Koleś dumnie kuśtykał po miasteczku. Wysłuchawszy swojego towarzysza indianina przystanął i zakłopotaniem podrapał się po karku - W tej dziurze...? Nie bardzo, ale czekaj, Koleś wszystkim się zajmie - uśmiechnął się, licząc w duchu na swoją sławę i złotą gębę. Bynajmniej nie było to tak, że wyglądał na wariata i po prostu spoglądał na sklepikarza tak długo, aż ten łamał się i po prostu schodził z ceny, byle tylko nie musieć już spoglądać w te szalone oczy - co to, to nie. A więc Koleś chciał mieć motor i pistolet, i może jakiś opatrunek, a Sokole oko dwururkę i pistolet. Obaj chcieli też trochę amunicji, która poza typowym zastosowaniem była też niezłą walutą... No i może to wyborowe coś dla Zgniłego Orła, choć tu akurat wątpił by coś dało się zrobić. No ale miał już listę zakupów, a czego nie potrzebowali mógł sprzedać... Pokuśtykał zająć się interesami.
__________________ Cogito ergo argh...! |