Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2012, 13:54   #10
mckorn
 
mckorn's Avatar
 
Reputacja: 1 mckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputację
Barbarzyńca zsiadł z konia; pogładził lekko rumaka po chrapach i gestem przywołał jednego z elfówpartyzantów.
- Przypilnuj go. - Korn podał wodze elfowi i skierował się ku centrum obozu; ku wielkiemu ognisku. W
połowie drogi rozmyślił się jednak, obrócił w stronę odprowadzającego konia banitę i zapytał:
- Macie może tu coś dobrego na gardło? - Pokazał “swój” bukłak szpiczastouchemu i uśmiechnął się
lekko swą zniekształconą twarzą.
- Może jakieś zioła lecznicze? - zaproponowała młoda elfka, która przechodziła obok. Miała w
dłoniach koszyk wypełniony ziołami. - Na ból gardła będzie dobre...
- Cichaj, dziewczyno. - Polecił elf, który trzymał wodze Złocisza. - Niczego mocniejszego raczej tutaj
nie znajdziesz, przyjacielu
- odpowiedział barbarzyńcy.
Po chwili wszyscy przeszli do ogniska, gdzie zostały rozdane miski z gorącym gulaszem i wielkie,
pachnące pajdy chleba.
Młody informatyk w tym czasie przyglądał się jednemu, siedzącemu przy ognisku elfowi, który nie
wydawał się uczestniczyć w rozmowach. Po kilku długich chwilach wahania postanowił w końcu się
odezwać.
- Przepraszam, wy... wy jesteście elfami, prawda? - odchrząknął. - Tak wiem, pytam jak idiota, ale
nigdy nie spotkałem nikogo z waszego ludu. Mógłbyś mi coś o was opowiedzieć? Wiele się naczytałem o
was... prawie wszystkie wersje były różne między sobą i jestem ciekaw jak jest naprawdę.

Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni. Krasnolud łyknął z bukłaczka i roześmiał się głośno.
- Nie widać, jacy są? - zapytał. - Piękne toto nie jest, wysokie nie wiadomo po co i szpiczaste uszy
ma. Z doświadczenia wiem, że też słabą głowę!
- Roześmiał się ponownie i zaczął zajadać, na co
Sławek pokręcił głową.
- Tyle to widzę, że różnią się od ludzi kształtem małżowiny usznej. - powiedział “mądrze”. - Pytam
raczej o dzieje ich ludu, zwyczaje, kulturę...
- spojrzał pytająco na elfa.
- A kogo obchodzą dzieje naszego ludu? - odezwał się ktoś za plecami studenta. - To przeszłość.
Patrzmy w przyszłość!
- To był ten sam elf, którego skarciła Amallaris. Chwycił miskę, którą przyniosła
młoda elfka. - Wasz towarzysz wolał zostać z dziewczyną. Zaniosę mu nieco gulaszu, może w końcu
się uśmiechnie...
- mruknął na odchodnym.
- Wiesz, co ci mogę powiedzieć, synku? - zapytał Krasnolud, przysiadając się bliżej Sławka. -
Wyciągnąć coś z elfa jest trudniej, niż wygrać z krasnoludem w zawodach w piciu! Wiem, co mówię!

Nieszczęsny elf, któremu nie dane było dojść do głosu, rozłożył bezradnie ręce i skinął lekko głową.
- Możliwe... w obu przypadkach. - odparł Sławek, przeżuwając kawałek mięsa z gulaszu. - Martwi
mnie jednak to co powiedział. “Patrzmy w przyszłość”... Jeśli nie będą pamiętać o co walczą, to możliwe
że nie będą mieli żadnej przyszłości.
- potrząsnął głową, popatrzył na Krasnoluda. - A z wami jak
jest?

- To nie tak, że nie patrzymy w przeszłość, jednak nie każdemu dane jest ją poznać, a nasz Kapitan...
cóż. Jest specyficzną osobą
- powiedział w końcu elf. - Może jednak nasz przyjaciel zdradzi kilka
krasnoludzkich sekretów?

- Ha! Sekretów się wam zachciało! Nic z tego! - zawołał i pociągnął solidnie z bukłaka... zamarł z nim
uniesionym, żeby po chwili z rozczarowaniem zajrzeć do środka.
- Za dużo pijesz - powiedział beznamiętnie Sławek.
- Nie można za dużo pić! - zaprotestował Bellegond.
- I nie pytałem nikogo o żadne sekrety. Nie jesteśmy na przesłuchaniu, byłem tylko ciekaw. - chłopak
założył ręce za głowę. - No, ale skoro to tajemnica, to ją uszanuję.
- Może zróbmy inaczej... - zaproponował elf. - Powiedz nam, co wiesz o naszym ludzie, a ja
postaram się skorygować błędne przekonania. Część rzeczywiście jest tajemnicą, którą tylko my znamy,
jednak większość jest powszechną wiedzą. Nie wiem, co mam powiedzieć.

Młody informatyk myślał przez dłuższą chwilę - znał kilka różnych wersji, z których żadnej nie uważał
jak dotąd za prawdziwą. Musiał jednak w tej chwili wybrać jedną z nich, która najbardziej pasowała do
otaczającej go sytuacji. Hmm... elfi partyzanci... wybór był aż nazbyt oczywisty: Scoia’tael.
Zaczął więc opowiadać o elfach z prozy znanego mu autora literackiego, Andrzeja Sapkowskiego.
Opowiadał o Aen Seidhe, elfach ze wzgórz, którzy na kontynent przybyli na białych okrętach na długo
przed przybyciem ludzi. Byli ludem wrażliwym, ceniącym sobie sztukę i piękno. Żyli w zgodzie z naturą,
wznosili piękne pałace, urzekające ogrody i żyli szczęśliwie, dopóki nie przybyli ludzie.
Ludzie stopniowo wypędzali Aen Seidhe z ich pałaców, ponieważ mogli: przeważali elfy liczebnością,
mnożyli się jak króliki, aż w końcu dumnym elfom nie pozostało nic z dawnej świetności i zostały
zmuszone do walki partyzanckiej, nazywając siebie Scoia’tael, wiewiórkami. Na początku faktycznie
chcieli przywrócić swój lud do dawnej świetności, jednak szybko stało się to walką z wiatrakami, walką o
przetrwanie i dawno zatraconą dumę i honor...
Sławek spojrzał niepewnie na elfa i krasnoluda, którym to wszystko opowiadał, nie będąc pewnym
reakcji.
- Zabawna historia, jednak to nie było tak - oznajmił elf.- Chyba musimy zacząć od początków.
- Chyba musimy zacząć od początków.
- Na początku nie było nic, poza wiecznością, ale jak to czasami bywa, wieczność się zjebała i zaczął
płynąć czas
– oznajmił uradowany krasnolud, na co elf westchnął.
- Tak obudziła się pierwsza myśl stwórcza, Logos – kontynuował szpiczastochy. - Nie posiadał on
ciała, jednak wiedział, że istnieje, bo jak może nie istnieć, skoro myśli?
Czuł się źle w otaczającej go nicości, więc postanowił ją zmienić. Wiele czasu upłynęło, zanim odkrył, jak
tworzyć. Z początku były to nic niewarte, marne planety i gwiazdy. Szybko odkrył, że może spróbować
działać na mniejszą skalę, więc przeniósł się na najmłodszy z tworów. Jednak ogrom jego mocy zniszczył
planetę, zanim cokolwiek osiągnął.
Zrozpaczony próbował wielokrotnie, zanim wymyślił inny sposób: jeśli on nie może czegoś stworzyć,
niech ktoś dokona tego za niego.
Pierwszego, którego powołał do życia, nazwał Numus, jako że był odbiciem świadomości, ale mógł
posiadać materialną formę. Logos nakazał synowi, ażeby ten stworzył trzy kontynenty.
Później powołał do życia drugiego, któremu nadał imię Physis, a zadaniem jego było stworzenie
możliwości istnienia innych, bardziej materialnych, słabszych istot. Syn spełnił życzenie ojca i osiedlił się
na mniejszym kontynencie, otoczonym teraz wodą.
Jednak to nie było jeszcze to, o czym marzył Logos, powołał więc trzeciego syna, ażeby ten użyźnił gleby
i tchnął w nie życie. Nazwał go Aspiro. Najmłodszy z braci zajął ostatni, najmniejszy kontynent.
Teraz świadomość poleciła synom dalsze tworzenie.
Najstarszy tchnął w świat magię, dzięki której zaczął wiać wiatr, a rzeki płynąć. Był to cudowny dar i
znacznie różnił się od magii, którą wykorzystują magowie, bowiem była czysta, niezależna od żywiołów.
Drugi syn stworzył florę i wkrótce na kontynentach pojawiły się gęste lasy. Wytyczył też pierwsze pola, na
których zasiał zboże, kukurydzę, buraki i wszystko to, co po dziś dzień uprawia się na roli.
Dopiero trzeci syn powołał pierwsze istoty. Lasy zamieszkały teraz przedstawiciele ptaków, ssaków,
gadów i wszelkie robactwo.
Jednak bracia nie przewidzieli czegoś. Magia, która hulała po całej Arkadii, wspomagała słabe twory,
ale jednocześnie je zmieniała. To właśnie w ten sposób powstały magiczne istoty. Sylfy, driady, gobliny,
salamandry i cała masa innych, potężnych i słabych stworzeń.
Kiedy magiczna burza się skończyła, Numus zebrał resztki magii i rozdzielił je po równo między ich troje.
Był to potężny dar, który umożliwił im stworzenie nowych, jeszcze wspanialszych istot.
Physis wyrzeźbił kształt na swoje podobieństwo w drewnie. Była to piękna istota o szczupłej sylwetce,
z ostro zakończonymi uszami.
- Tu elf uśmiechnał się nieznacznie. - Podarował jej część magii,
powołując do życia. Istota była zwinna i doskonale radziła sobie w świecie. Wkrótce dołączyły do niej
inne, jej podobne istoty. Tak powstały elfy. Dzieci przyrody.
Widząc, czego dokonał brat, Aspiro obciosał głaz i tchnął w niego życie. Istota była niska, grubokoścista,
jednak posiadała siłę i wewnętrzny ogień. Pomogła ojcu wyciosywać braci i niedługo podziemia
zamieszkały krasnoludy.
- Bellegond zakrzyknął radośnie, unosząc pięść w górę.
- Numus długo się zastanawiał, jakiego materiału powinien użyć. Zdecydował się na glinę. Ulepił z
niej istotę na swoje podobieństwo i obdarował magią. Istota nie była ani mądra, ani silna, jednak, dzięki
własnym staraniom, mogła osiągnąć te i wiele innych atrybutów. Tak narodził się pierwszy człowiek.
Wkrótce ludzie byli na całym kontynencie najstarszego brata. Uprawiali ziemię, budowali domy. Panował
spokój.
Bracia byli zadowoleni ze swojego dzieła i nie chcieli, żeby cokolwiek zniszczyło ich ciężką pracę.
Wspólnie powołali do życia dwadzieścia dwie istoty, którym powierzyli pieczę nad Arkadią.

Elf odetchnął i upił z miedzianego kubka herbaty.
- Chcecie słuchać dalej?
Sławek zamyślił się, słuchając opowieści. Trochę przypominało mu to historię powstania świata wedle
panteonu greckiego. Kronos miał trzech synów: Zeusa, Posejdona i Hadesa, ale także córki: Hestię,
Demeter i Herę...
Otrząsnął się z zamyślenia.
- Tak, proszę, jeśli tylko masz ochotę dalej opowiadać. - powiedział.
- Jak się pewnie domyślasz, te dwadzieścia dwie istoty to nasi bogowie - podjął elf.
- Pierwszym był Głupiec. Nazwano to tak, bowiem mimo boskiej mocy, wpadał w coraz to nowe kłopoty,
z których niejednokrotnie bracia musieli go wyciągać. Jednak Głupiec nigdy się nie poddawał, trwał,
dążył do pomagania słabym istotom, jakimi były dzieci trzech braci.
- co Sławkowi przypominało
Prometeusza, potęgując podobieństwo do greckiego panteonu. - Kolejnym był Mag, któremu
powierzono pieczę nad źródłami magii i opiekę nad młodymi adeptami sztuki, która coraz bardziej się
rozwijała.
Cesarzowa wzięła pod opiekę wszelką roślinność, a jej małżonek, Cesarz, nad zwierzętami.
Arcykapłanka wraz z Arcykapłanem zajęli się duchowym aspektem życia, pomagając pozbawionym
cielesności świadomościom, zwanymi też duszami, odnaleźć spokój.
Kochankowie czuwali, żeby miłości towarzyszyła namiętność.
Rydwan objął pieczę nad upływem czasu. Zaprowadził dzień i noc, podczas której wszyscy mogą
odpocząć.
Sprawiedliwość pomaga podejmować właściwe decyzje. Podszeptuje istotom, co jest dobre, a co złe.
Pomaga jej w tym Umiarkowanie.
Moc pilnuje, żeby na ziemi nigdy nie zabrakło życia.
Pustelnik krąży pośród wszelkiego stworzenia w przebraniu. Służy radą każdemu, kogo napotka na swej
drodze, jednak nigdy nie zatrzymuje się na długo. Zdawałoby się, że zazdrości starszym tworom braci,
jednak tak nie jest. Usiłuje po prostu dotrzeć do jak największej ich ilości, pomóc wszystkim.
Koło Fortuny ukazuje, że życie może się potoczyć różnie. Pojawia się pod postacią czterech ludzi, z
których jeden ma niesamowite szczęście, drugi niesamowitego pecha, a od dwóch pozostałych właśnie
obrócił się los. Dzień w dzień ich los się zmienia.
- ten fragment szczerze zawiódł oczekiwania młodego
informatyka, który miał nadzieję na wzmiankę o Czterech Jeźdźcach Apokalipsy. - Wisielec ostrzega
przed niebezpieczeństwami. Powiadają, że kto go zobaczy, będzie musiał poświęcić coś dla większego
dobra.
Śmierć wcale nie oznacza końca istnienia. Mówi nam, że czas na zmiany, jednak wszyscy się jej boją, bo
czasami zabiera świadomość, jeśli stwierdzi, że nadszedł czas danej istoty.
Diabeł jest nikczemny i podstępny. Nikt nie wie, dlaczego bracia go stworzyli, bowiem ciągle namawia
do złego. Są teorie, jakoby był odzwierciedleniem mrocznego aspektu bogów.
- tutaj Sławek pokiwał
głową ze zrozumieniem. Pewnie tak musiało się dziać w zgodzie z zasadą “Bez zła dobro nie może
istnieć”. - Wieża – twarda i niezłomna. Upiera się zawsze przy swoim stanowisku. Obserwuje wszystko
i wszystkich, dzięki czemu zawsze jest doskonale poinformowana. Opiekuje się niezłomnymi, odważnymi
osobami.
Gwiazda jest opiekunką nieboskłonu. Wszystkie te świecące punkty, które widać nocą, to jej suknia.
Księżyc zajmuje się siedzibą Logosa. Ma też wpływ na pływy wody i cykl życia w Arkadii.
Słońce zajmuje się właśnie Słońcem. Nie pozwala, żeby zgasło. Powiadają, że jeśli Słońce opuści
siedzibę, nastanie wieczna ciemność.
Sąd jest strażnikiem Bram. Osądza świadomość, jaka do niego dociera i decyduje, jak się ma odrodzić, a
następnie przepuszcza przez odpowiednią bramę.
Ostatni powstał Świat. Zamieszkuje on najwyższe góry, których żadna istota nie jest w stanie dostrzec za
życia. Świat pilnuje harmonii między wszystkimi aspektami życia. I sprawuje pieczę nad resztą bogów.
Podlega jedynie braciom i Logosowi.

Młody informatyk znów się zamyślił. Zaciekawił go głównie fragment o Słońcu... to mógłby być dobry
przykład, żeby elfowi i krasnoludowi powiedzieć, jak sprawy się mają w jego technologicznie rozwiniętej
Ziemi, jednak wahał się.
- To był złoty wiek Arkadii. Na świecie panował spokój. - Kontynuował elf, ponownie zwilżając gardło.
- Jednak byłoby to zbyt piękne - burknął krasnolud. - [i]A to przez tego cholernego...
- Wypowiadanie tego imienia jest złe - przerwał mu elf, co Sławkowi natychmiast skojarzyło się z inną
postacią literacką. “Mają tu nawet własnego Lorda Voldemorta?” pomyślał z rozbawieniem, chociaż twarz
zachował poważną.
Szpiczastouchy westchnął ciężko i kontynuował, nieco ciszej, niż dotychczas.
- Pozostałości energii, jakiej Logos użył w próbie stworzenia życia na poprzednich planetach, zaczęły
się kumulować, aż powstał niekształtny byt. Potrzebował on jednak kilku tysiącleci, żeby uporządkować
poszarpane świadomości w jedną własną.
Przybył on do Arkadii, którą władało trzech braci. Zażądał własnego kontynentu, jednak spotkał się z
odmową. Wpadł w szał. Siłą przejął najmniejszy kontynent, wypędzając z niego Aspiro i jego twory.
Posiadał potężną, destruktywną moc, nad którą nie potrafił w pełni zapanować.
Czwarty Brat, jak siebie ochrzcił, spróbował stworzyć własny lud, jednak wyszły mu szkaradne stwory.
Każda próba kończyła się podobnie. Powstały dziesiątki przedziwnych istot, które przedostawszy się
na inne kontynenty, siały grozę. Czwarty Brat porwał więc kilku synów Numusa, uważając je za idealne
do swego celu. Napoił ich własną krwią, obdarowując wiecznym życiem, niebywałą siłą, szybkością i
wyostrzeniem zmysłów. Tak powstały jego dzieci.
Aspiro, uszedłszy z kontynentu, połączył siły z Numusem i Physisem. Trzech braci wystąpiło przeciw
najpotężniejszemu, czwartemu. Widząc to, dzieci Czwartego Brata zwróciły się przeciwko ojcu.
Nastąpiła długa wojna, podczas której przelano wiele krwi, nie tylko ludzkiej.
Czwarty, widząc, że niedługo zostanie pokonany, przeklął swoich synów straszliwą klątwą. Od tej pory,
aby istnieć, dzieci Czwartego musiały pożywiać się krwią tworów innych braci, były też wrażliwe na ogień
i słońce.
Trzech braci w końcu pokonało i zapieczętowało czwartego, jednak zniszczenia, jakich dokonali, nie
mieli sił cofnąć. Najmniejszy kontynent zamieszkiwały teraz potworne kreatury, efekt nieudanych prób
Ostatniego Brata. Ziemia była zniszczona, a kopalnie krasnoludów zalane lawą. Wcześniejsza siedziba
Aspiro, wielka góra pośrodku wyspy, zmieniła się w dymiący wulkan.
Bracia, zbyt zmęczeni długą walką, udali się na Księżyc, gdzie ułożyli się przy ojcu i zasnęli. Trzech
bogów śpi po dziś dzień. Krążą jednak legendy, że kiedy się zbudzą, wrócą na ziemię i nastanie złoty
wiek.
Inni twierdzą, że kiedy trójka braci powróci, powróci też czwarty brat. Rozpęta się wtedy straszliwa wojna,
która zakończy istnienie Arkadii.

Elf zamilkł na chwilę, po czym westchnął cicho.
- I niektórzy myślą, że ta wojna właśnie nadchodzi.
- I to jest ta walka partyzancka, którą teraz toczycie? - dopytywał się Sławek, widząc że elf skończył
opowiadać, przynajmniej na chwilę. - Imperium powstało jako efekt tamtej wojny? Dlaczego ten cesarz
chce wyeliminować wszystkie magiczne istoty?
- zadał pytania, które interesowały go od samego
początku. Niemniej wdzięczny był elfowi za historię świata, którą go uraczył.
- Nie powiedziałem, że to jest ta walka... jednak niektórzy myślą, że to jest jej początek. Szukają
spisków, kogoś, kto stoi za poczynaniami Imperium i Lovaroniego.

- Lovaroni? Tak się nazywa Cesarz? - spytał chłopak. - Czyli nie wiecie czemu Imperium robi... to
co robi?

- Ten cholerny pies nienawidzi wszystkich “odmieńców”! - zawołał oburzony krasnolud.
- Anthon Lovani... - westchnął bard, który do tej pory tylko słuchał. - Nienawidzi nieludzi, ponieważ
myśli, że jedyną “prawdziwą” rasą są ludzie, a to z powodu tego, że podejrzewa, że ktoś zamordował
jego ojca. Brednie.
- Zapatrzył się w ogień i westchnął, kręcąc głową.
- Jeśli dobrze orientuję się w polityce... - Sławek podrapał się po podbródku - to on nie powinien
się raczej cieszyć ze śmierci własnego ojca? W końcu dzięki temu chyba mógł zająć tron i sam zostać
Cesarzem, prawda? Jak dla mnie, to jeśli ktoś zamordował jego ojca, to on sam.

- Anthon kochał ojca! - Bard wyraźnie się oburzył, aż wstał z miejsca. - Nigdy by mu tego nie zrobił!
- Kiedy tylko grajek skończył mówić, zamarł, uświadomiwszy sobie, że chyba dziwnie się zachowuje.
Czym prędzej zajął miejsce.
- Strasznie żarliwie go bronisz, jak na kogoś, kto siedział w wozie więziennym Imperialnych. -
stwierdził Sławek, mieszając łyżką w swojej misce.
- Sugerujesz, że nigdy nie byłem jeńcem? - zapytał groźnie. - Zapytaj tych dwóch - wskazał
dwójkę “partyzantów” - niech ci powiedzą, jak mnie potraktowali żołdacy, kiedy ośmieliłem się
zaśpiewać o magii!

- Nic nie sugeruję, stwierdzam fakty. - westchnął chłopak. - Twój nagły wybuch musi sugerować,
że tak myśli większość społeczeństwa, tak przynajmniej myślę. Nie jestem jednak żadnym detektywem.
Jestem matematykiem i fizykiem, a w tym świecie znajduję się od niecałej doby, nie sądzę, by moje
zdanie zbyt wiele znaczyło...
- pokręcił głową z rozbawieniem. Ciekawe co by pomyśleli, gdyby zaczął
im tłumaczyć zasady informatyki znane z jego świata... Już to widział: “Komputer to takie coś sterowane
elektrycznością i zdolne do wykonywania wielu zadań jednocześnie, choć pierwotnie umiał tylko liczyć.”
Na mózg musiałoby mu chyba paść, żeby elfowi i krasnoludowi takie rzeczy mówić.
Jednak wszyscy zebrani zaczęli przyglądać się bacznie Bardowi.
 

Ostatnio edytowane przez mckorn : 02-01-2013 o 11:38. Powód: Akapity :P
mckorn jest offline