Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2013, 18:40   #4
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu

Piętnaśnie kilometrów na południe od Wodospadów Sztyletu znajdowały się nie tylko obejścia i gospodarstwa przeciętnych mieszkańców. Pośród wszelkich zabudowań wyróżniała się bowiem posiadłość państwa Lariss. Ich rodzinę znano w Dolinach od pokoleń ze wspaniałej sztuki kowalstwa. Tworzyli kunsztowne dzieła - od przedmiotów zwykłych, codziennego użytku po paradne zbroje i bronie, ozdabiane z dbałością o najdrobniejsze szczegóły. Nie było w tym nic z magii, jedynie ciężka praca utalentowanych ludzi. Ich dom był niewielkim, parterowym budynkiem, do którego prowadziła ścieżka, wzdłuż której rosły piękne kwiaty. Widać było, że ktoś włożył w ich hodowlę dużo serca. Na terenie posiadłości znacznie więcej miejsca zajmowała kuźnia. Całkiem na tyłach ogrodu, w cieniu niewielkiego zagajnika zbudowano także rodzinną kryptę.

Dom rodziny Lariss, w którym wychowywała się Samira, zwykle tętnił życiem. Jej wujostwo przyjęło ją z otwartymi ramionami, gdy przybyła z Telflamm i naprawdę czuła się tutaj jak u siebie. Budynek wypełniony był zwykle gwarem i śmiechem, a z pobliskiej kuźni dobiegały odgłosy pracy nad metalem. Tak było jeszcze kilka dni temu. Teraz jednak wszystko zamarło w ciszy, pogrążone w żałobie i przepełnione stratą. Ograbiony dom straszył smutnym widokiem. Dzieła wielu lat skradzione, domostwo splądrowane... Pojedyncza sylwetka przemierzała ogród ku rodzinnej krypcie. Kobieta pchnęła ciężkie, metalowe drzwi, zdobione nazwiskiem wujostwa i weszła do środka, zamykając je za sobą. Przystanęła obok świeżo zamurowanych miejsc, wpatrując się w nie w milczeniu. Powoli wyciągnęła rękę i przesunęła palcami drobne tabliczki oznaczające, kto gdzie leży. Wuj, ciotka, kuzyni, mała kuzynka... Nie oszczędzono nikogo. Gdyby tylko była wtedy w pobliżu, może mogłaby kogoś ocalić.

Opuściła dłoń. Zacisnęła ją w pięść. Drugą ręką chwyciła za święty symbol Tyra spoczywający na jej piersi.
- Waszych mordercom przyniosę sprawiedliwość, dzięki łasce Pana mego. - szepnęła, nie chcąc burzyć martwej ciszy panującej w tym miejscu.
Naturalną koleją rzeczy była śmierć człowieka. Na każdego w końcu miał przyjść czas. Jednak nie rolą pomiotów z Podmroku było decydowanie o tym, kto ma żyć. Istniała magia - potężna magia - która mogła przywrócić życie zamordowanym. Jednak do tego trzeba było mieć środki i odpowiednią moc. A na cóż komuś zwracać życie, jeśli zagrożenie może w każdej chwili powrócić? Samira opuściła niewielkie pomieszczenie i skierowała kroki w stronę domu. Musiała zebrać rzeczy, w końcu miała umówione spotkanie.


Pod ratuszem była punktualnie. Weszła do budynku za burmistrzem i zajęła wskazane jej miejsce. Dopiero wtedy pozwoliła sobie przyjrzeć się dokładniej pozostałym wezwanym. Świadomość towarzystwa Surreal działała na nią kojąco. Skinęła Bodwynowi i Mirrze, mając w pamięci chwile, w których los skrzyżował ich ścieżki. Całej sprawie dobrze wróżyła obecność ludzi, którzy potrafili poradzić sobie w ciężkich sytuacjach, wymagających nie tylko siły, ale i myślenia. Pozostałych nie znała, ale nie miała w zwyczaju oceniać innych z wyglądu. No, może poza drowem. Nie bardzo rozumiała, co przedstawiciel tej rasy ma czelność robić w Ratuszu. Owszem, słyszała o teoretycznie nawróconych i dobrych elfach z Podmroku, ale litości... W takiej sytuacji?

Czcze rozmyślania porzuciła, gdy odezwał się krasnolud. Wyglądał na zaprawionego w bojach i Samira wiedziała już, z kimś przyjdzie jej otwarcie walczyć ramię w ramię. Kiedy burmistrz wskazał na nią, poczuła, że kilka spojrzeń zwróciło się w jej stronę. Kapłanka była odziana w pancerz z kości, który przy każdym jej poruszeniu wydawał niepokojący, chrzęszczący odgłos. Zbroja pasowała na nią idealnie, niczym tworzona na miarę. Przy pasie miała także długi miecz mistrzowskiej roboty. Z tą jedną bronią praktycznie się nie rozstawała. Kobieta nie wyglądała ani na kogoś, kto miałby upaść pod pierwszym drowim sztyletem, ani na kogoś, kto chciałby być w centrum zainteresowania. Można by było nawet nazwać ładną z delikatnym rysem urody i długimi białymi niczym śnieg włosami. Można by było, gdyby nie ciemnobrązowe, niemal czarne oczy, przypominające dwie bezdenne studnie. Na jej piersi spoczywał znak Tyra, który połyskiwał we wpadającym przez okna promieniach słońca.

Poczuła się wezwana do odpowiedzi, więc odezwała się:
- Przypuszczam, że Harndarr, Pan Poranka Lathandera, nie będzie szczędził środków w kwestii posługi kapłańskiej dla osób kładących na szalę tak wiele dla bezpieczeństwa Dolin. - oznajmiła wszystkim.
Głos miała cichy i całkiem miły dla ucha.
- Panie Morn - zwróciła się bezpośrednio do ich zleceniodawcy - Na mnie możecie liczyć. Pozostaje to dla mnie kwestią w zasadzie osobistą, po części też zawodową, więc chętnie zajmę się tą sprawą. Chodzą słuchy, że napastnikom towarzyszyli nieumarli, więc wręcz powinnam wziąć udział w tej wyprawie. - spojrzała ku obecnemu w pomieszczeniu drowowi - Rozumiem, panie Morn, że macie dobry powód, by wysyłać z nami drowa? - przeniosła wzrok na Randala - Oswojony worg to jednak nadal zwierzę i groźny drapieżnik. Niezależnie od tego, jak bardzo Pan Felethren jest zasłużony dla ludzkości - nie ujmuję mu zasług - i jak znaczne są jego zdolności, to jednak nadal drow. A ci, jak chyba powszechnie wiadomo, lubują się w intrygach i spiskach. Nie chciałabym podczas starcia mieć za plecami wroga. Czy ręczycie za niego? A może sam ma coś do powiedzenia w tej kwestii? - spojrzenie ciemnych oczu ponownie spoczęło na mrocznym elfie.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline