- Widzę, że dobrze się bawisz Mariko - powiedział Jeremy podchodząc bliżej. - Chodźmy zatem do tej szklarni co ją widać. Jak będziemy wracać, to jeszcze chwilę sobie tutaj popatrzymy.
I ruszył w stronę oranżerii. Płonął cały w środku. Piruet Mariki. Jej włosy i ruchy. Ogród i światło. "Jeremy, ty głupku" - strofował siebie chłopak - "ciebie już do końca pogięło. Bierz przykład z Chrisa. On by wiedział, co zrobić." Jeremy zacisnął zęby, ale wewnętrzne ja nie uspokoiło się. "Jeszcze nie teraz. Będzie na to czas. Mamy przecież cały tydzień tutaj".
Ruszył przez chaszcze. Obrócił się do dziewczyny i krzyknął z uśmiechem:
- Kto ostatni przy oranżerii ten .... ostatni przy oranżerii.
Wystartował do biegu jak na rozgrzewce. "Go Warriors, Go!!!"
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |