Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2012, 09:40   #3
daamian87
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany

Słońce coraz rzadziej gościło na twarzy kleryka. Gęstniejące korony drzew nie przepuszczały promieni. Im dalej posuwał się Kyllan, tym większe miał poczucie obcości. Czuł, że ten las jest inny niż wszystkie, w których dotychczas miał okazję być. Drzewa nachylały się nad nim nieprzyjaźnie, liści nie poruszał nawet drobny powiew wiatru. W około panowała kompletna cisza, co również nie było zwykłe w lesie. W oddali nie wył żaden wilk, wiewiórka nie przeskoczyła z gałęzi na gałąź niosąc orzeszki do swojej nory. Nawet zwykłej żmii nie było widać czy słychać. Mimo to mężczyzna szedł dalej, kierując się ledwo widoczną drogą w stronę zamku.


Pomiędzy szerokimi konarami drzew, po przejściu kolejnego pagórka, oczom kleryka ukazał się ponury mur zamczyska. Ponad drzewami górowała baszta, z której musiał rozciągać się dobry widok na okoliczne tereny. Co więcej, zamek z żadnym wypadku nie wyglądał na ruinę. Nie był może okazem wspaniałości i do królewskiego dworu na pewno mu było daleko, jednak bez problemu mógł być odnowiony niewielkim nakładem sił i zamieszkały. Do zamku prowadziła otwarta brama w murze, do której dojść można było jedynie niezbyt szeroką drogą. Po lewej dłoni wyrastały wysokie na kilka metrów, ostre skały, z drugiej zaś strony znajdowała się skarpa, która również uniemożliwiała ucieczkę w bok. Zamek posiadał bardzo dobrze przygotowane podejście, uniemożliwiające ewentualnemu wrogowi skrycie się za jakąkolwiek przeszkodą terenową. Trzeba było iść na wprost, dzięki czemu strażnicy, który zapewne w czasach świetności budowli, patrolowali mury i bez trudu mogli dostrzec zbliżających się ludzi. Mężczyzna ruszył ostrożnie w stronę otwartej bramy i znajdującego się za nią dziedzińca. Ciężkie, drewniane drzwi wyglądały na solidne mimo upływu czasu.

Kiedy Kyllan zbliżył się do bramy, na ziemi zobaczył ślady końskich kopyt. Nie był tropicielem, bez trudu rozpoznał jednak kierunek w którym jeździec podążał. Z jego obserwacji wynikało, iż ewentualny mieszkaniec zamku opuścił swoją rezydencję. Z miejsca, w którym się znajdował, kapłan widział cały kamienny dziedziniec. Obserwował uchylone drzwi prowadzące do głównego budynku. Widział zamknięte drzwi prowadzące do stajni, oraz kolejne dwie pary drzwi zamykające wejścia do pomieszczeń gospodarczych. W oknach nie dostrzegł żadnego ruchu. Całość wyglądała na opuszczoną, jedynie ślady końskich kopyt zaprzeczały temu. Po prawdzie mogły być to ślady znużonego wędrowca, który wolał przenocować pod dachem niż na zimnej ziemi, coś jednak podpowiadało kapłanowi że sprawy mają się nieco inaczej.

Przyzwyczajony do kompletnej ciszy, przerywanej jedynie jego krokami, Kyllan drgnął gdy usłyszał za placami zbliżające się kroki. W jego kierunku zbliżały się, ukryte jeszcze za drzewami, przynajmniej trzy postacie. Kleryk nie wiedział czy cieszyć się z tego, że poruszają się na dwóch kończynach, czy nie. Cień rzucany przez skałę na niego dawał mu niewielką przewagę. Mógł nie być od razy zauważony, na pewno jednak nie mogła być to dobra kryjówka. Zanim kapłan zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, jego oczom ukazały się cztery przygarbione sylwetki, które po wyjściu z lasu od razu skierowały na niego swój wzrok. Czerwone, niemal świecące ogniem oczy wpatrywały się w mężczyznę.


Niskie, pokraczne istoty wyprostowały swoje nienaturalnie powykręcane łapska, zakończone palcami z długimi pazurami. Jeden z nich nosił na prawym ramieniu stary, zniszczony naramiennik. Drugi, stojący tuż obok niego, miał na sobie napierśnik, który w najgorszym razie mógł uchodzić za używany. Kolejne dwa ghule nie nosiły żadnego pancerza.

Kyllan musiał podjąć szybką decyzję. Mógł podjąć nierówną walkę z czterema ghulami, mógł też ruszyć w stronę zamczyska i spróbować wydostać się z niego inną drogą. Potwory czekały, a mężczyzna miał dziwne wrażenie że uśmiechają się do niego paskudnie.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline