Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2012, 09:23   #8
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Członkowie świty Lith'ryi bardzo szybko i sprawnie podzielili się nowymi obowiązkami. Zasadniczo nie odbyła się żadna narada, czy też choćby najskromniejsza wymiana zdań. Wszystko przebiegło tak, jakby słudzy czarownicy rozumieli się doskonale bez słów.
Lith'rya nie oponowała i także w milczeniu przyjęła decyzję swych sług.

Ledwo szarość świtu zaczęła zwyciężać nad mrokiem nocy już szykowano się do drogi. Początek wyprawy nie był pomyślny. Już od północy nieprzerwane strugi deszczu zalały ziemię, chłoszcząc ją i smagając niczym skórzanymi pejczami. W przeciągu kilku zaledwie godzin ziemia namokła i stała się błotnista i grząska.
Cała szóstka zebrała się na głównym placu twierdzy. Konie były już przygotowane i objuczone. Stały jeszcze jednak pod dachem stajni.

W drzwiach wieży pojawiła się czarownica w towarzystwie Tazraga i Sil'lada.
- Czas zacząć nasze łowy - prawie, że krzyknęła Lith’ryia - Działajcie uważnie i rozważnie. Plan nasz wchodzi w decydującą fazę i to od waszych działań zależy jego powodzenie. Nie zawiedźcie mnie, a już nie długo wraz ze mną będziecie odbierać hołdy od wszystkich władców Fearunu. Ruszajcie! I niech prowadzi was blask mrocznej pani.
Tazrag i Sil’lad zaczęli wręczać wyruszającym w drogę magicznej medaliony, które miały zapewnić komunikację pomiędzy Lith’ryią a jej sługami.
Był to niewielki okrągły wisior bogato zdobiony w szlachetne kamienie z gładko wypolerowanym krwistym rubinem w samym środku.

Mroczna szóstka wyjechała z cytadeli czarownicy, by siać ferment, zamęt i chaos.

Początkowo ich droga przebiegała wspólnie. Jednak już drugiego dnia musieli się pożegnać i ruszyć w przeciwnych kierunkach.
Nie było łzawych pożegnań, czy serdecznych uścisków. Nie było życzliwych słów, ani życzeń. Podzieli się na dwie grupy, żegnając się krótkim “Bywajcie”

Elard, Ulihion, Bies
Czaszkowy Wąwóz był miejsce, które od szerokim łukiem omijali wszyscy wędrowcy, a w szczególności kupieckie karawany. Nie chodziło o to, że miejsce to jest trudne do przebycia i niedostępne. I choć oba stwierdzenia są faktem, to powody wystrzegania się wąwozu były zupełnie inne.
Miejsce to bowiem stało się schronieniem dla uciekających po przegranej bitwie licznych zastępów orków i hobgoblinów. Z biegiem czasu miejsce, to stało się nie tylko ich schronieniem, ale także twierdzą i bazą wypadkową do której mało kto miał odwagę się zbliżyć.

Wąwóz był wąskim przejściem pomiędzy dwoma wysokim pasmami skalistych gór. Ściany wąwozy pięły się w górę na kilkadziesiąt metrów, praktycznie zasłaniając niebo. Strome i postrzępione granie usiane były licznymi grotami i jaskiniami. W dole cały czas wiła się wartka rzeka, jeszcze dodatkowo utrudniając wędrówkę.

Elard, Ulihion i Bies wkroczyli pewnie do wąwozu rozglądając się cały czas czujnie. Praktycznie od pierwszych metrów czuli, że są obserwowani. Co i raz dostrzegali postacie przemykające pomiędzy skałami.
Nie do końca wiedzieli, czym uzasadniona jest ta wyjątkowa ostrożność orków, jakże niepodobna do tych istot. Czy wyczuły one potęgę trójki przybyszów, którzy wtargnęli na ich teren. Czy też może pod dowództwem Skumgard zmienili taktykę.
Jakaby nie była prawda trójka jeźdźców coraz głębiej zapuszczała się niedostępny wąwóz. Konie szły powoli i co i raz potykając się o skaliste podłoże.

To, co uderzyło trójkę sług Lith'ryi, gdy głębiej weszli w Czaszkowy Wąwóz była architektura. Na stromy graniach wykuto bowiem w wielu miejscach blanki z wąskimi otworami strzelniczymi, baszty i wieże obserwacyjne, a także basteje, czy ufortyfikowane tarasy.
Konstrukcje nijak nie przystawały do jakże prostych i ograniczonych umysłów orków, czy hobgoblinów. Precyzja ich wykonania i twórczy zamysł oraz stopień skomplikowania wskazywały, że orcze plemiona musiały mieć, jakiegoś nadzorcę, który koordynował budowę i ją zaprojektował.

W pewnym momencie wąwóz się rozwidlał. Jedna odnoga skręcała w prawo, a druga główna dalej ciągnęła się na południe.
Elard, Ulihion i Bies skręcili w prawo, gdyż z oddali dostrzegli, że odnoga ta zakończona kolistym barbakanem.
Już z odległości kilkudziesięciu metrów dostrzegli, że na murach budowli powstało poruszenie. Liczne grupy orków i hobgoblinów biegały w jedną i druga stronę.

Gdy grupa stanęła pod bramą na murze stała już zwarta grupa obrońców, gotowa na rozkaz swego dowódcy zaatakować przybyszy.
Kątem oka Elard, Ulihion i Bies dostrzegli, że ściany wąwozu również wypełniają się kolejnymi orkami. Obwarowane tarasy i małe baszty w oka mgnieniu zajmowane były przez kolejnych orczych wojowników.

Bronthion, Shaaven, Terion
Po rozstaniu z pozostałymi członkami świty Lith'ryi, Bronthion, Shaaven, Terion wkroczyli na bity trakt, który był jednym ze szlaków kupieckich. Ich samotna wędrówka poprzez pustkowia Anauroch. Traktem bowiem wędrowali liczni podróżni, zarówno kupcy, dyplomacji, jak i zwykli ludzie.
Wszyscy oni zmierzali do Mallowbrook. Wieść o ślubie książęcej córki już dawno obiegła okolicę. Różni handlarze, rzemieślnicy widząc szansę zarobków zmierzali do stolicy księstwa.

Porządku na trakcie pilnowały dwu i trzy osobowe patrole konne armii księstwa.Już sama ich obecność sprawiał, że ludzie byli mniej skorzy do awantur, czy też łamania obowiązującego prawa.

Magiczny golem będący sobowtórem księżniczki niczym gąbka chłonął wszystko wokół. To był pierwszy raz, gdy dzieło czarownicy opuściło jej twierdzę. Umysł magicznego tworu został tylko wstępnie ukształtowany przez Lith'ryę i to na trójce jej wysłanników spoczywał ciężar dalszej edukacji.
Golem mimo, że był sztucznym wytworem dysponował ograniczoną świadomością i wolną wolą. Został jednak tak ukształtowany, że słowa któregokolwiek ze sług czarownicy był dla niego niczym rozkaz, któremu w żaden sposób nie mógł się sprzeciwić.

Gdy na horyzoncie pojawił się zarys miasta słudzy Lith'ryi mogli na własne oczy przekonać się, jak prężnie rozwijającym się miastem musi być Mallowbrook.
Miasto składało się bowiem z dwóch części. Rozległego podgrodzia oraz grodu.
Gród był okalany wysokim, kamiennym murem oraz niezwykle szeroką i głęboką fosą. Miała ona bowiem kilkanaście metrów szerokości i kilka głębokości. Do miasta prowadziły cztery drogi i cztery zwodzone mosty. Przed każdy mostem wznosił się wysoki kamienny barbakan, gdzie służbę pełnili wyznaczeni do pierwszej kontroli przyjeżdżających strażnicy.
Wokół grodu powstało rozłożyste i jakże rozległe podgrodzie. Zabudowa była tutaj o wiele bardziej swobodna. Nikt nie wyznaczał specjalnie ulic, ani nie dbał o ich równoległość. Wznoszono zatem chatę przy chacie, a dom przy domu. Oddając kwestie architektoniczne miasta przypadkowi. W ten sposób powstały krzywe, czy nawet łukowate ulice, romboidalne place, czy jajkowate rynki.
Każda z dróg prowadzących do miasta zapełniona zmierzającymi do miasta ludźmi.

Nie wszyscy byli przepuszczani do grodu, gdyż zarówno z uwagi na bezpieczeństwo, jak i ograniczoną ilość miejsca nie wszyscy mogli cieszyć się przebywaniem wewnątrz miastowych murów.

Gdy trójka wysłanników Lith'ryi dotarła do barbakanu, także i ich zatrzymał strażnik. Przyjażał się on uważnie grupie, a najwięcej uwagi poświęcił srebrnowłosej drowce. Chwilę także zatrzymał wzrok na otulonej barwnym szalem kobiecie będącej sobowtórem księżniczki Klatii
- Witajcie! Co was sprowadza do Mallowbrook? - spytał ciągle spoglądając na drowkę.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline