Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2013, 18:11   #10
Puzzelini
 
Puzzelini's Avatar
 
Reputacja: 1 Puzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwu
Posiadłość Lariss
Wcześniej.

Tego wieczoru dom wujostwa Surreal i Samiry pogrążony był w smutnej ciszy. Opustoszały, ograbiony, pozostawiony na pastwę czasu i losu. Kapłanka weszła do pokoju, który zajmowała przez ostatnie lata. Pomieszczenie okrywał półmrok rozświetlony przez pojedynczą świecę. Wyszła tylko na chwilę, ale miała wrażenie, że coś się zmieniło. Wtedy dostrzegła na stole kartę, której wcześniej na pewno tam nie było. Podeszła bliżej i wzięła arkusik do ręki. Chwiejny blask świecy padł na króciutką wiadomość, starannie zapisaną równym, niemal kaligraficznym, pismem:

Jestem w mieście. Tęskniłaś?

Samira przez moment nie wiedziała, jak zareagować. To nie mogła być prawda, nie teraz. Byłoby zbyt pięknie... I wtedy uświadomiła sobie, co naprawdę zmieniło się w pokoju. Nie była w nim sama. Trudno powiedzieć, co nakierowało ją na taki wniosek. Może było to wspomnienie podobnych sytuacji z lat dziecięcych? Może ulotny zapach, tak dobrze jej znany? Może po prostu zwykła siostrzana więź?

- Surreal... Wiem, że tu jesteś. Zawsze wiedziałam, że jesteś. Wyjdź do mnie. - powiedziała cicho z tak ciepłą nutą w głosie, jakiej od dawna już nikt u niej nie słyszał. Jednocześnie jej usta ułożyły się delikatny uśmiech, tak rzadko ostatnio widywany, że niemal zapomniany.

- Do dziś nie rozgryzłam jak ty to robisz... Ale twa mina nadrabia straty. - mruknęła jej ciemność czułym tonem, a zaraz z jej objęć wyłoniła się postać, kobieca, tak bardzo znajoma. Nie było słychać jej kroków, a sprawnością dorównywała panterze. Dwa pociągłe tatuaże, niczym igły zaostrzone po obydwóch końcach zdobiły jej buzię, co nadawało siostrze zupełnie innego wyglądu. Jakie robiły wrażenie? To już każdy sam sobie określał, ale osadzone w tej twarzy jasne, błyszczące oczy śmiały się do Samiry.
- Witaj STARSZA siostrzyczko - powiedziała, z lubością powołując się na żart z przed lat i wypominanie. Przytuliła kapłankę... a właściwie to ta drobna postura wkleiła się w zawsze bezpieczne ramiona jasnowłosej dziewczyny. Jakiś cień naraz przebiegł w oczach Surreal.
- Widzę, że w domu wiele się zmieniło ... - ni to stwierdziła, ni to zapytała.

Surreal zmieniła się od ich ostatniego spotkania. Zresztą Samira też nie wyglądała jak dawniej. Kościany pancerz spoczywał na stojaku obok. Przytulona siostra czuła wyraźnie zarysowane mięśnie i prężną sylwetkę kapłanki. Na stary żart jej usta ponownie przełamały wąską linię, układając się w uśmiech.
- Tak. Tego domu w zasadzie już nie ma. Wymordowali wszystkich... Przeklęte psy podziemi. - choć jej oczy pozostały bez wyrazu, w głosie zabrzmiała nuta straty i bólu. Małomówna zwykle Samira opowiedziała siostrze wszystko, co dotyczyło ich rodziny, malując przed nią obraz walki.

- Nie ma już Lariss w Dolinach, Surreal. - dodała ciszej - Zmieniłaś się. - stwierdziła całkiem naturalnie, odgarniając niesforny kosmym czarnych włosów za ucho siostry - Ale jesteś śliczna, jak byłaś... Co cię tu przygnało? Tylko chęć odwiedzenia rodziny? - zapytała spokojnie, ciesząc się bliskością Surreal, której tak dawno nie widziała.

Twarz zabójczyni nie wyrażała żadnych uczuć gdy siostra streszczała jej przebieg wypadków. Przyjmowała to ze stoickim spokojem, miała niewzruszone serce, była nieczuła - tak mógł by określić ją ktoś, kto nie znał jej wcale. Ale Samira wiedziała lepiej. Teraz obie odczuwały to samo, nawet jeśli zabójczyni nie spędziła tyle czasu z tą rodziną co jej siostra.

Nagła zmiana tematu jaką podjęła blondynka sprawiła, że młodsza z nich skupiła się na czymś innym, a nacisk zębów na siebie zelżał w jej szczęce. Uśmiechnęła się znów lekko na komentarz o nowym wyglądzie i wtuliła twarz w dłoń która odsuwała kosmyk, ale ten uśmiech zastąpiło zaraz skrzywienie warg, a i szerzej otworzyła zmrużone od przyjemności oczy.
- Mam tu pewne zadanie do wykonania, wzięłam je z chęcią, bo i się stęskniłam bardzo za Tobą. - odpowiedziała niby lekko, choć owszem, czułość jeszcze brzmiała w jej słowach, ale co do tych pierwszych, to raczej była stal. - A wiesz, poza tym to wszystko się bardzo dobrze składa ... - głos Surreal stał się mroczniejszy i zimny. Poczuła w sobie zew krwi i głód duszy. - Nawet lepiej niż się spodziewałam...


Wodospady Sztyletu

Surreal nie została wezwana. To chyba była kluczowa partia tego wszystkiego. Pojawiła się sama. Znikąd, jak gdyby ktoś wołał do bogów o pomoc i zjawiła się ona. Ale jak to zwykle bywa, nie wiadomo było kogo reprezentuje. Sama niewiele wyjawiała, chyba że musiała i pozostawało w większości wierzyć jej “na śliczne oczy”, bo i tylko to było widoczne z pod czarnej maski.
Ona nazywała to zbiegiem okoliczności, który ułatwił jej zadanie, ponieważ umowa którą zawarła któregoś z poprzednich dni była z korzyściami dla ich obojga ...
Ale karty nieoczekiwanie zmieniły swe wartości. Po rozmowie z Samirą mogła by zrobić to nawet za darmo, ale ów gość ... po raz kolejny ... nie musiał o tym wiedzieć.

Nie miała zbyt dobrego humoru. Zdecydowanie wolała wieczory i noce. Teraz nawet starała się nie spoglądać w kierunku okna. Słuchała co mówił Morn, słuchała słów przybyłych i każdego z osobna zaszczyciła szacującym spojrzeniem. Trzymała się raczej na uboczu grupy, ale rejestrowała wszystko. Każda informacja była cenna. Każde ciekawe spostrzeżenie - zapisane w pamięci.

Poczuła dumę z siostry gdy ich pracodawca wskazał Samirę. Jej oczy zwęziły się gdy pod maseczką wykwitł niewidoczny dla nikogo uśmiech.Po raz kolejny nie mogła uwierzyć cóż się z nią stało. Ekwipunek blondynki był ... zupełnie niepasujący do tego mola książkowego jakim ją pamiętała.

Nie znała nikogo w tej grupie. Prócz siostry, ale to chyba oczywiste. Z rozbawieniem przyglądała się gwałtownej reakcji innej jasnowłosej kobiety. Niemal z kpiną pomyślała sobie jak mogła by być łatwym celem, skoro dopiero teraz orientuje się któż jest w pokoju! Nigdy nie klasyfikowała ludzi, elfów czy innych stworzeń, więc i obecność Felethrena nie nawoływała do mordowania go tak od razu... dopóki nie zrobi zamachu w kierunku jej siostry, mimo że i ta zapewne nie pozwoliła by sobie w kaszę pluć.
Po niezbyt miłych dla jej ucha słowach wymierzonych ku Samirze, jak i obleśnemu paluchowi ... na moment dosłownie chęć wbicia mu w plecy sztyletu zalśniła w jej spojrzeniu, albo ucięcia mu tego palca ... ale opanowała się. Nie czas na to. Może kiedyś.

Czujne więc siedziała na oparciu krzesła, które stało w kącie pod ścianą. Jej długie, czarne włosy spływały po ramionach i czarnym, jak by ... skórzanym, długim za pupę golfie, który zamiast kończyć się na szyi - tam też był o wiele dłuższy i zachodził aż na jej buzię, chowając pół twarzy. Szeroki kaptur od tej “bluzy” miała zaciągnięty, by choć cień padał na oczy i przynosił ulgę - a te ostatnie zaś uważnie śledziły ruchy zebranych.
Palce dłoni były splecione ze sobą, ukryte w lekko rozszerzanych rękawach. Przedramiona opierała na kolanach. Nogi jej były obleczone szarawym materiałem spodni, a na łydkach i stopach zaciskały się wysokie kozaki na delikatnej, płaskiej podeszwie i to właśnie przy butach była widoczna jedyna broń. Dwa sztylety w zwykłych, nieoznaczonych, lecz dobrej jakości pochwach.

Nie poruszała się znacząco. Podobało jej się to, że nikt nie zwracał zbytnio na nią uwagi. Dzięki temu mogła swobodnie obserwować.
 
__________________
Marihuana to jedyna trawa, która może skosić ogrodnika ;]

Ostatnio edytowane przez Puzzelini : 09-01-2013 o 18:14.
Puzzelini jest offline