Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2013, 18:14   #10
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Wchodziłem w nią od tyłu. Złapałem mocno za włosy i przyciągnąłem do siebie, drugą ręką objąłem jej gładką, długą szyję, tuż pod szczęką. Jej jęk zaczynał być chrapliwy, jednak nie protestowała, w końcu wciąż miała powietrze. I chyba zaczynało do niej dochodzić, że jej się to podoba.

Walentynki. Najwspanialszy dzień w roku.
No, dobra, drugi w kolejce.
Samotne kobiety desperacko szukają kogoś choćby na tę jedną noc, byleby nie spędzaj jej samej. I kiedy już są z tym kimś w sypialni, kiedy jest za późno na zmianę partnera, są w stanie znieść znacznie więcej niż na co dzień, żeby tylko akt seksualny dobiegł końca. Nie przerwą, chyba że w sytuacji zagrożenia życia.
Właśnie dlatego nie mogę wzmocnić uścisku i patrzeć, jak jej twarz sinieje a oczy wychodzą z orbit, nie mogę skorzystać z paska, nie mogę wgnieść jej małego, zadartego noska w głąb czaszki uderzając głową w biurko w rytm pchnięć.
Muszę być grzeczny. Pozwalam sobie więc tylko na delikatne, wręcz dżentelmeńskie, przyduszanie i klepanie jej po tyłku i cyckach. Przygryzam jej sutki, aż widzę grymas bólu, który niemal każe jej mnie odtrącić. Niemal. Nie robi tego, bo są walentynki.

Gdybym miał drugie imię, chciałbym być Walentym.

Dochodzę po raz trzeci tej nocy, i zdecydowanie ostatni. Nie mam już ochoty na te harcerskie zabawy, ten substytut rozkoszy, który został mi tak brutalnie i bez żadnych ostrzeżeń odebrany. To jak lizać ziarna kawy zamiast się jej napić. Ale, z drugiej strony, lepszy rydz nisz nic.
Leżę, oddycham głęboko. Carmen sprawiła się dosyć dobrze jak na nie-dziwkę. Była naturalna w tym całym strachu o to, jak daleko się posunę, i zaskoczeniu pierwszym ukłuciem bólu, kiedy przygryzłem jej wagi aż oboje poczuliśmy metaliczny posmak krwi w ustach. Smakowała tego wszystkiego delikatnie, nie wiedząc, jak powinna zareagować. Ból nie był dla niej czymś naturalnym podczas seksu, ale i nie odstręczał jej. Dlatego ją wybrałem- wydawała się być tak otwarta na świat. Taka naiwna. W sam raz na raz, nie więcej. Dłuższy związek mógłby się źle skończyć, dla nas obojga. Ona skończyłaby martwa, a ja w więzieniu. A przecież nie po to ograniczam się i kontroluję przez ponad dekadę, żeby teraz wpaść przez jedną tępą cizię. Chociaż nie, jeśli wpadnę, to nie przez cizię, tylko przez NIEGO. To on wytrącił mnie z życiowej równowagi, to przez niego jestem ostatnio taki rozchwiany. Skurwiel.

Dziewczyna wreszcie odważyła się do mnie przytulić. Czai się, dojąc o moją reakcję. Zupełnie tak, jakby nie rozumiała...
- Chodź do mnie- mówię, obejmując ją delikatnie. Spogląda na mnie tymi oczami wypełnionymi toffi, słodkimi i naiwnymi, i nadal zlęknionymi. Uśmiecham się, niepewnie odwzajemnia uśmiech. "Więc to tylko gra?" "Oczywiście." wymieniamy telepatycznie wiadomości. Całuję ją w czoło i już jest moja. Gdybym chciał, zrobilibyśmy to samo jeszcze raz, i również by się nie opierała. Może nawet czerpałaby z tego przyjemność.
A to nie ma sensu.

Jest wpół do piątej. Nie spaliśmy. Ja nie mogłem, tak po prostu, a ona... Nie wiem. Coś gadała, ale nie słuchałem. Mówi, że musi siusiu, zupełnie jakby mi to było do czegoś potrzebne. Ale, nie ma tego złego. Wstaję i właściwie z przyzwyczajenia przeglądam jej rzeczy. Lubię wiedzieć, z kim miałem do czynienia, nawet jeśli nigdy więcej się już nie spotkamy. W szufladzie z bielizną znajduję dilerkę z marihuaną, bibułkę i filtry. Cliché. Tak wiele młodocianych lasek myśli, że ich majtki są w stanie uchronić ich przed konsekwencjami posiadania narkotyków. Dlaczego akurat szuflada z bielizną? To pytanie męczy mnie odkąd znalazłem tam tabletki na chlamydię u swojej drugiej dziewczyny. Na szczęście, nie zdążyłem się z nią przespać, co uratowało mojego fiutka przed uschnięciem. Czy co tam chlamydia robi z siusiakiem. Właściwie to wystarczy zajrzeć do szuflady z bielizną i wie się o kobiecie to, czego w inny sposób byś się mógł nie dowiedzieć. Najskrytsze sekrety. Wiesz, czego się wstydzi. Wiesz, czego się boi. Wiesz, jaka jest naprawdę.
Albo i nie, w końcu nie wszystkie laski mają co chować, nie wszystkie też wpadną na to, żeby to schować.

