ani nic nie stłukła. Podbiegła do trupa, którym był już uciekinier, szybko go przeszukując. W kieszeni, a także po wewnętrznej stronie rozpinanej bluzy, znalazła trochę elektroniki. Facet miał także holofon. Czasu na oglądanie tego nie było. Zabrała wszystko co dało się zabrać i poupychała po kieszeniach kurtki. Następnie chwyciła trupa za nogi i mimo mikrej siły przeciągnęła pod rosnące przy ścieżce jałowce, pozbywając się ciała z widoku. Samochodu nie było widać w pobliżu, więc panna Ferrick pośpiesznie obeszła dom i dotarła do do vana.

Bullet był już przy drzwiach garażowych, zamierzając wyjść tą samą drogą, którą weszli. Przez ramię przerzucił sobie związanego mężczyznę, a w rękę chwycił walizkę ze sprzętem saperki.
Remo zajęło niewiele dłużej sprawdzenie tego jednego pomieszczenia. Była to sypialnia, sądząc po wystroju, należąca raczej do Hanne niż do Kentona. W ścianie dostrzegł otwarty sejf, zawierający trochę biżuterii, kart i elektronicznych dokumentów, choć one były jedyną elektroniką w środku. Jeśli przechowywane tu były także inne dane - szabrownicy musieli je już zabrać.
Ciężko byłoby teraz przeszukać ten dom. Alarmy na pewno zostały już włączone, a służby powiadomione, a ci dwaj zrobili w środku dość duży bałagan. Poprzewracane meble, przedmioty rozrzucone na podłodze, wiele z nich zniszczonych. Ślady poszukiwań, ciężko stwierdzić, czy kończyły się tym sejfem, przed otwarciem całkiem nieźle ukrytym w ścianie.

Haker nie szukał dalej. Zgarnął co było, prócz biżuterii i poszedł do wyjścia. Materiał na ramieniu przesiąkł krwią, nie miał pojęcia też ile jej zostawił w tym mieszkaniu, za to pokładał wciąż pewne nadzieje w Alanie, którego numer wybrał zaraz po tym, jak upewnił się, że Ann wydobyła z uciekiniera kilka elektronicznych zabawek. Dłużej w tym domu nie zamierzał pozostawać.
Użył numeru nieznanego nikomu.
- Alan, tu Remo. Jest pewien syf w domu Alexandrów, załataj to. Jeden trup, drugiego mamy ze sobą. Szukali tu czegoś, obrona własna i inne bzdury. Mamy ponoć pozwolenie. Potrzebujemy też jakiegoś serum prawdy, żeby z gościa wydobyć info. Zdobądź to, odezwiemy się.
Rozłączył się szybko, wyjął kartę i zniszczył, rzucając w trawę.
- Tak sobie myślę, że dobrze by było nie dzwonić do Dirkuera ze stałych numerów, my zmieniliśmy, on nie.
Ann skinęła głową zdejmując kominiarkę i wracając do swojego naturalnego koloru włosów:
- Poprowadzę. Musisz się tym zająć - powiedziała podchodząc do wozu i wskazując na ranę Remo.

- Gdzie cię podrzucić? - Spojrzała na sadowiącego się z tyłu najemnika. - I dzięki za pomoc i taskanie moich gratów.
- Żaden problem, ty płacisz
- Bullet był poważny przy tych słowach. - Najlepiej na Bronxie, ale jak nie dojeżdżasz tam, to gdzieś na Harlemie. Byle dalej od wojska na skrzyżowaniach, nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.
Dziewczyna zastanowiła się nad trasą odpalając silnik i ruszając wolno z miejsca. W tylnym lusterku mignął jej wóz ochrony, który najwyraźniej wjeżdżał na podjazd przed budynkiem.

Ruszyła niezbyt szybko w kierunku najbliższego wyjazdu z osiedla:
- Weź plandekę na samochód i przykryj nią naszego pasażera. Lepiej by nie rzucał się w oczy w sytuacji gdyby ochrona osiedla miała ochotę zerknąć do środka. Tak się zastanawiam... - popatrzyła ponownie na Bulleta, a potem na Remo. - Chyba przydałoby się nam teraz jakieś dyskretne miejsce gdzie moglibyśmy go na chwilę przechować, a potem z nim porozmawiać. Przecież nie wniesiemy go w takim stanie do hotelu. Macie jakieś pomysły?

Remo oparł się o siedzenie z tyłu i z wyraźnym bólem ściągnął z siebie kurtkę, a potem koszulę. Ubranie miał zdecydowanie do zmiany, dziura może niewielka, za to krew załatwiła resztę. Przyjrzał się ranie.
- Cholera jasna, nawet nie wiem co z tym zrobić. Macie coś na odkażenie? Bandaże powinny być w apteczce samochodowej.
Zaczął jej szukać, odpowiadając na pytanie Ann.
- Felipa pewnie zna takich miejsc sporo. Można też wynająć pokój w takim miejscu, gdzie pytań nie zadają, daleko od centrum. Chwila szperania po sieci i znajdę.
- Jak chcesz mam pakiet leczniczy z nanobotami, ale to kosztowna zabawka i nie wiem czy chcesz wydawać tyle pieniędzy na powierzchowną ranę.
- Powiedziała saperka. Możemy też zahaczyć o parking pod ostatnia metą i tak jedziemy w tamtym kierunku. W moim samochodzie są rzeczy Jack. Na pewno znajdzie się tam coś do załatania rany. Z tym, że ja kiepsko się na tym znam.
- Ja znam podstawy - mruknął Bullet. - Ale nie miałbyś co liczyć na równy szew. Przeszkolenie wojskowe obejmuje tylko podstawowe utrzymanie się przy życiu.
Remo popatrzył na jedno, potem na drugie a na końcu na związanego faceta, wyglądając na chętnego do skopania, albo chociaż oplucia biedaka.
- Jak was słucham, to mi słabo. Ile kosztuje ten twój wynalazek, Ann? Doliczy się do kosztów Corp-Techu. Do szpitala przecież nie pójdę teraz, a Jack nie wiadomo gdzie jest. Zresztą jej szycie mogłoby w moim przypadku być jeszcze boleśniejsze i gorsze od waszego. Bez urazy.
Wyszczerzył zęby bez większej wesołości.
- Dwa tysiące - odpowiedziała saperka - a Jack jest pewnie tam gdzie Felipa, ale też bym się jej obecnie wystrzegała. Raczej nie pała do nas wielką sympatią, zwłaszcza po tym jak jej powiedziałam, że będę omijać miejsca w których się pojawi szerokim łukiem. Co do kosztów, jeśli zleceniodawca zakwestionuje ich zasadność, będziesz mi wisiał osobiście i może nie pieniądze będą mnie interesować - Ann odpowiedziała mu lekko zadziornym uśmiechem. - Może zadzwoń do Felipy i zapytaj o odpowiednie miejsce do spokojnej i dyskretnej rozmowy.
- Zadziałałaś na moją samczą wyobraźnię. Dawaj. Gdzie można kupić takie zabawki? Przydałoby się więcej. Daj mi też wszystko, co znalazłaś przy zabitym.


Gdy już zaaplikował sobie to szybkoleczące cudo, przejrzał elektronikę, skanując najpierw ją osobno, a potem całego związanego kolesia. Wszystko co mógł wyłączył, numery i dane z holofonów ściągnął, karty wywalił.
- Może Felipa nie będzie potrzebna, za stówkę czy dwie możemy zniknąć w Chinatown. Nie wiem jak szybki będzie Alan, wszyscy chętni powinni jednak zdążyć przyjechać.
- Ok. Powiedz gdzie mam jechać. Potem cię odwiozę na Bronx
- Popatrzyła na Bulleta - W drodze powrotnej muszę wstąpić do motelu, załatwić kilka rzeczy oraz odbiorę to co nam ewentualnie załatwi Alan.

***


Po odstawieniu Remo ze związanym facetem i walizki z robotem, na wskazane przez hakera miejsce, Ann odwiozła Bulleta na Harlem w pobliże miejsca z którego wcześniej zabrał ich Remo.
Potem odstawiła vana na niedaleki parking. Zmieniła ponownie kartę w swoim holo i zadzwoniła do Dirkuera. Podała mu adres parkingu, by ktoś mógł zabrać z niego samochód. Dalsze używanie go mogło okazać się niebezpieczne. Monitoringi osiedlowe z pewnością zarejestrowały numery, było tylko kwestia czasu kiedy odczytają zapisy.
Jak było do przewidzenia Alan nie był w stanie załatwić serum od ręki, umówiła się więc z nim na odebranie przesyłki na granicy Manhattanu i Chinatown.
Przy okazji przeczytała wiadomości zapisane na skrzynce. Dwie były od Kenetha. Najwyraźniej martwił się brakiem wiadomości z jej strony. Napisała mu wiadomość, że odezwie się wieczorem. Ostatnią wiadomość przysłała asystentka profesora. Wybuch w C-T miał przynajmniej jeden pozytywny skutek: Uroczysta gala w Hotelu Plaza została odwołana. Jeden problem z głowy. Wyraziła pisemne rozczarowanie tym faktem i wysłała wraz z podziękowaniami za informację.

Ponownie przełożyła karty i wyszukała kontakt do firmy kurierskiej. Zamówiła kuriera do motelu i pojechała tam autobusem. Najpierw poszła na parking wyjęła rzeczy lekarki z bagażnika i dokładnie okryła Morgana zakupioną plandeką. Tak przynajmniej nie rzucał się w oczy. Uiściła opłatę parkingową za kolejne dwie doby i poszła do pokoju obładowana zakupami i tym co zabrała z samochodu.

Najpierw wzięła długi odprężający prysznic, a potem wykonała prosty zestaw ćwiczeń. Mężczyzna z domu Aleksandrów nie był pierwszym którego zabiła, poza tym to niekoniecznie jej kula musiała być tą śmiertelną, ale i tak jej umysł potrzebował oczyszczenia.
Następnie starannie zapakowała rzeczy Jack. Doszła do wniosku, że lepiej będzie jeśli zaadresuje je na nazwisko de Jesus. Wtedy mogła mieć pewność, że przesyłka w idealnym stanie zostanie przekazana prawowitej właścicielce. Zachowanie Evans mogło jej się nie podobać, ale nie chciała narażać kobiety na ewentualną utratę ważnych rzeczy osobistych.

Na koniec przebrała się w nowo zakupione ubrania. Założyła szkła kontaktowe w kolorze ciemnej czekolady. Teraz oczy nie wyróżniały jej już spośród innych Azjatek. Na tę okazję zmieniła także włosy na wycieniowane i falujące w kasztanowo rudym odcieniu. Uruchomiwszy samowyzwalacz w holofonie zrobiła sobie kilka zdjęć na tle jesiennej fototapety, umieszczonej na ścianie jednego z pokoi. Przejrzała je uważnie w końcu decydując się na jedno, które posłała Felipie wraz z informacją o przesyłce dla Jack i planowanym przesłuchaniu.
Wyglądała okropnie. Koszmarna, słodka idiotka. Szybko powróciła do dawnego wyglądu. Jedno było pewne: wielkie biusty, nawet sztuczne, były cholernie niewygodne.
Na szczęście fałszywek miała miała zamiar używać tylko w określonych okolicznościach.
Kolejną wiadomość przesłała do Waltersa.

***

Sklep wyglądał jak większość małych sklepów w głębokim Chinatown, gdzie klientami byli tylko miejscowi, najczęściej mówiący głównie po chińsku tubylcy: Przeładowany towarem, ciasny, kolorowy, ozdobiony papierowymi girlandami i z symbolem złotego smoka nad wejściem. Gdy weszła do środka zadzwoniły umieszczone nad wejściem dzwoneczki, a z zaplecza osłoniętego czerwoną draperią wynurzył się niski, szczupły staruszek. Na widok dziewczyny jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu:
- Yui moje słońce, stare oczy rozjaśniają się radością na twój widok – Powiedział po chińsku zbliżając się do niej obejmując w czułym uścisku.
Ann odwzajemniła uścisk, a potem nachyliła się i ucałowała pomarszczony policzek:
- I ja się cieszę, że cię widzę dziadku Shen. Choć ostatnio chyba przysporzyłam rodzinie trochę problemów.
Machnął ręką:
- Babcia Kim jest zachwycona że ma przy sobie Lien i Changa – Dziadek zawsze używał tylko chińskich imion rodziny Ann, tak jak mimo iż znał angielski nigdy nie posługiwał się tym językiem - może ich teraz rozpieszczać, a ja jestem szczęśliwy gdy babcia Kim jest szczęśliwa - Pokiwał głową – Tak, kiedy i ty dołączysz do reszty jej szczęście wzrośnie niepomiernie.
Dziewczyna pokręciła głową ze smutkiem:
- Przykro mi dziadku Shen, że muszę rozczarować ciebie i babcię Kim, ale na razie nie mogę skorzystać z daru waszej gościnności. Przyszłam tylko prosić byś coś dla mnie przechował w jednej z chłodni na zapleczu. Muszę niestety zaraz iść, bo jestem umówiona na ważne spotkanie.
Przy tych słowach panna Ferrick wyjęła z torby z lodem niewielkie pudełko szczelnie owinięte taśmą klejącą i podała je staruszkowi z ukłonem:
- To koniecznie powinno być w zimnym miejscu. Dziękuję dziadku Shen – dodała gdy odebrał od niej paczkę i pokiwał głową:
- Jak tylko rozwiążę to co jest do rozwiązania przyjdę na kolację do babci Kim. Ucałuj ją ode mnie. Niech szczęście i pokój będą z tobą dziadku Shen - Pocałowała go ponownie i wyszła na spotkanie z Alanem.
- I z tobą moje dziecko – Pożegnał ją gestem błogosławieństwa.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 13-12-2012 o 19:43.
Eleanor jest offline