Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2013, 13:33   #5
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Klinga gładko ześlizgnęła się po jego skórze. Czuł, że była dobrze przygotowana. Dokładnie naostrzona i starannie wypolerowana. Dzięki temu i dzięki pewnej ręce, która ją dzierżyła nie zostawiła nawet najmniejszego zadrapania. Wznosiła się i opadała równomiernie tylko obchodząc się smakiem krwi. Mężczyzna, który nią władał jeszcze dwa miesiące temu wzbudzał powszechne zdziwienie u mieszkańców Esgaroth. Był wtedy początek lutego. Śnieg przykrywał zamarznięte Długie Jezioro, a mróz trzaskał tak srogi, że niektóre karawany z Dali wolały przechodzić po twardej ściętej lodem tafli prosto do portu niż nadkładać drogi przez most. Mało kto też wychylał nos z ciepłych pieleszy, chyba że już naprawdę coś pilnego gnało go na ulice Esgaroth. Ten jednak przybysz nie widział w tym problemu. Odprowadzany przez śniadających patronów gospody wzrokiem, w którym tlił się cały szereg emocji od politowania poczynając, a na zafascynowaniu kończąc, wychodził na zewnątrz i wracał po pół godziny. I tak co trzy, lub cztery dni. Czy mróz, czy jak później deszcz, czy rozchodząca się od zachodu cuchnąca mgła.
Dziś jednak gdy młody bezchmurny dzień 4 kwietnia 2946 roku zapowiadał głosem rybitw piękną wiosenną pogodę, w widoku golącego się przy poidle mężczyzny nie było niczego dziwnego. W taki dzień nawet niektórzy Esgarothczycy sięgali po brzytwy by ostrzyc zapuszczone zimą dla zaoszczędzenia ciepła brody. Mikkel jednak, bo tak zwał się ów mężczyzna, czynił tak z zupełnie innych powodów. I nie dlatego, że był Bardyjczykiem. Czy starannie ogolona twarz w jego mniemaniu wyróżniała prawdziwego Bardyjczyka od innych ludzi północy? Z pewnością nie. Nie był to nawet drobny element składowy takiego wyróżnienia. Bo przecież nawet prawdziwi bardyjscy rycerze i szlachta przebywający w Esgaroth mieli swój pomyślunek i czasem gdy warunki nie sprzyjały pozwalali sobie na odstępstwa od zwyczajów. Broda wszak nie zając. Urośnie trochę dłuższa, ale poczeka na swój nieunikniony los. Coś zupełnie innego niż zwyczaj kierowało Mikkelem. Była to bowiem jedna z czynności, których Mikkela nauczył człowiek choć stanowczy i surowy w obyciu to największy i najznamienitszy ze wszystkich mężów Rhovanionu. Bodaj najprawdziwszy, z prawdziwych Bardyjczyków. Jego ojciec Thorald. Ktoś kto rok temu przestał być rodziną Mikkela, a jak się okazało stał się teraz jego dziedzictwem. Mikkel syn Thoralda. Tak właśnie Bardyjczyk z brzytwą zawsze przedstawiał się każdemu nieznajomemu. I rozumiał wagę tych słów. Jego własny problem z północą był inny. Bo przecież nie każdy powiernik swojego dziedzictwa od razu staje się Bardyjczykiem. To było coś więcej. W tej tradycji był Król. Było przeznaczenie wielkości. Splendor honoru. Patronat północy. Piękne acz niezrozumiałe dla Mikkela słowa, które spijał z pieśni jakimi kształtował swoich potomków Thorald. Życie w Dali było pełne tych słów. Zaczynało go męczyć. Nie chciał się na siłę z nimi zgadzać. Chciał je zrozumieć. I miał nadzieję w wyprawie Fanny znaleźć ich znaczenie. Albo od nich uciec.

Wstał po czym spłukawszy twarz zimną wodą ostrożnie starł szmatką z brzytwy resztki włosów i kremu. Jeden z rybaków, który co ranek przechodził tędy do pracy pozdrowił go dłonią. Mikkel skinął mu głową i wrócił do gospody.

***

Spała. Zwykle rano spała długo. A już w Esgaroth stało się to zwyczajem. Podejrzewał, że ma to swoją przyczynę w budowie miasta Esgaroth. Podtrzymywane potężnymi palami uliczki obwarowane domami i magazynami i niemal żadnej zieleni gdzie możnaby psa wyprowadzić. Mikkel więc codziennie budził się jeszcze przed świtem i wyjeżdżał z Bursztynem nad wschodni brzeg jeziora. Wystarczająco odległy by kochająca książki Fanny pozwalała sobie na chwilę słabości i zostawiała ten obowiązek Mikkelowi. Wcale nie miał jej tego za złe. Cenił sobie te chwile. Nierzadko przedłużał nawet do popołudnia. Zima w Esgaroth potwornie mu się dłużyła i źle wpływała na kondycje. Co prawda nadal dobrze się trzymał i uchodził w oczach Esgarothczyków za bardyjskiego rycerza. W końcu by zniszczyć odziedziczoną po przodkach sylwetkę potrzebowałby pewnie z roku takiego nieróbstwa. Ale i tak jednak miał wrażenie, że brzuch mu rośnie, nogi jakoś bolą, a na domiar złego czasem zwyczajnie przestaje mu się chcieć ruszyć. Takie wypady miały więc mimo swojej pory kilka bezcennych i niezastąpionych plusów.
Dziś taki wypad miał już za sobą. Nawet wracając przyniósł ze sobą świeże omułki od poławiacza, które czekały na karczmarza. Ten zapewne miał dostęp do niemniej świeżych, ale Mikkel jakoś lubił tak stawiać sprawę. Czasami gdy przychodził później przynosił ze sobą trochę upolowanej samodzielnie dziczyzny do sprawienia i przyrządzenia. A że płacili dobrym pieniądzem to karczmarz zawsze z uśmiechem spełniał ich prośby i drobne zachcianki.

Wyciągnął osełkę i zaczął przywracać brzytwie należytą ostrość.


W tym momencie Fanny zwykle się budziła. Ciekawiło go co też sprawiło, że wczoraj sama zerwała się z rana. Czasem po prostu wpadała na jakiś pomysł i musiała go zrealizować choćby i wszystkie hordy Rhunów stanęły jej na drodze. Albo choćby musiała wstać przed świtem. Spodziewał się, że zobaczyła coś dzień wcześniej na targowisku i postanowiła zrobić mu niespodziankę. Próżna myśl to była, ale wydała mu się wtedy zupełnie właściwą. A jednak nic z tych rzeczy. Wróciła bez słowa. Skarcił się w duchu. Ale nadal był ciekaw. Pewnie nie wytrzyma i zapyta ją jeszcze. Może jeszcze dziś rano?

***

Nie zapytał. Od razu jak się obudziła, mówiła tylko o smoczych kościach. Mieszkając z tą dziewczyną trochę już zaczął ją znać. Znać w znaczeniu jaki może dotyczyć tylko bliskiej osoby. I tak na przykład zauważył, że bywały dni gdy mówiła dużo i wówczas ciężko było uwierzyć, że ta radosna, racząca się południowymi przysmakami dziewczyna była Kronikarzem Dale. Ale i zdarzały się też takie kiedy nie mówiła prawie wcale. Wtedy zdać by się mogło po jej twarzy, że Smaug nadal włada tą krainą popiołu. Wtedy też najcześciej zapełniały się strony bardyjskich kronik. Lubił wszystkie te dni. Dziś jednak bez wątpienia był jeden z tych, w które w kronikach nie zostaje zapisana nawet kropka. Przestała opowiadać o dniu gdy Samaug runął do wody dopiero teraz gdy przywitali się z młodym przewoźnikiem o imieniu Svein.
Fanny powiedziała, że znała jego ojca i że to dobry wybór na przewodnika podczas rejsu. Mikkel nie miał na ten temat zdania. Zanim z Fanny wyruszyli do Esgaroth, ilość razy gdy witał w mieście nad Długim Jeziorem można by zliczyć na palcach jednej ręki. Chłopak jednak rzeczywiście wyglądał jakby znał jezioro tak jak można znać własne rodzeństwo. Ponadto miły i nienarzucający się, a gdy wsiadali pomógł Fanny wejść na łódź. I nawet nie powiedział złego słowa gdy poinformowali go, że Bursztyn też płynie.
Mógłby trochę więcej poopowiadać o odwiedzanych miejscach, ale cisza nie bolała Mikkela jakoś bardzo. I tak pewnie by nie mógł się skupić na niczym. Nie bał się wody. Ale wolał pływać dzięki sile swych ramion i nóg niż na łodzi, która na oko zim widziała nie mniej niż on sam. Siedział więc starając się nie patrzeć na fale, a na nabrzeżne łąki i drapał za uchem równie nieprzekonanego do tego rejsu, choć zdecydowanie bardziej to okazującego, Bursztyna.

Bursztyn był dziwnym psem. Thorald zawsze powtarzał, że podstawą wychowania tej rasy jest sfora. Rhovaniońskie psy stepowe to nie ogary, które okiełznali leśni ludzi, ani tym bardziej potężne, goblińskie wargi. To małe psy, które w pojedynkę nie mają szans z większym przeciwnikiem. Ludzie ze wschodu używają ich do wypasu owiec i jak mawiano w czasach głodu również do jedzenia. Thorald jednak zauważył, że psy te tworząc sforę wykazują się niesamowitym instynktem współpracy. To zaś w połączeniu z ich wrodzoną wytrzymałością na długotrwały wysiłek, oraz niewybrednością w stosunku do pożywienia, sprawiało, że były idealne do przedłużających się polowań. No i po latach pracy nad wytresowaniem i wychowaniem dzikich osobników doczekał się swojej sfory, która trzeba przyznać, rzeczywiście sprawiała się doskonale. Wtedy myśleli już że wiedzą o tych psach wszystko. Po śmierci Thoralda okazało się to jednak nieprawdą. Mikkel podarował Bursztyna Fanny jeszcze jako szczeniaka. Głównie dlatego, że te psy szalenie się jej podobały. Udzielał jej też kilku wskazówek jak i czego uczyć, a z czego zrezygnować. Czasem w niektórych naukach sam uczestniczył, ale większą część tresury zostawiał żonie. Efekt był zaskakujący. W każdym razie dla niego. Bursztyn nauczył się bowiem myśleć i kalkulować samodzielnie. Zupełnie jakby zapatrzył się na swoją panią. Nawet bawiło to Mikkela choć nadal nie rozumiał jak to się stało. Bursztyn jednak ewidentnie nie potrzebował stada ani do polowania ani do zabawy. Bursztyn Kronikarz, czasem go zwał dla żartu. Póki nie szli nad wodę, albo nie ruszali na dłuższe polowanie. Wtedy natura upominała się o swoje. I Bursztyn zawsze słuchał jej zewu.

A skoro już o zewie mowa, to Mikkel wsiadając na łódź Sveina jeszcze o tym nie wiedział, ale i jego czekała dziś konfrontacja z własnym sercem. Jak się miało okazać nie jedna.

***

Pierwsza zastała go zupełnie nieprzygotowanego. Gdy cisza żeglugi przedłużała się, a do miejsca podwodnego pochówku smoka został jeszcze kawałek jeziora do przepłynięcia, Svein zaczął śpiewać. Jakąś nieznaną Mikkelowi piosenkę. Nader dla Bardyjczyka zważywszy na dzień i jego młodą porę, smutną. Znać jednak było, że bliską chłopakowi, bo jakaś szczerość taka w niej była. Słuchał jej jednak tylko jednym uchem, nadal niespokojnie znosząc kołysanie łódki. Nie do końca więc dotarł do niego moment gdy prosty, acz pozbawiony fałszu śpiew chłopaka urwał się, a zamiast tego po jeziorze uniosła się melodia zupełnie inna. Pozbawiona prostoty jaką cechowali się wszyscy ludzie. Mędrcy mawiali, że na początku zanim było wszystko inne, była muzyka. Jeśli to prawda to jak brzmiała? Większość ludzi zapewne przyznałaby że właśnie tak. Jak śpiew elfa.

Wstał zapominając o kolebaniu. Wstał też Bursztyn i Fanny. Być może Svein też by wstał gdyby nie rumpel sterowy, którym łagodnie skręcał by naprowadzić łódź na źródło śpiewu. Mikkel zmrużył oczy. Elfy zawsze otaczała pewna magia i tajemnica. Człowiek mógł to ukrywać, mógł się do tego nie przyznawać nawet przed samym sobą, ale jego serce lgnęło do nich jak ćma do światła księżyca. Dopiero gdy w pień drzewa obok jego głowy wbijała się strzała, która precyzyjnie w ramach ostrzeżenia rozcinała mu policzek... Dopiero wtedy czar, choć nie do końca, pryskał. Wtedy człowiek uczył się uodparniać na przyciągającą go magię. Mikkel, który takie właśnie doświadczenie w sercu nosił, szybko otrząsnął się z otępienia i zaczął bacznie wypatrywać śpiewającego. A raczej śpiewającej wnioskując po tembrze głosu. Nie trwało to jednak długo. Coś zachrobotało o dno łodzi, a kadłub gwałtownie przechylił się na burtę. Przez chwilę próbował łapać równowagę, ale gdy zobaczył, że stojąca obok Fanny runęła w zimną toń, bez wahania skoczył za nią...

Pierścień... Piękny wielki rubin lśnił słonecznym światłem, które docierało do brunatnozielonego kobierca z podwodnych traw i glonów. Był wspaniały. Godny wielkich mężów Dale. Godny prawdziwych Bardyjczyków, w których rękach powinien się znajdować!

Machnął w pierwszym odruchu dłońmi nie widząc opadającej coraz niżej Fanny... W drugim zamarł. Zew jeszcze przez chwilę wołał do niego. Ale już obcym głosem. Nie jego. Mikkel syn Thoralda znów zwrócił spojrzenie ku żonie, która teraz mocowała się ze swoimi butami...

Nie wiele myśląc złapał się masztu, który zdążył opaść do pionu i schodząc po nim szybko w kierunku dna kierował się do Fanny. Pewnie się zaplątała...

W jego dłoni pojawił się długi sztylet. Jego jedyna broń na tę wyprawę.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 02-02-2013 o 13:06. Powód: minstrelsy:)
Marrrt jest offline