Spojrzałam na pana szerokie wargi. Nie bardzo wiedziała czy chciał mnie pocieszyć i wykonał teatrzyk różowa świnka dla mnie. Czy po prostu jest bardziej beznadziejny niż ja. Więc zaczęła jeszcze bardziej wyć. I stworzyliśmy duet. Cała ta sytuacja przypominała zjazd mapetów w chińskiej dzielnicy. Lub nauki ulicy Sezamkowej. Lekcja pod tytułem dziś poznajemy literkę "Ś" jak "śmieci na Marsie". Nawet to nie mógł być sen. Bo zawsze w moim śnie występował Tedy mleczarz który biegał za mną z mlekiem i polewał moje cztery jędrne piersi.
Przestałam wyć i zaczęłam pocieszać pana szerokie usta. Przybliżyłam się do niego i przycisnęłam go do swoich piersi. Głaszcząc go po głowie. Chyba był zadowolony bo strasznie machał rękoma i coś próbował mówić. Jak zrobił się czerwony i siny postanowiłam go pościć. -Zboczeńcu jeden wiedziałam że ty to specjalnie tak.- krzyknęłam odpychając go od siebie. I zaczęłam znowu wyć mówiąc - wszyscy jess..jesss..jesteście tacyyy..sami. Nawet tu na zadupiu. - Rozglądałam się za czymś co mogła bym rzucić w niego. Podniosłam pierwszą lepszą rzecz. Jak się potem okazało to była jakaś część robota. Dokładniej jego dinks (członek). Rzucając trafiłam panią sztywną która wyglądem przypominała żyrafę na odwyku. Upsss. I udałam się w odosobnienie. |