Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2013, 19:51   #8
Barthirin
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Droga z Meznozberranzan zajęła Felethrenowi sporo czasu, jednak nie narzekał. W rodzinnym mieście musiał się ukrywać, wieść życie anonimowego najemnika. Ale w Podmroku czuł się swobodnie. Mógł iść którędy chciał i gdzie chciał. Żadna kobieta, ani żaden nóż nie ograniczał jego swobody. Podobnie było na powierzchni, ale to słońce!

Zmrużył oczy, gdy jego twarz skąpała się w świetle płynącej po niebie ognistej kuli. Miał nadzieję, że nie wezwano go na przyjacielską pogawędkę (na którą miałby nawet ochotę, po długim czasie spędzonym pod ziemią), ale w jakiejś bardziej pilnej sprawie.

- Mogli umówić spotkanie po zachodzie... - mruknął do siebie, gdy jego oczy przywykły już do jasności.

W dolinie było pięknie. W tej chwili zaklinacz nie żałował wyjścia z Podmroku. Ból spowodowany słońcem był niczym w porównaniu do tych pięknych widoków. Uszy Felethrena rejestrowały obce sobie dźwięki, a nos wdychał rześkie i pachnące powietrze. Dziwne, dlaczego drowy tak bardzo nienawidziły czegoś tak wspaniałego? Każde stworzenie żyjące w świecie Nad miało tu swoje miejsce i nie czuło się niczym skrępowane. Tutaj liczyło się coś więcej, niż prymitywne "przeżyć".


***

Z trudem odnalazł kwaterę burmistrza. Wszystkie budynki wyglądały tak samo! Na szczęście zauważył znajomego barda Bodwyna, który również miał wziąć udział w spotkaniu. Śledząc go Felethren dotarł w końcu do miejsca spotkania. Przed wejściem zmierzwił krótkie, białe włosy i poprawił szatę. Wszedł delikatnie i cicho, jakby przemykał się obok leża bazyliszka.

I wtedy zobaczył kobiety. Brzydkie i nieposiadające gracji, którą tak kochał w Eilistraee. Nie dał po sobie poznać, że jest zniesmaczony. Zamierzał grać jak z wysokimi kapłankami Lolth. Usiadł na krześle obok Bodwyna i wlepił zaciekawione spojrzenie w kobietę w zbroi, wykrzywiając usta w paskudny uśmiech.

Randal Morn wymienił imię Felethrena toteż elf zmuszony był odwrócić spojrzenie i skinąć mu głową. Do tego momentu wszyscy zdawali się ignorować jego obecność. Jednak po chwili wybuchło nie lada zamieszanie. Kapłanka w zbroi wysepleniła kilka niezrozumiałych dla drowa słów, które i tak by zignorował, ale porównanie go do dzikiego zwierza było już przesadą.

- Zrobiłaś tę zbroję - wypalił wskazując na pancerz kobiety - z kości pokonanych drowów, czy może nabyłaś u wędrownego kupca?

Parszywy uśmiech znów zakwitł na twarzy zaklinacza, jednak chwilę później został zastąpiony przez komiczną parodię przerażenia, gdy kolejna blada kobieta wycelowała swój łuk w Felethrena.

- Panie Morn, czy byłby pan łaskaw trzymać, jak wy tam je nazywacie... pieski na smyczy? "To" ma imię - zwrócił się do łuczniczki - miło mi, Felethren.

Już chciał rzucić jakąś obelgą w nerwuskę, ale przerwał mu krzyk Morna.

- Ma pan rację, panie Morn - Felethren natychmiast spoważniał. - Nie chcę konfliktów, nie po to wlokłem tu swój tyłek. Kapłańskich hojdów-bojdów również chciałbym uniknąć.

Oparł się na krześle i splótł ręce na piersi, czując się urażony tak niemiłym powitaniem ze strony ludzi, którzy go nawet nie znali. Był za to wdzięczny Randalowi Mornowi i Bodwynowi za to, że nie kierowali się stereotypami. Ale to w końcu mężczyźni...
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline