***
Emberdawn, tunele pod Smokowym Dobytkiem
***
Boddynock próbował złapać jakikolwiek trop, jednak nie licząc kilku śladów urywających się przy drabinie w okolicach drewnianej barykady nic nie dostrzegł, przynajmniej nic co mogło mu cokolwiek powiedzieć. Po krótkim zbadaniu kłódki spinającej dwa łańcuchy uznał, że powinien nie mieć większych problemów z otwarciem jej, aczkolwiek zazwyczaj takie rzeczy i tak wychodzą w praniu. Nie chcąc tracić więcej czasu gnom podszedł ostrożnie pod drabinę i
najciszej jak się tylko dało zaczął się po niej wspinać. Szybko zrozumiał, że wszystkie metalowe części jego garderoby i ekwipunku obijają się okrutnie o stalowe rurki, tak więc było niemal pewne, że cokolwiek jest na górze, zostało ostrzeżone. Boddynock przez moment obserwował dziurę w suficie, jednak gdy przez kilkadziesiąt sekund nic się w niej nie pojawiło, uznał to za dobry znak i wspiął się wyżej. Tym razem starał się być bardziej
ostrożny wyglądając powyżej poziomu posadzki i sądząc po mieszkańcach pomieszczenia, chyba mu się to udało.
W kolejnej naturalnej jaskini rezydowała dwójka orków, stojąc za barykadami ustawionymi obok wejścia do następnego tunelu i przypominającego coś na wzór stróżówki, aczkolwiek mógł to być również punkt kontroli niewolników. Gnom nie był w stanie zrozumieć o czym orkowie rozmawiają, jednak sprawiali wrażenie w miarę wyluzowanych, zakładając że na czas walki byli tutaj cały czas, nie mogli słyszeć jej odgłosów. Boddynock zszedł z powrotem na dół i wrócił do pozostałych, przekazując wieści o orkowej warcie.
W międzyczasie pozostali poczynili przygotowania do przeobozowania. Sala była w miarę dobrze wyposażona, tak więc zablokowanie wejścia stołami, rozpalenie paleniska i nawet zmontowanie prowizorycznych nosz dla Agrava nie stanowiło najmniejszego nawet problemu. Po ustaleniu wart wszyscy udali się w objęcia zasłużonego, aczkolwiek płytkiego snu.
Osiem godzin było jednocześnie minimum i maksimum snu, na jakie drużyna mogła sobie pozwolić. Co jakiś czas zdawało się, że z daleka słychać było odgłosy kroków jednak tak szybko jak się pojawiały, również cichły. Biorąc pod uwagę opiekę medyczną Taara, solidny sen sprawił, by większość najgorszych ran zdążyło zakrzepnąć i nie sprawiać już tak dużego problemu, nie hamując również dalszej przeprawy, o ile można było to tak nazwać. Nawet Agrav (co mogło zostać spokojnie nazwane fenomenem medycznym) dał radę wstać o własnych siłach i iść, nie spowalniając pozostałych. Mając zwiad wykonany przez Boddynocka i będąc w miarę w pełni sił wypadało ustalić co dalej, wszak minęło osiem cennych godzin.