Chui, Atuar, Sylve
W otaczającej ich mgle było coś niezwykle niepokojącego. Dźwięki i kształty dostrzegane przez nich także budziły wątpliwości. Z jednej strony wydawały się jak najbardziej realne, a z drugiej szarość mgły sprawiała, że nabierały zgoła mirażowego charakteru.
Byli gotowi na wszystko. Nie panikowali i nie reagowali gwałtownie. Czas płynął wolno. Każdy dźwięk, czy ruch budził ich czujność. Coś się zbliżało w ich stronę, czuli to. Skrzypienie wozów odzywało się coraz bliżej. Czyjeś kroki także słychać było tuż obok.
- Witam miłych państwa - odezwał się jakiś mężczyzna o znajomym głosie.
Jego sylwetka nadal był spowita w oparach mlecznej mgły. Dopiero, gdy zbliżył się on, a wraz z nim kilku innych mężczyzn, najemnicy poznali z kim mają do czynienia. To był Nicos oraz kilku jego pobratymców.
- Jak widać nasze drogi chyba na dłużej się połączą. - rzekł filozoficznie Vistani - Zapraszam was do obozu.
Najemnicy nie mieli powodów odmawiać. Udali się, więc za Nicosem oraz jego kompani w kierunku wozów. Było ich kilkanaście, a na każdym z nich jedna lub dwie rodziny. Mężczyźni właśnie przygotowywali ognisko, a kobiety zaczęły zajmować się przygotowaniem posiłku. Gdy w końcu duże ognisko zostało przygotowane, a nad ogniem zawieszono spory garnek Nicos rzekł:
- Spocznijcie moi mili. Ktoś chce z wami pomówić.
Po krótkiej chwili podeszła do nich stara kobieta ubrana w kwiecistą suknię oraz równie barwną chustę na głowie.
Uśmiechnęła się do nich ukazując rząd złotych zębów. Przysiadła na jakimś pieńki i rzekła:
- Witajcie. Jestem Chavali. Nicos mówił mi, że jeszcze niedawno była z wami dziewczynka z naszej rasy. Była ono ponoć bardzo niezwykła. Co żeście z nią zrobili?
Głos staruszki był niezwykle spokojny i wręcz monotonny, ale gdzieś na dnie czaiła się w nim nutka agresji i groźby.