Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2013, 22:55   #6
daamian87
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Krasnolud nie wiedział, czy bogowie skończyli już z niego kpić. Najpierw bitwa, z której cudem ocalał, teraz atak i walka której wygrać nie mógł. Zdecydowanie za dużo szczęścia jak na jednego, niskiego krasnoluda.

Unold przysłuchiwał się temu, o czym rozmawiali kapitan ze swoimi ludźmi. Z ciekawością też przyglądał się drwalowi który zdawał nieciekawą relację z tego, co działo się po za miastem. Propozycja ucieczki wydała się brodaczowi równoznaczna ze śmiercią, jednak co on mógł wiedzieć. Zdecydował się jednak wtrącić do rozmowy. Nie przebierał w środkach, w końcu uratował życie kapitana!
-Dopóki chodzi o moje dupsko, to też coś powiedzieć mogę. Wyjście po za miasto to pewna śmierć, jak na mój rozum. Wytną nas w pień. W mieście mamy szansę przeżycia. Za murami już nie. -
Hans zwrócił wzrok na krasnoluda. Widać było w jego oczach determinację. -Tutaj zginiemy na pewno. Będziemy w potrzasku! A w około dwie setki żądnych krwi bestii. Opuszczenie miasta jest ryzykowne, ale nie tak jak pozostanie tutaj. Musisz to zrozumieć!
- I gdzie chcesz się schować z setką przerażonych ludzi? Za drzewami? Mutanty nas znajdą szybciej, niż zdążysz pierdnąć. Mury są po naszej stronie. Sam powiedziałeś, że jest ich jakieś dwie setki. Jeśli zdążymy się przygotować do obrony to mamy szansę przetrwać. Z resztą, gdzie chcesz iść? Sam mówiłeś że wszystko w około zniszczone. - brodacz nie miał zamiaru ustępować.
-Nie ja decyduje, gdzie pójdziemy i czy pójdziemy. Mówię, że zostać tu nie możemy - każdy kto ma odrobinę rozumu, doskonale o tym wie. Mury są, ale tylko z jednej strony. Z drugiej jest zrujnowane miasto i rzeka. Wystarczy oddział strzelców, żeby nas wybić do nogi. Poza tym co masz zamiar jeść podczas oblężenia? Własne buty?
- Dostaliśmy jakąś nagrodę podobno w postaci chleba i wina. Mamy rzekę. Po za tym most można zablokować barykadami. upierał się przy swoim Unold.
-Nagrodę? - pasknął drwal -Głupcem jesteś, jeśli myslisz, że to wystarczy. Ile tego jest? A ilu jest mieszkańców? Starczy to na choćby tydzień? Raczej nie. I barykadowanie mostu. To są zwierzoludzie! Dla nich przepłynięcie rzeki to jak splunąć! Co ty robisz od tych trzech tygodni?!
-Broniłem miasta, przelewałem za tych ludzi krew i pot, a nie zapierdalałem między drzewami byle mnie tylko zwierzoludzie nie zobaczyli jak jakiś pierdolony tchórz. - warknął wyraźnie zdenerwowany już krasnolud.
-Z resztą obaj jesteśmy za głupi żeby o tym decydować. zakończył dyskusję, która mogła prowadzić tylko do rękoczynów.
-Hans nie jest tchórzem! -To dzięki niemu jeszcze mamy co jeść! -Odszczekaj to! Wśród zebranych zaczęły się odzywać osoby, bardzo nie zadowolone z braku szacunku dla drwala. Krasnolud znalazł się w niezbyt ciekawej sytuacji. Atmosfera jeszcze bardziej się zagęściła. Ludzie zaczęli obrzucać nienawistnymi spojrzeniami i docinkami. Był sam wśród rozgniewanego tłumu. W tym momencie głos zabrał kapitan Schiller -Wysłuchałem obu stron sporu - zaczyna kapitan Schiller - i teraz, jako prawowity przywódca Untergardu, muszę podjąć decyzję. Jakkolwiek bolesne są dla mnie te słowa, muszęzgodzić sięz Hansem. Nie możemy mieć nadziei na powstrzymanie tak licznej hordy zwierzoludzi. Jutrzejszego poranka wyruszymy na północ, do Middenheim. Wiemy, że wciąż rządzi tam przychylny nam książę Todbringer, a za murami miasta możemy znaleźć schronienie. Z pomocą księćia powrócimy tutaj i dokończymy odbudowę naszych domostw. Untergard znó będzie wielkim miastem! A teraz cieszmy się darem Księcia - Elektora, a potem przygotujmy się do opuszczenia miasta. Mamy wiele do zrobienia. Kapitak skinął na Hansa i ruszył w stronę magazynu. Za nim podążyła też Babunia Moescher, pozostawiając krasnoluda i ludzi w konsternacji i zamyśleniu. Sytuacja była trudna, a decyzja musiała być jeszcze trudniejsza. Nikt z tam obecnych się nie odezwał i nie komentował decyzji kapitana.
Krasnolud nie odezwał się ani słowem. Skoro kapitan, który nie bez powodu cieszył się szacunkiem miejscowych tak zadecydował, to oznaczało jedynie, że takie wyjście będzie lepsze. Brodacz ruszył w kierunku swojego domu, uprzednio zabierając oręż po pokonanych zwierzoludziach. Sprawdził, dla pewności, czy nie mieli niczego przydatnego przy sobie.
Widząc odchodzącego w swoją stronę krasnoluda, zatrzymał go Ojciec Dietrich.
-Co zamierzasz zrobić? Ruszasz z nami?
- Nie wiem. Nie prędko mi umierać, ale sam w mieście przecież nie zostanę.
-Przeprawa przez Las Drakwald będzie bardzo niebezpieczna. Będziemy mieli ze sobą starców, kobiety i dzieci. Przyda się każda pomoc. Przemyśl to dobrze. Niech Sigmar ma cię w swojej opiece krasnoludzie. - ojciec Dietrich skłonił się i ruszył w stronę swojej kwatery, to samo uczynił krasnolud.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline