Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2013, 17:33   #18
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Ekscentryczne zachowanie uratowanych Świętych, Pandemoniusz przyjął z należytym spokojem i powagą. Najwyraźniej uznał, że osobowości tego kalibru mają prawo do swoich fanaberii.
Jednak, gdyby ktoś spojrzał głębiej w oczy mnicha, dostrzegłby, na ich dnie ogromny smutek żal i rozgoryczenie.

Mimo to Pandemoniusz nie rozkleił się i nie dał po sobie poznać, jak wielki przeżywa zawód. Szedł, więc prosto przed siebie bez słowa prowadzą trójkę świętych do wyznaczonego im przez los miejsca.

Na całe szczęście dość szybko cała trójka weszła w rolę w jakich widział ich Pandemoniusz. W sumie nie było, to aż takie trudne. Kto z nas nie chciałby być traktowanych jak bóg.
Choć tak po prawdzie, to wszystko zależy od wyznania. Taki Faraon, to miał klawe życie. Hi-life, pałace, tysiące niewolników, setki nałożnic, fanatyczni wyznawcy gotowi za niego umrzeć. Żyć nie umierać, po prostu.
Z kolei taki Krystian z pustynnego kraju, co to całe życie biedę klepał i jeszcze na koniec, rodacy mu jakże radosną śmierć sprawili. Niby też fajnie, bo i po wodzie chodził i tą wodę w wino zamieniał, ale to jednak nie to samo, co życie takiego Faraona.

Trójka katorżników mogła tylko domniemywać, jaki powitanie szykuje im tajemniczy mnich. Szli, więc za nim grzecznie poprzez śmieciowe równiny i wzgórza.
Szli długo. Bardzo długo. Pandemoniusz, co i rusz przystawał i nasłuchiwał, czy nikt za nimi nie idzie, albo nie czai się na nich za najbliższą hałdą.
W sumie po spotkaniu z Królem i jego różową armią, ciężko było ocenić, czy to uzasadniona ostrożność, czy kolejna idea fix mnicha w obszarpanym habicie.

Złociste słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy Pandemoniusz stojąc na szczycie cuchnącej zgniłym spaghetti wzgórzu, krzyknął:
- Oto nasze Pardizo!!! Święte miasto.
Przed nowo przybyłymi więźniami rozciągał się widok na okazałe składowisko zezłomowanych samochodów i innych pojazdów. Ułożone w równych kolumnach tworzyły istne miasto pełne uliczek, traktów i zaułków. Pośrodku tej misternej metalowej konstrukcji znajdował się duży plac. Na jego środku z wraków ułożono niezwykle okazałą piramidę schodkową.

Pandemoniuesz zaprowadził trójkę, którą uważał za wcielenie świętości do wraku jednej z potężnych wojskowych ciężarówek.
W jej wnętrzu urządzono niezwykle przytulne mieszkanko. Znalazło się w nim miejsce na łóżka, kuchnie oraz wannę z hydromasażem.
Co prawda opcja hydromasażu raczej nie była używana chyba, że ktoś chciał sprawdzić wytrzymałość swego ciała na duże przeciążenia elektryczne.
- Witajcie wasze świętości w naszych skromnych progach. Wybaczcie ubóstwo i brak luksusów, ale panują tutaj takie, a nie inne warunki. Wierni i tak stanęli na głowie, by zadbać o waszą wygodą. Rozgośćcie się zatem. Czym chata bogata, jak to się mówi. Zaraz ktoś przyniesie wam gorący posiłek. Odpocznijcie, a jutro z samego rana spotkacie się z wiernymi na wielkiej uroczystości z okazji waszego przybycia.

Pandemoniusz pozostawił trójkę skazańców samych we wnętrzu wojskowej furgonetki. I wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie jeden drobny szczegół.
Matra Trans przechodząc obok wysokiej schodkowej piramidy zbudowanej z wraków samochód zauważyła, że na jej szczycie znajduje się kamienny ołtarz cały pokryty rdzawym nalotem. A jak wszyscy wiem, kamienie w przeciwieństwie do metalu nie rdzewieją.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline