Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2013, 17:23   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przeciwnik nie zamierzał ani uciec, ani się poddać. Wprost przeciwnie. Kolejny rzucony przez niego czar boleśnie ugodził Kyllana. Ten, nie namyślając się, odpłacił pięknym za nadobne. Kolce łańcucha zalśniły w świetle rzucanym przez znajdujące się w komnacie świece.
Usta maga otworzyły się do krzyku, który nie przedostał się przez zalewane strumieniem krwi gardło. Chłopak uniósł ręce, jakby chciał zatamować ów strumień, a potem obrzucił Kyllana pełnym zdumienia i nienawiści spojrzeniem. Nie trwało to długo. Kapłan nie musiał zadawać kolejnego ciosu. Łysy młodzian osunął się na ziemię, a blask w jego oczach zgasł.

Kapłan zamknął drzwi, a potem oparł się o nie plecami, chcąc złapać nieco tchu po walce.
Na drugi raz będzie musiał bardziej uważać. Młodzieniec najwyraźniej nie był biednym, wykorzystywanym służącym i nie miał zamiaru być wyzwolonym z niewoli czy ciężkiej służby. Cham bez wychowania na dodatek. Widać w tym zamku uprzejmość nie była rzeczą mile widzianą. Warto było o tym pamiętać.

Stał tak przez moment, czekając, aż chwile słabości miną, po czym rzucił na siebie leczenie lekkich ran. Obrażenia zniknęły.
Można było zabrać się za poszukiwanie “trofeów wojennych”.
Biblioteczka wyglądała zachęcająco. Bardzo zachęcająco. Było tam kilka magicznych ksiąg, w tym dwie - przynajmniej na oko - bardzo rzadkie. Wszystkie natychmiast trafiły do plecaka Kyllana.
W górnej szufladzie niewielkiej komody, w wyściełanym pudełku, spoczywało dziesięć mikstur. W następnej Kyllan znalazł cztery różdżki.
Pierwsza była czarna, powykrzywiana. Na oko wygląda już na bardzo starą. Na trzonku widniały zamazane, ledwo widoczne znaki, których Kyllan nie potrafił nawet zidentyfikować. Była bardzo lekka i dobrze leżała w dłoni, jednak kiedy kapłan ją chwycił poczuł, jakby zaczynał "odpływać".
Druga była z ciemnobrązowego drewna - prosta i bardzo ładnie wyglądająca. Miała kilka elementów dekoracyjnych, jakieś wzory, wcięcia, jednak nie wynikało z nich, co by potrafiło wskazać na jej zastosowania.
Trzecia była również brązowa. Miała podobny odcień do poprzedniej. Na niej widoczne były znaki zapisane w elfim języku. Dla kogoś, kto znał ten język, rozszyfrowanie ich nie stanowiłoby problemu, ale dla Kyllana - niestety nie.
Czwarta kształtem przypominała błyskawicę. Była jasnoniebieska, z białymi kreseczkami ciągnącymi się wzdłuż całej jej długości. Jak łatwo się domyślić to różdżka miotająca błyskawice.
W ostatniej, najniższej szufladzie, Kyllan znalazł amulet. Widywał już takie i wiedział, że dzięki nim noszący je człowiek jest lepiej chroniony przed atakami nieprzyjaciół. Nie wahając się założył go na szyję, zaś pozostałe przedmioty schował do plecaka.
Na podłodze, obok komody, leżał wisiorek. Niebieski kamyk na rzemyku. Zwykła błyskotka. Być może należał do jednej z ofiar. Owej dziewczyny? Na wszelki wypadek schował go do kieszeni.
Jako że w pomieszczeniu znajdowało się dość dużo przedmiotów, Kyllan zdecydowanie wolał sprawdzić, czy czasem nie przegapił jakiegoś magicznego przedmiotu i rzucił wykrycie magii.

Czar rzucony przez kleryka przyniósł z pewnością niespodziewane efekty. Jak się okazało, po za kilkoma magicznymi przedmiotami znajdującymi się w pomieszczeniu, cały zamek i jego mury dosłownie tętniły magią. Każda ściana, każdy mebel czy okno zdawały się być dosłownie uplecione z nici Mocy. Czegoś takiego Kyllan nigdy dotąd nie widział, i co więcej nigdy o czymś takim nie słyszał.
Kolejny czar pozwolił mu odkryć w trzewiach zamku miejsce, które oślepiłoby go blaskiem, gdyby magia była widoczna gołym okiem. Tam jednak prowadziły zamknięte drzwi, których kapłan nie byłby w stanie otworzyć nawet mając dużo czasu. Drzwi były zablokowane na prawdę potężną magią, a to co skrywały musiało pozostać w sferze przypuszczeń i tajemnic.

Do tych drzwi Kyllan wolał się nie zbliżać. Nie znał się na magicznych zamkach, natomiast aż zbyt często słyszał o pułapkach i zabezpieczeniach, jakie zakładano by strzec skarbca przed nieproszonymi gośćmi.
Rzucone czary potwierdziły również to, czego się Kyllan wcześniej domyślił. Pokonany młodzian nie był byle kim. Jego szata była magiczna, a chociaż jej właściwości Kyllan nie potrafił zidentyfikować, to i tak postanowił zabrać ją ze sobą. Młodzieńcowi i tak nie była już potrzebna, a plany krwi z pewnością dadzą się usunąć.

By do końca wypełnić obowiązek, a przy okazji spróbować znaleźć jakąś drogę ucieczki Kyllan obszedł cały zamek.
Pozostałe pomieszczenia były puste, poza jednym pokojem. Tam zgromadzono ubrania - duże i małe, kobiece i męskie. Wszystkie łączyła jedna rzecz - były zakrwawione. Być może poprzedni ich właściciele skończyli w żołądkach ghuli.
Łatwo się było teraz domyślić, jaki los spotkałby Kyllana po spotkaniu z prawdziwym gospodarzem tego zamku. Bo trudno było sądzić, by był nim ów młodzian, w sumie pokonany niewielkim kosztem. Czy udałoby się zwabić do środka ghule i wykończyć je, po jednym? Tego Kyllan nie wiedział, ale osobiście bardzo wątpił. To tego by trzeba paru dobrych wojowników, albo i magów, dysponujących odpowiednią potęgą. Łatwiej chyba by było znaleźć jakąś lukę w otaczającym zamek pierścieniu patroli i wymknąć się, chyłkiem, przez las.

Ponowna wycieczka na szczyt zamkowych murów zaowocowała nieoczekiwanym odkryciem. Ghule zniknęły. W zasięgu wzroku Kyllana nie widać było ani jednego patrolu. Jakby wszyscy się zapadli pod ziemię albo rozpłynęli. Po śmierci młodego maga doszli do wniosku, że nie są już potrzebni? Poszli sobie? Byli przyłowaną przez maga iluzją i zniknęli, gdy on zginął?
Cóż. Pytania pozostawały bez odpowiedzi, a Kyllan nie miał zamiaru tracić czasu na szukanie odpowiedzi. Jeśli faktycznie ghule zniknęły, to on miał idealną okazję, by się z zamku ulotnić. I nie warto było czekać, aż wrócą.
Kapłan szybko zszedł z murów, przemierzył podwórze, uchylił wrota i rozejrzał się. Nieumarłych strażników nigdzie nie było widać. Gotowy tak do walki, jak i do ucieczki, szybkim krokiem, rozglądając się na wszystkie strony i nadstawiając uszu, Kyllan ruszył zarośniętą drogą w kierunku traktu i dotarł tam, ku swemu niekłamanemu zdziwieniu, cało i zdrowo.
Bez wahania skierował się w stronę wioski, gotów w razie jakiegoś niebezpieczeństwa zanurkować w krzaki.
 
Kerm jest offline