― ARTUUUR! ― ryknął pan Robert, jednak nie rzucił się do niego od razu, lecz zawahał się. Czy jeśli tam podejdzie, to i on sam zostanie zaatakowany? Nie mógł zostawić swego podopiecznego w takiej sytuacji, ale nie chciał jej jeszcze bardziej pogorszyć głupim ruchem. Postanowił spróbować pomóc Arturowi w możliwie ostrożny sposób: ― Artur, podaj mi rękę! ― krzyknął, rzucając nadziak na podłogę, i z całej siły zaczął ciągnąć chłopca w swoją stronę. Nie wiedział, czy odbicie fizycznie trzyma go tam, ale na wszelki wypadek pociągnął jak najmocniej. Byle tylko zabrać Artura spod lustra. |