Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2012, 20:47   #100
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Skoro Remo podjął się ocenzurowania nagrania dla Alana i powiedział, że wyśle go osobiście, po rozmowie z Carlosem Ann i ustaleniu z resztą dalszego planu działania, Ann zadzwoniła do Kenetha:
- Okazało się, że mam wolny wieczór. Jeśli masz ochotę możemy się spotkać za pół godziny w Indian Tai.
- Potrafisz zaskoczyć. Dlaczego nie, tobie nie mógłbym odmówić.
- Więc do zobaczenia.
- Jasne.


Saperka wyłączyła holofon, ponownie zamieniła kartę i popatrzyła na hakera:
- Bierzemy taksówkę?
Remo krytycznie przyjrzał się swojemu ubraniu.
- Muszę to wymienić. Na czarnym krew mało co prawda widać, za to zaburza mój komfort. Nie wspominając przy tym nawet o dziurze.
- Chcesz wstąpić do domu się przebrać? Czy zrobisz zakupy po drodze?
- Nie, do mieszkania wrócę dopiero po paczkę. Coś powinno być po drodze, nie jestem wybredny. O ile i ty nie jesteś.

Rzucił dziewczynie szybkie spojrzenie, wzywając taksówkę. Ann uśmiechnęła się w odpowiedzi spoglądając na swoją za dużą, wojskową kurtkę, proste spodnie i czarną bluzę:
- Jasne. Pewnie wyglądam na kogoś przywiązującego uwagę do strojów? - spytała z lekką kpiną w głosie.

Remo kazał taksiarzowi podjechać do otwartego sklepu, kupił pierwsza z brzegu tanią koszulę i marynarkę w nieco jaśniejszym kolorze, jakby celowo nie chciał dublować dotychczasowego wyglądu.

***


Restauracja była mała, ale szyld z daleka bił w oczy kolorowym neonem i indiańskimi ozdobami malowanymi na drewnianym szyldzie. Z zewnątrz nie wyglądało to zachęcająco. Jednak w wnętrze okazało się całkiem przytulne. Niewielkie stoliki pooddzielane od siebie wysokimi drewnianymi przegrodami stwarzały jedzącym w nim ludziom wrażenie intymności i odcięcia od reszty świata. Światła były przyciemnione, a na stolikach paliły się kolorowe lampiony. Cicha, spokojna muzyka imitująca odgłosy i natury miała pewnie przyczyniać się do lepszego relaksu klientów. Podobno, Ann spytała o to kiedyś właściciela lokalu Simona, taka oprawa najlepiej wpływała na trawienie i nastrój klientów.
- Ann - Starszy, siwiejący mężczyzna o wyraźnie indiańskim pochodzeniu powitał ich przy wejściu z szerokim uśmiechem. - Dawno cię tutaj nie było. Brakowało mi waszej paczki. Kevin już siedzi przy dawnym stoliku.
- Witaj Simon
- dziewczyna odwzajemniła uśmiech - cóż, wiesz jak to działa: Po studiach wszyscy się rozeszli w swoją stronę, ale jak tylko mam okazję z czułością wspominam najlepsze hamburgery w całym NYC.
- Idź siadaj
- machnął ręką z uśmiechem - zawsze potrafisz człowieka wprawić w dobry nastrój dziewczyno.

Remo rozejrzał się po wnętrzu, a gdy trochę oddalili się od właściciela, zagadnął cicho Ann.
- Tylko pamiętaj, żadnego gwiazdorzenia. Najlepiej nazywaj mnie Mark. Po co ja się na to zgodziłem - podrapał się po szorstkiej brodzie, trochę zbyt energicznie.
- Nie mogłeś się oprzeć mojemu wewnętrznemu urokowi - powiedziała żartobliwie kierując go ku tyłowi lokalu, gdzie w najbardziej oddalonym od głównego wejścia kącie lokalu siedział dwudziestokiluletni mężczyzna o jasnobrązowych włosach i szarych oczach patrzących na nich uważnie zza rogowych okularów. Ann podeszła do niego i cmoknęła przyjacielsko w policzek:
- Cześć Kevin. To jest Mark. - Wskazała na Remo - Mamy za sobą kilkadziesiąt męczących godzin, więc zaproponowałam mu najlepsze jadło na świecie - powiedziała wesoło mrugając do chłopaka. - Powinniście znaleźć wspólny język. On też jest entuzjastą zdobywania wiadomości bez ruszania się sprzed komputera.

Albright skoczył prawie na równe nogi, z radością podchodząc do Ann i krótko ją przytulając na powitanie. Remo podał rękę, a jego spojrzenie zdecydowanie nie wyglądało na takie, co sugerowało szybkie znalezienie wspólnego języka. Ale w końcu Ann nie znała się na ludziach i chyba o konkurencji też wiedziała niewiele.
- Cześć. Ponoć pracujecie razem w jakiejś tajemniczej sprawie - uśmiechnął się krzywo, ale obecność znacznie starszego mężczyzny wyraźnie go krępowała.
Ferrick usłyszała jeszcze ciche "Chyba bardziej ten zewnętrzny", gdy ten studencik podskoczył jak oparzony. Kye uśmiechnął się krzywo, podając tamtemu dłoń i mocno ściskając.
- Robota jak robota, teraz chwila spokoju, lepiej porzućmy od razu ten temat.
Nie czekając za długo na młodych siadł przy stole i sięgnął po menu.
Gdy po chwili pojawił się właściciel panna Ferrick powiedziała bez wahania:
- Dla mnie to co zwykle. - Nie wyglądała na zbytnio przejętą ciszą, która zaległa przy stoliku.
Kevin odchrząknął, przez chwilę nie wiedząc co zrobić, a potem usiadł obok Ann. Bezpośredniego spojrzenia Remo unikał, zamiast tego tylko raz zerknął na kartę.
- Dla mnie też. To jak, jeśli nie o robocie... wiele się działo w mieście. I telefonów nie odbierasz - najwyraźniej Albright postanowił przyjąć taktykę ignorowania znacznie starszego hakera.
Kye przez chwilę próbował dojść co oznacza dana nazwa, ostatecznie odkładając menu i skinieniem wskazując na Ferrick.
- To samo co ona. Cokolwiek to jest.
- Ty i takie ryzyko?
- Dziewczyna pokręciła głową uśmiechając się kpiąco do Remo, a potem powiedziała do Kevina:
- Mamy trochę problemów. Zmieniłam numer, by nikt mnie nie namierzył. Na razie dzwoń na ten - Podała mu nowy.
Popatrzył na nią ze sporą obawą.
- Może mogę jakoś pomóc? Zmieniasz numery, to do ciebie nie podobne. Przecież pracujesz w wielkiej korporacji!
Kevin zauważył, że nieco go poniosło, więc szybko westchnął, próbując “opanować” swoją troskę o dziewczynę.
Pokręciła głową. Nie miała ochoty tłumaczyć Kevinowi zawiłości swej pracy. Na szczęście w tym momencie na stole pojawiły się zamówione dania i mogli oddać się rozkoszy ich spożywania.

Gdy zjedli Ann zapytała cały czas milczącego Remo:
- Chcesz jeszcze dziś sprawdzić to co jest w twoim mieszkaniu?
- Nie bez zagłuszacza. Mając możliwość wykorzystania go nie chcę ryzykować. Zgarniemy to od Eda jak się będzie dało.
- Czyli odkładamy sprawę do rana? Tak jak i problem z Jack?
- Upewniła się dziewczyna.
- Najlepiej. Rano też można z tym pogadać.
- Dobrze. W takim razie przyjadę rano do motelu. Pewnie jakoś po szóstej. Będziemy mogli porozmawiać i zastanowić się co dalej.

Kye skinął głową i wyszedł. Dziewczyna patrzyła w ślad za nim, a kiedy za hakerem zamknęły się drzwi westchnęła:
- Chciałam ci zrobić niespodziankę. Głupia jestem. Nie wzięłam pod uwagę samczych instynktów! - wzruszyła ramionami - Wiesz kto to był?... – Zrobiła znaczącą pauzę patrząc na Albrighta - Kye Remo...
- Ten Remo?
- Popatrzył za nim w lekkim szoku. - Cholera. No, imponująco nie wygląda. I nie zachowuje - obrócił się do niej, z niewiadomym wyrazem twarzy.
- A jak niby miał się zachować, kiedy potraktowałeś go jak konkurencję na własnym podwórku? W ogóle nie chciał przychodzić. Powiedział, że nienawidzi gwiazdorstwa i zgodził się tylko pod warunkiem, że nie powiem ci jak się nazywa zanim nie wyjdzie. No nic. Chodźmy do domu. Padam z nóg. W ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin spałam najwyżej sześć.
- Ok, sorry... no wiesz, przychodzisz na kolację z jakimś facetem...
- odwrócił wzrok - zresztą nieważne. Martwiłem się. Będziesz choć pisała czasami? Bo to wszystko brzmi strasznie groźnie.
- Wiem Kevin.
- Wzięła go za ramię gdy wychodzili - Postaram się wysłać info co jakiś czas. lepiej by nikt nie wiedział o naszej znajomości, bo i ty byłbyś w niebezpieczeństwie. Nie chcę by przeze mnie coś ci się stało. Na wszelki wypadek uważaj na siebie. Nie wpuszczaj do domu obcych. Zabezpiecz mieszkanie. Włącz wszystkie systemy. Może nawet wyjedź na kilka dni do dziadka.
Popatrzył na nią dziwnie.
- Teraz to mnie straszysz. I mówisz jak żołnierz. Nie lubię cię takiej, Ann. Ale ok, będę uważał.
- Jestem żołnierzem
- wzruszyła ramionami - to część mojej osoby, tak samo jak inne fragmenty. Nie da się ich rozdzielić. I wolę byś się nieco bał, niż lekceważył niebezpieczeństwo. Są ludzie, którzy nie zawahają się przed niczym, by zdobyć to czego pragną. Obawiam się, że weszliśmy im w drogę.
Znów tylko pokręcił z niedowierzaniem głową.

***


Tak jak wcześniej powiedziała Remo, Ann zjawiła się w hotelu koło szóstej trzydzieści. Wyraźnie wypoczęta i zrelaksowana, gotowa do podjęcia kolejnych wyzwań.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 21-12-2012 o 22:26.
Eleanor jest offline