Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2013, 18:54   #6
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ha! On na zrobionej z przepychem ceremonii ślubnej w samym Dale! To we łbie wielkiego Beorninga zwyczajnie się nie mieściło i wyłaziło na zewnątrz, ustami głównie. Iwgar nasłuchał się tego sporo, na kilku co najmniej postojach, kiedy to przy ognisku Rathar wracał tam we wspomnieniach. Nie tylko tam, bowiem mężczyzna rozmownym się robił w takich chwilach, gdy ogień płonął wesoło, a natura otaczała zewsząd, ukojenie dając i spokój. Zupełnie inaczej niż podczas wędrówki, kiedy to milczał, na drogę bacząc uważnie i myśli złe wyganiając, dzięki czemu na zmysłach w pełni mogąc się skupić. Ostatnie dni zmieniły wiele, pozwalając odprężyć się sumieniu, może nawet lepiej świat zrozumieć - co jak co, ale takie dziwo, jak bogaty Barding za żonę biorący kobietę zrodzoną w cieniu Gór Mglistych, rzeczą było niecodzienną. I choć Rathar zadowolony z tego wielce na początku nie był, samo miasto zaś na jego wyostrzone zmysły działało niepokojąco, to poddał się zrządzeniom nieprzewidywalnego losu i zgodę na pozostanie rodziny w Dale wyraził, skoro taka ich wola była. Tylko z Ingundem się przed wyprawą rozmówił, on to pozostawał tylko z męskiej części rodu, na nim spoczywała odpowiedzialność, niezależnie od tego, jak bardzo jej nienawidził.
- Bracie, posłuchaj mnie. Ludzie, których tu spotkaliśmy, wrażenie uczciwych i dobrych sprawiają. Pamiętaj jednakże, że dziedzictwo nasze jest inne. Nie strać czujności. Nie pogrąż się w gnuśności i nie szukaj przyjemności oraz dalszego celu życia w bogactwie i przepychu, dziewkom się pięknym nie dając owinąć wokół palca. Być może matka i siostry nasze odnajdą tu zagubione szczęście. Ja jednak wrócę i zabiorę cię w góry. Nauki Beorna nie mogą zaginąć w naszym rodzie.
Wiele kilometrów dalej, gdy przypominał sobie tę przemowę, to nie był z niej zadowolony. Nigdy nie potrafił w pełni zastąpić poległego ojca. W jego sercu był to jeden z mocniej wbitych cierni.

Rathar Wszędobylski nie był człowiekiem małym. Jego przydomek mógł w pewien sposób w błąd wprowadzać, sugerował przecież, że wszędzie się mieścił. Och, nie. Wysoki i szeroki w barach, silnie umięśniony mężczyzna wejść w każdą dziurę dawał radę, ale tylko wtedy, gdy dziura ta była odpowiednio duża. Co niektóre dziewki śmiać się z tego mogły, te naprawdę zainteresowane zawsze z ciekawością. Niewiele ich jednakże było, bo i Beorning od czasu, gdy pełnoletność osiągnął, rzadko w domu bywał, rzadko z gór na długo wracając.
Nie znaczyło to, że nie było ich wcale, Rathar do wstydliwych i nieśmiałych w żadnej mierze nie należał, i na wesołe oczy jednej z sióstr męża swojej siostry, odpowiedział podobnie, w tany biorąc. Na całej tej kurtuazji, pieśniach i pięknej mowie się nie znał, cóż to jednak za mężczyzna, co dziewki zabawić podczas uczty nie potrafił? Piękno, swoboda i szczerość potrafiły się bronić same, bo kto jak kto, ale on fałszywych komplementów prawić nie umiał. W Dale, przebywając tam czas jakiś, dowiedział się też, że wypowiadanie na głos zdecydowanej większości swoich myśli rzadko spotyka się z pełnym zrozumieniem i spokojem. O ile pochwały przyjmowano chętnie, to krytyka nieprzychylnych spojrzeń przysparzała. Z ulgą więc opuścił tamto miejsce, wiedząc na pewno, że nawet jak kobietę znajdzie i osiąść gdzieś postanowi, nie będzie to tamto zdecydowanie zbyt duże dla niego miasto.

Zmierzali więc z Pszczelarzem ku miastu na wodzie. Odkąd Rathar usłyszał jak ono wygląda, nie nazywał go inaczej, ciekaw tylko tego, jak bardzo różniło będzie się od tego, od którego się oddalali. W wolnych chwilach, jak już mówione było, Beorning mówił sporo i opowiadać lubił, jeśli tylko dotyczyło to tego, czego lub na czym się znał. Człowiek lasu był mimo wszystko pokrewną duszą, jeśli nawet środowisko różniło się, to natura pozostawała naturą. Mówił więc o Mglistych Górach i słuchał o górach. Opowiadał o zagrożeniach, tylko temat wielkiej bitwy pomijając prawie zupełnie, choć dowiedział się Iwgar, że tam właśnie ojciec i bracia polegli, niewiele o tym jednak usta wielkiego mężczyzny opuściło. Tylko topór, jednoręczny i rzeźbiony na obuchu, pozostał mu po tym wydarzeniu. Zwał się "Zew" i był bronią jego ojca, a wcześniej ojca jego ojca. Broń ta stanowiła spadek i dziedzictwo. Rathar jednakże pragnął osiągnąć coś więcej, niż tylko słyszeć w uszach śpiew własnych przodków. Chciał, aby i jego imię znalazło się pośród tych wielkich. Stąd też drugi jego oręż stanowiła solidna włócznia, co do której twierdził, że posługiwać się nią dopiero uczy, za to lubi ten styl. Jakże inny od walki toporem.
Wreszcie dotarli do pierwszego celu swojej podróży.

***

Esgaroth miało egzotyczną nazwę i to było wszystko, czym zachęcało. Śmierdziało tu rybami, ludzie byli wszędzie utrudniając poruszanie się, a najważniejszy okazywał się fakt, że wszystko tu znajdowało się na wodzie, przez co Rathar miał wrażenie, że kołysze się i w każdej chwili może zatonąć. Podejrzewał, że stali mieszkańcy tego miejsca mogli się przyzwyczaić, on jednak przez cały spędzony tu tydzień niemal fizycznie, a na pewno psychicznie cierpiał.
Z tak wielką wodą nie spotkał się nigdy wcześniej, w ani jednym fragmencie swojego życia. Góry pozbawione były większych zbiorników, a strumienie, choć wartkie, sięgały co najwyżej do pasa, znacznie rzadziej do piersi, gdy w szerszych miejscach zamieniały się powoli w rzeki. Pływanie w czymś takim, na czym postawiono drewnianą osadę, zakrawało dla Beorninga na czyste szaleństwo i musiał długo ze sobą walczyć, by pewnego dnia poprosić jednego z tutejszych o przewiezienie go łodzią. Z lękami należało walczyć, stawiać im czoła z podniesioną głową. Nawet jeśli były czarną, nie wiadomo jak głęboką tonią, w każdej chwili pragnącą pochłonąć go w całości. Tak, Rathar Wszędobylski znów dowiedział się czegoś nowego. Nie żeby się bał pływać. Zwyczajnie nie chciał. Patrzenie w dół mającego dobre sto metrów urwiska było niczym w porównaniu do kołyszącej się pośrodku jeziora, cieniutkiej łódeczki. Na własnych nogach, na pewnym czy nawet mniej pewnym gruncie, mężczyzna miał pewność, że praktycznie wszystko zależy od niego. Tutaj zależało od kawałków pozbijanego ze sobą drewna. Nocami myślał tylko o tym, że całość nagle się zawali, a przebudzenie nastąpi już w głębokiej wodzie, spod której nie dało się dojrzeć nawet światła gwiazd. Toteż prawie nie spał.

Ucieszył się wielce, gdy razem z Pszczelarzem doszli do porozumienia, odnośnie tego, by miasto na wodzie opuścić i to bez zwlekania. Następnego dnia po tej decyzji Rathar z ulgą postawił stopę na stałym lądzie, uśmiechając się sam do siebie. Długie włosy związał rzemieniem i przeciągnął się, nabierając powietrza wolnego od smrodu ryb, przytłumionego po tygodniu wdychania go, wciąż jednak wyczuwalnego w samym Esgaroth. Poprawił plecak, w którym zmieścił dużą część swojego ekwipunku, wraz z racjami żywnościowymi, wodą (niektórych nawyków nie dało się pozbyć tak szybko) czy kocem przydatnym, gdyby zdarzyło się nocować w mniej gościnnym miejscu. Zabrał nawet linę z kotwiczką, nie dając się przekonać do tego, że nie będzie potrzebna, a także kilka innych drobniejszych przedmiotów, jak nieodłączna hubka wraz z krzesiwem. Długie Bagna brzmiały mokro, Beorning pochodził jednakże z gór i wiedział, że natura bywa kapryśna. Wolał potem nie ryzykować, że będzie w brodę sobie pluł, że czegoś nie wziął. Tę ostatnią przystrzygł nawet w mieście, chociaż nawet przez głowę mu nie przyszło, by zgolić ją do końca. Jak to, prawdziwy mężczyzna bez brody? Widział takich Bardingów, nie przekonali go do swoich poglądów w najmniejszym nawet stopniu. Fakt, że wyglądał przez nią na więcej niż dwadzieścia dwa lata, to nie przeszkadzało mu to w ogóle.

Ubrał się jak zwykle, w ciemne, grube, wyprawiane skóry, dopasowane dokładnie do jego sylwetki. Zbroję tą, bo służył ten ubiór właśnie do ochrony, kazał sobie stworzyć dawno temu i teraz było już widać, że znoszona jest i niebyt nowa. Za to wygodna, często smarowana i naprawiana, ciągle służyła idealnie. Pod nią Rathar wkładał proste i nie za grube stroje, od wyglądu zdecydowanie preferując użyteczność i wygodę. Tego dnia nastąpiła jednakże niewielka zmiana, bowiem postanowił nałożyć także lekką kolczą koszulę, jeszcze bardziej wzmacniając ochronę górnej części ciała. Iwgar mógł sobie popatrywać dziwnie, przecież to nie była wyprawa wojenna, Beorning swoje ciągle wiedział. A i te nawyki. Wyprawa to wyprawa, a to co nosił wcale wielce ciężkie nie było. Bagna kojarzyły mu się z podmokłym gruntem i ewentualnym brodzeniem w wodzie, nie zaś pływaniem w niej.
Całości dopełniała broń, którą reprezentował zawieszony u pasa Zew i sztylet z drugiej strony, trzymana w ręku włócznia o długim grocie oraz przewieszona przez plecak okrągła drewniana tarcza ze wzmocnieniami metalowymi na środku i obręczy.
Rathar gotowy był do drogi.

***

Gdy pierwsze dźwięki niezwykłego śpiewu dotarły do jego uszu, odwrócił się w kierunku Pszczelarza, jakby w nim szukając potwierdzenia, że nie dzieje się to tylko w jego uszach. Jasne, nic nie rozumiał, co nie miało znaczenia w przypadku tego, co słyszał. Bez słowa porozumiewając się z towarzyszem, ruszył w tamtym kierunku, ostrożność zachowując wyłącznie po to, by nie spłoszyć śpiewającej. Potrafił poruszać się cicho i niepostrzeżenie, jego postura i ekwipunek niewiele mu w tym przeszkadzały, może z wyłączeniem metalowej koszulki. Z tego co się zorientował, Iwgar był jeszcze lepszy, przynajmniej tutaj, w leśnym środowisku, jakże dla niego naturalnym.
Zbliżali się, byli coraz bliżej, gdy pieśń się nagle urwała. Mimo tego podążali dalej, aż wyszli na niewielką plażę, a odciski stóp nie umknęły ich uwadze.
- Jakie, potrafiące tak śpiewać istoty żyją w tym miejscu? Elfy?
Nie zdążył poznać odpowiedzi, bowiem ich oczy dojrzały łódkę w niewielkim oddaleniu od brzegu.
Łódkę, której pasażerowie zaczęli mieć duże i gwałtowne problemy.
Rathar chrząknął, nieco zmieszany. Miało nie być pływania.

Krótka chwila obserwacji wydarzeń zdawała się sugerować, że jedyną prawdziwie topiącą się osobą, była kobieta, która wypadła z drewnianej łupinki i już nie pojawiła się na powierzchni. Beorning zrzucił plecak i tarczę, a także odrzucił włócznie, zamiast tego wyjmując linę. Nie zastanawiał się za mocno nad tym wszystkim, wbiegając do wody.
Nie chciał pływać, o co to to nie.
Dotarł do miejsca, w którym woda sięgała mu do piersi i silnie rzucił linę w kierunku łodzi, jakby w odpowiedzi na krzyk młodzieńca. Zaopatrzona w kotwiczkę lina leciała daleko, mężczyzna nie miał jednakże wprawy w ratowaniu ludzi wpadających do jeziora. Jasne było, że metal zatonie, o ile nie zahaczy o coś trwalej osadzonego. Gdyby się nie udało, można było rzut powtórzyć.
- Łapcie linę, to wyciągnę!
Nie miał pojęcia czy ktoś słyszał. Głos Rathar miał donośny, za to nie widział zbyt dokładnie co działo się pod powierzchnią wody.
 
Sekal jest offline