Zdążyłem się przebrać zanim skończyła swoje siusiu.
Pyta, czemu wychodzę, a ja pytam, czemu nie.
Uśmiecha się, jakby dopiero teraz zrozumiała. Pewnie nawet tak jest.
Dopiero w tym świetle dostrzegam, że ma pęknięte kąciki ust. Nie przejmowałem się nią zbytnio penetrując na siłę jej gardło, pomagałem jej otworzyć buźkę palcami. Gdyby się nie szarpała, poszłoby gładko.

Mówi, że było miło, dziękuje mi, że przy niej byłem w tę noc, że to dużo dla niej znaczy. Nie zna mnie, dlatego dziwią mnie takie rzewne wyznania. Tym bardziej, że już myślałem, że zrozumiała.
- To nic na stałe, rozumiesz to, prawda? Przygoda na jedną noc.
- Tak, wiem
- śmieje się, jakby rozbawiona, że choćby brałem pod uwagę, że myśli inaczej. Jakby nie było możliwości, żeby myślała inaczej. Jakbym był jej niegodzien. Gotuję się.

Suko, wiesz, kogo ja miałem? Rżnąłem lepsze od ciebie, a potem po prostu wyrzucałem na śmietnik. Dosłownie. Chwytam ją za głowę i uderzam o ścianę, głuche tąpnięcia towarzyszą uderzeniom, pierwsze, drugie, trzecie, pojawia się krew, na ścianie i jej włosach. Jednym sierpowym łamię jej nos. Pada na ziemię, ze zduszonym jękiem. Podnoszę ją, ciągnąc za włosy, gdy stoi na czworakach wybijam jej zęby o kant stolika, potem z powrotem przygniatam do ziemi. Wyginam jedną rękę, aż wyłamuję ją z barku.

Mrugam. Uśmiecham się, udając rozbawienie, zupełnie jak ona. Proponuje mi śniadanie, odmawiam. Żegnamy się w progu, wychodzę. Słyszę delikatnie zamykane drzwi, oddycham głęboko. Spokój.

Skórzana kurtka z kapturem świetnie nadaje się na tę pogodę. Jest dość ciepła, a woda spływa po niej jak po płaszczu przeciwdeszczowym. Lubię ją, chociaż nie mogę chodzić w niej do pracy. Dresscode i tego mi zabrania.

Wracam przez park, na stację z której mam bezpośredni dojazd prawie pod dom.
Horiuchi Park.

Widzę dziewczynę i moje serce zaczyna bić szybciej. Od początku wiedziałem, że to coś wyjątkowego, uśmiech losu, jednak gdy podchodzę bliżej, nie jest mi już do śmiechu. Bo jak to możliwe, że znalazłem kolejną ofiarę Upiora? Przypadek? Ciężko wierzyć w przypadki jak twoją pracą jest wszystko przewidzieć. Zawsze jesteś gotów na każdą ewentualność, wiesz, jaki jest procent szans, że dane coś cię spotka, a potem dzieje się coś niespotykanie rzadkiego, i nie wiesz, co o tym myśleć.
Wie, że go szukam? Śledził mnie, żeby podrzucić tę dziewczynę i wciągnąć do swojej gry? Nie tak to miało wyglądać, zdecydowanie nie tak. Miałem być łowcą, nie szczurem w labiryncie. Ale jak mógłby się o mnie dowiedzieć? Czyżbym nieświadomie zbliżył się do niego tak blisko, że uznał mnie za zagrożenie? Nie, raczej nie, jestem w dupie, nie mam żadnego tropu, póki co. A więc, przypadek? Cóż, aż żal nie skorzystać.
Podszedłem do denatki. Leży w krzakach, niezbyt starannie ukryta. Przy samej ułożonej z kostki ścieżce. Upiór nie chciał zostawić odcisków butów, więc i ja nie muszę kombinować, podchodzę, przyklękam, jestem wzburzony, nawet nie myślę o tym, że się ubrudzę. Zakładam cienkie, skórzane rękawiczki, moje ulubione, wyjmuję jej karteczkę i dowód osobisty z zaciśniętej dłoni. Zacząłem studiować japoński, na potrzeby śledztwa. Na górze kartki był numer porządkowy kolejnej ofiary, 13, jednak nie jestem w stanie rozszyfrować tego niżej. Robię zdjęcie iPhonem, potem jeszcze fotkę jej twarzy i dowodu. Nic więcej przy sobie nie ma.

No dobra, co teraz? Mógłbym iść do niej do domu, tylko za kogo mam się podać? Przyjaciel? Matki osiemnastolatek nie bywają zachwycone kiedy wychodzi na jaw, że ich córki miały trzydziestokilkuletnich kolegów. Za policjanta też nie, chodzą parami, głupio się ubierają, i tak dalej. W ogóle pokazywać się jej na oczy to był zły pomysł. Nieważne pod jakim pretekstem przyjdę i zacznę wypytywać o córkę, policja się o tym dowie, kiedy tylko będą ją przesłuchiwać. Muszę zadzwonić, to jedyne bezpieczne rozwiązanie. Ale też nie teraz, kartę SIM z "numerem specjalnym" mam w domu, a nie kupię o tej porze nigdzie startera.
Cholera. Muszę zadzwonić na policję. Jeśli tego nie zrobię, ktoś może mnie wsypać. Ktoś mógł mnie widzieć, i będę w dupie. Nie potrzebuję zainteresowania glin, a już na pewno nie jako podejrzany. Łatwiej będzie po prostu zgłosić, że ją znalazłem. Potem zadzwonię... Tak, mam alibi, sprawdzą je i dadzą mi spokój. Będę miał pewność, że znaleźli ciało i jeszcze dzisiaj będę mógł wykonać dwa telefony, jeśli będzie trzeba- przed powiadomieniem rodziny, i po.

Schowałem rękawiczki i kucnąłem dwa metry od trupa, wpatrując się w jej szeroko otwarte oczy. Zadzwoniłem na 911. Tak, jest coś w tych oczach, strach, ale i fascynacja. W ostatnich chwilach odkrywała siebie an nowo, zanim poderżn... Halo? Tak, ja... Znalazłem ciało. Ona nie żyje. Kobieta, młoda. W Horiuchi Park przy Boren Avenue. Nie wiem,nie sprawdzałem... To znaczy, ma rozcięte gardło, otwarte oczy i chyba nie oddycha, więc... Tak. Tak, poczekam. Boże... Co? Tak, nie, jestem sam. Dobrze. Do widzenia.

Usiadłem na ławce nieopodal, rozglądając się. Nikogo nie było widać, ale to nie znaczy, że nikt mnie nie obserwuje. Może właśnie po to całe to przedstawienie, chciał zobaczyć, jak zareaguję, czy nie spanikuję, i tak dalej. Nie, Skurwielu, nie jestem byle amatorem. Dorwę Cię i pożałujesz, że zwinąłeś mi ją sprzed nosa.
Przeszedłem się jeszcze zaglądając do śmietników w okolicy, jak i w cienie pod drzewami, szukając czegokolwiek pomocnego, jednak los nie był dla mnie łaskawy. Nie miałem czasu na dokładniejsze przetrząśnięcie miejsca, poza tym ,zbyt duża powierzchnia. A co do niewidzialnego obserwatora, którego wzrok czułem na sobie... Może to tylko błędne przeczucie. Może tylko chciałbym, żeby Upiór był w okolicy. A może po prostu jest sprytniejszy.

Długo nie czekałem na policję. Zaczęli wszystko ogradzać, biegać z latarkami w te i wewte, przeczesywać teren, jakby to im miało coś dać. Nie da. Ja to wiem, i oni to wiedzą. Dość szybko połapali się, że to robota Upiora, co było widać po ich twarzach. Nienawidzili kolesia, przez którego trzęśli portkami o życie swoich córek, i nienawidzili swojej bezsilności. Każdy z nich pewnie rozszarpałby go, gdyby tylko potrafili go złapać.
Ale nie potrafią.
W sumie, nie różnimy się tak bardzo. Gdybyś mi jej nie odebrał, gdybyśmy poznali się w neutralnej sytuacji, moglibyśmy zostać przyjaciółmi.

Pochodzi do mnie policjant. Wcześniej tylko zerknął na mnie barczysty gość w garniaku i kazał mi poczekać. Mokłem więc, pozostając nieprzemoczonym od pasa w górę, dzięki skórzanej kurtce, aż do teraz.
Psina podchodzi i mówi mi ,że możemy zaczynać.
A więc zaczynam okładać go pięściami po twarzy.
Zerka na mnie bez wyrazu.
- W jaki sposób znalazł pan ciało?- pyta.
- Byłem na noc u znajomej, mieszka niedaleko. Wracałem do domu, szedłem na pociąg i... zobaczyłem ją. Tak po prostu. Pierwsze, co pomyślałem, to że jest pijana, albo naćpana, ale potem zobaczyłem, że nie cała sukienka jest czerwona. To wyglądało, to była krew. Nie wiedziałem, co robić, byłem w szoku. Człowiek, nawet w nocy, nie spodziewa się znaleźć zwłok w parku. Nie ważne, jak parszywa dzielnica, po prostu tego się nie spodziewa. Jak się otrząsnąłem to klęczałem na ziemi kilka metrów przed nią, bezradny. Miała otwarte oczy. Sięgałem po telefon. Zadzwoniłem na 911 i czekałem. Bo co miałem zrobić?- Odgrywanie niewiniątka to część mojego życia. Mimo to nie czuję się pewnie. Przez tego jebanego Upiora, od kilku miesięcy rzadko kiedy czuję się pewny siebie.
- Czy zna albo kojarzy pan ofiarę?
Przerżnąłbym Twoją córkę. Ile ma lat? 16, 18, 22?
- Nie, widzę ją pierwszy raz.
- Czy widział pan kogoś podejrzanego w okolicy? Kogoś, kto mógł mieć związek ze sprawą?
I kazałbym Ci patrzeć, jak łamię jej paznokcie, potem palce, a potem otwieram siłą szczękę niczym sidła na niedźwiedzia, aż zawiasy pękają i żuchwa zwisa bezradnie trzymana ejdynie przez skórę i strzępki mięśni.
- Nie. Raczej nie, widziałem tylko dwóch mężczyzn, palili papierosy przed blokiem, przecznicę stąd, przeciętni. Poza tym nie widziałem nikogo.- Źle się czuję. Chce mi się rzygać, okładać pięściami tego faceta, pić, najlepiej sok żurawinowy. Panuję nad sobą, w pełni prawie panuję nad sobą.
- Czym się pan zajmuje?
- Pracuję w Amazonie, jako analityk finansowy. Liczby, wykresy i wróżenie z nich. Czasem dość nudne, ale to praca dla mnie.
- Proszę o zapisanie swoich danych kontaktowych pod nazwiskiem. O, tu
- powiedział na zakończenie policjant, podając mi notatnik i długopis. Nie wyglądał na specjalnie zaciekawionego całą rozmową. I tak nie on zajmie się później analizą zeznań, tylko jakiś fiutek w garniaku, może nawet ten barczysty fiutek w garniaku, który przyjechał tu jako pierwszy. A może ten, który dołączył dopiero niedawno. Nieistotne. Wypisuję wszystko, zgodnie z prawdą. Niech mają.
- Dzięki. Teoretycznie jest już pan wolny, ale radzę jeszcze trochę poczekać, w razie gdyby przełożonym o czymś się przypomniało.- nawet uśmiechnął się uprzejmie, jak sprzedawca w sklepie z pączkami. Dosłownie chwilę potem podchodzi do mnie jeden z przełożonych, robi mi zdjęcie telefonem i pobiera odciski palców. Czy to legalne pobierać odciski palców komuś, kto nie jest oskarżony? Będę się musiał dowiedzieć. Nie chcę, żeby krążyły one w systemie policyjnym, póki co jednak nic nie mówię, zgadzam się w milczeniu na wszystko, niczym owieczka prowadzona na rzeź. Do rzeźni, gdzie rzeźnik rzeźbi rześko, że-się tak wyrażę, w-rzeciono. Wszystko ze mną w porządku.

Odchodzę i kieruję się w stronę dworca. Chwilę potem siedzę w SKMce, jedno mrugnięcie, jestem na swojej stacji. Jeszcze moment, i pojechałbym dalej. Wchodzę do kamienicy, na trzecie piętro, którego 130 metrów kwadratowych wynajmuję. Woda kapie ze mnie na każdym kroku, staram się więc strzepać ją z kurtki jeszcze na drugim.

Chciałbym wziąć gorącą kąpiel, pozwolić sobie na odrobinę relaksu przez wyjściem do pracy, jednak najpierw muszę zadzwonić. Nie znam numeru, znam jednak adres. Włączam laptopa, łączę się z netem, wybieram jedną z wielu darmowych książek telefonicznych. Przepisuję dane z dowodu, i voila. Wyciągam skrzętnie schowany "zapasowy" telefon, wystukuję numer, niemalże bez namysłu.
Kto zabił Twoją córkę, tępa dziwko?! mam ochotę wrzasnąć, już przy pierwszym sygnale, jednak wiem, że to nie zadziała. Nawet, gdyby ktoś odebrał, to by nie zadziałało. Mimo wszystko, słysząc pierwszy sygnał, uśmiecham się.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline