-Ta, Hydris, tobie do ideału członka milicji zawsze sporo brakowało, ale przynajmniej wiesz jakie argumenty przemawiają do Liżepuchów. -
Belor odstawił puste naczynie i ułożył dłonie pod brodą. -
Jak się będzie dało, to sprawę można rozwiązać inaczej, ale najprościej i najskuteczniej będzie przetrącić parę goblinich karków i wbić Bebechowi do jego zielonego łba, że Sandpoint to on jest za krótki. Tak właściwie, to i za łeb Bebecha nagroda powinna się należeć przynajmniej potrójna nagroda. - Szeryf odwrócił się w stronę aasimara. -
A jak się wam już napatoczy pod nogi jakieś goblińskie ścierwo to łatwiej będzie odciąć same uszy niż zdejmować skalp czy bawić się z dziesiątkami palców u rąk. -Gobliny to bardzo złośliwe i zawistne stworzenia, panie szeryfie. Bardziej niż dziewka, którą amant zaraził wstydliwą chorobą. Nie lepiej rozwiązać sprawę tak aby nie mieli powodu do odwetu? Jakoś ich przekonać może? - zaproponował
Mako, na co szef milicji wzruszył nieznacznie ramionami, ale nie przerwał wywodu barda.
-Jeśli zaatakują to rzecz jasna możemy się bronić i przypadkiem paru nawet zabić, ale po co prowokować goblińskie klany. Zresztą, na miejscu pewnie się przekonamy jaki jest powód ich napadów. Może wystarczy im to zabrać? -Bez tych fajerwerków Bebech i jego plemię, czy tam klan, siedzieli raczej spokojnie. Jakby ten swój arsenał mieli w jednym miejscu to może i wystarczyłoby zniszczyć czy odebrać. Zrobicie jak uznacie za stosowne, dla mnie ważne jest, żeby do miasta dało się bezpiecznie dojechać. -
Belor ściszył głos i bez krzty ironii w głosie dodał, że wszystkim jak tu siedzą nogi z dupy powyrywa jeśli drużyna poważy się wybrać na Solne Mokradła po pijaku albo na kacu. -
Może nie za duże, ale co bagno, to bagno, i zawsze zassać może. Lepiej pomyśleć wcześniej i mieć pod ręką parę metrów liny niż na bieżąco szukać takiej żerdzi co się pod ciężarem człowieka nie złamie. -Uniwersalna trzymetrowa tyczka. Pierwszy i podstawowy element ekwipunku każdego poszukiwacza przygód. - Właścicielka Zardzewiałego Smoka pojawiła się nagle za plecami
Bishopa. -
Jakbym wcześniej wiedziała, że się wybierasz na szlak to bym Ci właśnie taką tyczkę sprezentowała, a tak musisz się zadowolić czym innym. -
Ameiko z szerokim uśmiechem na ustach podarowało czarodziejowi niewielki flakonik z ciemnego czerwonego szkła. -
Z najlepszymi życzeniami. To nie są perfumy, więc nie wąchaj ani tym bardziej nie przystawiaj do brwi, bo znowu je sobie spalisz. - Dziewczyna przysunęła sobie krzesło i po kilku słowach powitania siadła ze wszystkimi. -
To co się właściwie dzieje? Te dobre rady wujka Belora to na poważnie? -Owszem, - odparł szeryf. -
Jest do rozwiązania problem z Liżepuchami na mokradłach i wygląda na to, że ta czwórka się tego entuzjastycznie podejmie. Ameiko wyglądała na bardzo zadowoloną ze słów
Belora, choć nie do końca było wiadomo czy przygodę z goblinami uważała za jeden najlepszych prezentów urodzinowych dla swojego przyjaciela czy też sama widziała w wyprawie na bagna możliwość wyrwania się na chwilę z Sandpoint.