Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2012, 16:55   #5
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy tylko usłyszał o zebraniu udał się na miejsce niezwłocznie pozostawiając wszelkie sprawy jakimi się w danej chwili zajmował. Zawsze tak robił, Lith'rya była w tej chwili najważniejsza. Był wiernym sługą jej i jej mocy. Nie robił tego jednakże z czystej uległości, w służbie czarownicy widział odpowiedź na to czego szukał. Zwracał się do niej z szacunkiem i stawiał na wezwanie punktualnie nie rzadko będąc pierwszym. Robił to co było dla niego najlepsze.

Siedział razem z innymi przy stole. Wszyscy mieli niektóre cechy wspólne, mógł to powiedzieć na tyle na ile ich poznał, nie było tego jednak wiele. Wykonywali swoją robotę, nie musieli do tego poznawać swoich charakterów. Bronthion był wysoki nawet jak na człowieka, zwykle ubrany w czerń od stóp do głowy lecz rzadko nosił naciągnięty kaptur jak zwykł to robić inny ze sług czarownicy. Jego krótko przystrzyżone włosy, zarost jak głębokie zielone oczy przyciągały wzrok. Miał w nich coś zwierzęcego i przyciągającego na tyle, że gdy ktoś w nie wniknął ciężko było odwrócić spojrzenie. Rzadko kiedy się uśmiechał, a kiedy to robił zmianie ulegało jedynie ułożenie jego warg. Pozostali „towarzysze” w ciągu miesięcy mogli zauważyć, że Bronthion był kompetentny jeśli chodzi o pracę zespołową, potrafił koordynować działania jak i perfekcyjnie wykonywać role jakie mu powierzono. Zupełnie jakby miał za sobą lata doświadczeń w organizacjach o podobnej hierarchii jak tutaj, zarówno w roli lidera jak i podwładnego.

Do tej pory nikt nie widział by spanikował, zawsze był opanowany i spokojny, kierował się logiką. Zupełnie jakby tylko i wyłącznie zimna krew krążyła w jego żyłach. Może i nie wyglądał, ale miał swoje lata, czasy w których działał pod wpływem emocji zginęły marnie. Jego wzrok zwykł lustrować, oceniać i kalkulować każdy szczegół w okolicy, niczym łowca polujący na ofiarę. Jego sylwetka była lekko umięśniona, zdecydowanie bliżej było mu do atlety niż do osiłka aczkolwiek wszystko miał na swoim miejscu. Z kolei broń w postaci dwóch krótkich mieczy spoczywała spokojnie za pasem.

Słuchając słów czarownicy uśmiechnął się nieznacznie gładząc leniwie swoją brodę. Gdyby jego serce mogło bić to z pewnością byłoby podekscytowane całą sytuacją. Nie robiło my zbyt wielkiej różnicy w które miejsce by się udał, poradziłby sobie bardzo dobrze w jednym jak i drugim miejscu czego nie można powiedzieć o reszcie drużyny. Po dłuższy namyśle stwierdził jednak, że wyprawa do miasta stwarza dla niego więcej możliwości. Po tym gdy Elard przemówił Bronthion odezwał się sam:

- Uważam, że to dobry pomysł. Choć jest coś w wyprawie do wąwozu co wydaje mi się interesujące to jednak Mballwerook stwarza dla mnie więcej możliwości jak i moje talenty bardziej się tam przydadzą. Zatem ja, Terion i Shaaven zajmiemy się ksieżniczką. Nie zawiedziemy Cię Pani –skłonił nieznacznie głowę czarownicy po czym spojrzał na swoich towarzyszy zatrzymując nieco dłużej spojrzenie na drowce.

Drowce, której zapach wyjątkowo drażnił jego wyczulone nozdrza.

Po chwili wyszedł i skierował się do swojej komnaty w celu przygotowania do wyjazdu. Był stworzony do zadań wymagających finezji i dyskrecji. Nie wyobrażał sobie jakby miał kooperować w tym zadaniu chociażby z pięściarzem, Shaaven to inna historia. Drużyna dobrze się podzieliła w jego mniemaniu.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 16-12-2012 o 17:01.
Bronthion jest offline