Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2013, 11:14   #23
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ulihion nie należał do osób które zwykły się przechwalać bądź popisywać, nawet jego styl walki wydawał się dość skromny. Ciężkozbrojny wojownik w przeciwieństwie do pozostałej dwójki w większej mierze koncentrował się na obronie, wbrew swoim wcześniejszym słowom zapewniającym że nie obawia się orków wolał nie ryzykować zranienia. Było ich zwyczajnie zbyt wielu a on sam wolał nie wykorzystywać pełnego potencjału część swoich umiejętności zostawiając jako asa w rękawie na wypadek pojawienia się realnego zagrożenia w postaci istoty która stała za poczynaniami orków. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, a zielonoskórzy mimo przewagi liczebnej nie stanowili realnego zagrożenia dla sług wiedźmy. Władający włócznią Elard i polegający na może nieco pierwotniejszym ale za to skuteczniejszym sposobie walki Bies odbierali życia jedno za drugim, zakapturzony wojownik natomiast ciosy rozdawał oszczędniej kryjąc się za tarczą i uderzając tylko wtedy gdy miał pewność że zabije. Od czasu do czasu jego ostrze przybierało szkarłatną barwę, karmiąc się życiem umierających orków by wzmocnić swojego właściciela. Rzeź niewiniątek ciągnęłaby się jeszcze dłużej gdyby nie interwencja jednego z orków który oślepił ich i zamknął w magicznej barierze. W pierwszej chwili Ulihion zastanawiał się czy nie spróbować jej rozproszyć by zaakcentować przed szamanem że nie tak łatwo ich powstrzymać jednak nie było sensu trwonić swoich sił. Ta mała demonstracja wystarczyła by przywódca orczych plemion odzyskał ochotę na dalszą rozmowę, tym razem w większym gronie

***


Pięściarz z politowaniem spojrzał na przedstawienie orka, oraz domniemanego triumfu jego rasy ponad inne. Kiedy to skończył, pierwszy w słowo wszedł Bies.

-Jam jest Berh, znany jako Bies, avatar gwałtu, komendant melanżu, mistrz w chlaniu oraz samozwańczy bóg rozpierduchy. Zjednoczyłem pięść z truchłami twoich gwardzistów, a jeśli będzie trzeba to i złącze ją z tobą jeśli nadal nie będziesz traktował nas poważnie.
- Jeżeli myślisz, że twoje groźby i przechwałki robią na mnie wrażenie, to się grubo mylisz. Cieszcie się, że nadal żyjecie. Jak mówiłem tylko waszym umiejętnością i zmysłowi walki zawdzięczacie fakt, że nadal chodzicie po tej ziemi.
- Nasza seniorka wysłała nas byśmy w jej imieniu załatwili tą sprawę. Naszym zadaniem jest więc doprowadzić ją do końca bez konieczności fatygowania jej osoby. - Elard w duchu śmiejąc się z przemowy Biesa i przyrzekając sobie że kufel piwa mu za to postawi, odpowiedział na żądanie Skumgarda - Wojna ludzkości, pięknie brzmi. Przelać krew... ekhm khym khy niewinnych - mrugnął okiem nie wiadomo czy z powodu jakiegoś pyłku, czy chcąc nadać ironiczny wyraz swej wypowiedzi - nie przeszkadza nam to. Jednak czy nie bezpieczniej było by szturmować miasta w których bramy będą otwarte, a strażnicy nie przygotowani? O to w sumie nam chodzi, byście za wcześnie tego nie dokonali. Nie rozbili swych wojsk na murach i fortyfikacjach w bezsensownej śmierci, niwecząc przy tym wszelką nadzieję.
- Ile razy mam mówić!!!
- wrzasnął iluzoryczny orczy wódz - To ja tu dyktuje warunki. Ja!!!

Iluzja, aż zafalowała i na chwilę zniknęła. Obraz powrócił dopiero po kilku sekundach.

- Chcecie rozmawiać, tak? A nadal nosicie głowy wysoko. Patrzycie na nas z góry, jakbyśmy byli jakimiś niedołęgami. Te czasy minęły!!!

Głos Skumgarda dudnił w całej jaskini. Elard zwrócił uwagę, że bardzo mocno rozbrzmiewa on tuż przy stropie jaskini. Spojrzał w tamtą stronę i dojrzał, że tuż przy samym połączeniu stropu i ściany w równych odstępach wybite są równe okrągłe otwory.

- Minęły i nie powrócą! Teraz orki swą siłą i mądrością zdobędą należne im miejsce. Rozumiecie?
- Spróbuję się skontaktować z mą panią, jednak nic nie obiecuję
- rzekł kapłan skupiając swą wolę na medalionie. Chciał połączyć się ze swym sprzymierzeńcem, sojusznikiem, Terionem. Medalion w momencie nabrał temperatury. Obraz jaki się na nim pokazał przypominał burzę śnieżną. Słychać było odległe szumy i trzaski.
- Tak jak przypuszczałem. Musi przebywać teraz na jednym z niższych planów, werbując kolejnych wasali.
- I co mnie to?
- burknął Skumgard - Już mówiłem, że wasze przechwałki nie robią na mnie wrażenia. Znacie moją odpowiedź. Chce się osobiście spotkać z waszą panią. Jeżeli traktuje mnie i moich ludzi poważnie, to się zgodzi. Poinformujcie ją czym prędzej.
- W takim razie pakuj dupsko, idziesz z nami. Jesteś zbyt marnym pionkiem by to nasza Pani musiała fatygować się w te rejony - rzekł obojętnie pięściarz grzebiąc małym palcem w nosie, jednak ork całkowicie zignorował jego słowa. Iluzoryczny wizerunek zrobił kilka kroków w lewo, a potem w prawo. Ciągle poruszał się w pobliżu okrągłej studni.

Do tej pory zwykle zachowujący milczenie Ulihion, polegający bardziej na komunikacji poprzez moc swojego umysłu lub wykorzystujący do tego celu Elarda odezwał się po raz pierwszy kierując swoje słowa do orka. Łatwo było zauważyć znany pozostałym sługom wiedźmy nieco mlaszczący akcent jaki towarzyszył jego słowom gdy posługiwał się mową wspólną dla ciepłokrwistych istot z powierzchni

- ,,Naszą” plugawą krew? Naucz się niewolniku jak powinno się przemawiać do lepszych od siebie. Ani ty, ani ktokolwiek z rasy orków, ani nawet ten głupiec który usiłuje się bawić we władcę marionetek sterując zielonoskórymi wedle swoich zachcianek nie zasługuje na zaszczyt spotkania z Lith’ryią. Może nadszedł czas by porozmawiać twarzą w twarz, oczywiście o ile w tym wypadku o twarzy może być mowa?

Ulihiona zastanawiała ta studnia, naprowadziła go bowiem na pewien trop tego kto mógł być marionetkarzem. Wędrując w dominiach ciemności natknął się na istoty które chętnie narzucały innym swoją wolę, a zejście do podziemi oraz szyb prowadzący w dół, być może do zbiornika wodnego zdały się potwierdzać jego przypuszczenia. Czyżby znowu miał mieć do czynienia z abolethami?

Słowa te wypowiedziane zimnym, wręcz lodowatym głosem zrobiły na orczym przywódcy o wiele większe wrażenie, niż groźby i przechwałki Biesa, czy też dyplomatyczne zabiegi Elarda.
Nawet na iluzorycznym obliczu Skumgarda widać było grymas niezadowolenia pomieszanego ze strachem. Cała trójka wyczuła, że Ulihion czy to umyślnie, czy też przypadkiem trafił w czuły punkt orka. Skumgard zatrzymał się w pół kroku i zastygł w miejscu. Chwilę jeszcze trwała cisza.Ulihion wyczuł czyjąś obecność w głębi przepastnej czeluści przy której stał ork. Nie mógł określić kim jest ten byt, ale teraz nie miał już wątpliwości, że Skumgard jest tylko pyskatą marionetką w rękach kogoś o wiele potężniejszego.

- Uschnie ci twój plugawy język - syknął w końcu ork. - Szybciej niż ci się zdaje. Wydawało mi się, że przyszliście na poważne rozmowy, a wy nadal traktujecie nas jak nic nie warte ścierwo, mięso armatnie. Tak było, ale to koniec. Koniec!
Ork powtarzal się i najwyraźniej zaczynało brakować mu argumentów.
- Skontaktujcie się ze swoją panią. Przez... - widmowy ork wskazał dłonią na amulet - przez to. Sam z nią pomówię.
Elard raz jeszcze skoncentrował się na mocy swego medalionu tym razem chcąc wezwać swą seniorkę, wiedźmę Lith’ryi.

Po kilku sekundach amulet rozgrzał się ponownie, a w jego krysztale ukazała się zamaskowana twarz wiedźmy. Nie powiedziała ani słowa, tylko czekała aż rozmowę zacznie Elard.
- Witaj ma władczyni - skłonił widocznie głowę, ukazując swój szacunek - Ulihionowi udało się namówić krnąbrnego orka by z początkowego negatywnego nastawienia, zechciał z tobą porozmawiać, na warunkach mniej cię fatygujących niźli to wcześnie wymagał. Czy zechcesz poświęcić chwilę rozmowy z przywódcą orczej rasy?
Wiedźma przez długą chwilę milczała, jakby się zastanawiała. Elard wiedział jednak, że nie chodzi o myślenie nad tym, co powiedzieć, a o skupianie się i próbę wyczucia otoczenia.
- Opuście miejsce w którym teraz jesteście - rzuciła krótko Lith’ryia i przerwała połączenie.
Wzruszywszy tylko ramionami, chłopak schował medalion.
- Słyszeliście co powiedziała? - rzekł do swych towarzyszy, po czym bez zastanowienia odwrócił się i odszedł w stronę wyjścia.
Nie tracąc ani chwili, Bies zgrabnym ruchem wykonał obrót na pięcie, po czym skierował się w stronę wyjścia. Negocjacje zakończone.
- Jeszcze się spotkamy... - rzucił niedbale przez ramię maszerując przed siebie.

Ulihion jeszcze przez chwilę wpatrywał się w cembrowinę studni jakby w oczekiwaniu po czym dołączył do swoich towarzyszy opuszczających salę. Gdy dotarli do miejsca gdzie wcześniej odbyła się masakra orków wojownik zatrzymał się widząc że w jednym z nich wciąż została odrobina życia. Pochylił się nad umierającym orkiem, przekazując tylko Elardowi swoją myśl

~Zaraz do was dołączę, tylko się pożywię
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline