Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2013, 20:24   #7
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Koło znów się zamknęło, podobnie jak bramy elfiego pałacu za jej plecami gdy zdecydowała się odejść. Nie tak rozpoczęła się ta historia, lecz był to jeden z kluczowych jej elementów.
Nie czuła tęsknoty. Miejsce to nigdy nie było dla niej domem, było raczej kolejnym oczkiem w podróży. Niekończącej się podróży którą prowadziła całe życie i choć bardzo chciała coś z tym zrobić po tylu latach nie wiedziała jak. Nie przywiązała się do żadnego konkretnego miejsca, jej domem był cały Mroczny Las, a jednak nie mógł być nim w takim znaczeniu do jakiego przyzwyczajona była większość ludzi. Bezpośrednią przyczyną tego nie był tylko mroczny wpływ Dol – Guldur, choć jeśli elfy potrafią nienawidzić pełnią serca, to właśnie nekromanta zasługiwałby na to uczucie od niej.
Gorycz i ból, to właśnie zmusiło ją do opuszczenia bezpiecznego schronienia jakim była elfia forteca. Uczucia te paliły ją wewnątrz i niszczyły, niczym choroba trawiąca kwiat. Jedynym lekarstwem było iść naprzód, zostawiając dawne życie gdzieś w cieniu. Być może wróci do niego, gdy już będzie dość silna by stawić czoła wspomnieniom. Miała taką nadzieję.

Od tamtej pory minęło kilkanaście lat i nie mogła ukrywać że to co z początku wydawało się proste przyniosło ze sobą wiele obaw, z każdym krokiem cięższych. W końcu nie wiedziała jaki wpływ może mieć na nią życie pomiędzy ludźmi i czy zostanie zaakceptowana. Pomagał fakt że większość z nich życzliwie patrzyło na jej podobnych, a i rodzice wychowali Nelise tak że dziewczyna nie zachowywała się wyniośle wobec innych ras. Jej rodzice byli kimś więcej niż elfami, byli pełni ciepła i miłości. Byli elfami które pamiętały las przed pojawieniem się nekromanty. Nauczyli ją rzeczy o których niektóre młode pokolenia już zapomniały.

Ci którzy podróżowali lub prowadzili małe gospodarstwa w północnej części puszczy znali ją i zawsze gościli. Nelise z początku unikała dużych miast, gdyż nie była do nich przyzwyczajona i czuła się niepewnie. Drobna dziewczyna z małą gitarą, mieczem, łukiem i całym zestawem innych tobołków była niecodziennym widokiem, ale ona przywykła już do noszenia „domu na plecach”. Nauczona samodzielności i uparta, podobnie do matki. Gdy teraz wracała myślami do momentu gdy odeszła z Pałacu Króla Elfów cieszyła się z tej decyzji. Już nawet prawie wybaczyła Astoriusowi to że przez niego nie wzięła udziału w Bitwie Pięciu Armii. Był on elfem, dawnym przyjacielem jej rodziców który to właśnie nakłonił ją do opuszczenia miasta, ale gdy wróciła aby wyruszyć na wojnę zamknął ją pod kluczem i powiedział że nie pozwoli by ostatnia z Yasumrae zginęła. W tamtym czasie nie marzyła o niczym innym jak o tej konfrontacji. O krwawej zemście. Być może o śmierci.
Dziś żałuje że nie pomogła w bitwie, a jednak stara się szukać i pozytywnych stron tej sytuacji. Rodzice nigdy nie pochwalaliby gonitwy za zemstą, a przed ich utratą zawsze była tą która najbardziej stroniła od walki. Być może nie powinno się to zmieniać, ale i rodzice się nie zmieniali, i to ich zabiło. Elfi sentymentalizm wzmocniony przez prawie wieczne życie był ich sposobem bycia ale i słabością. Czasem zastanawiała się czy to ta powolna w ludzkich oczach adaptacja do zmian, była przyczyną tego że ich kultura stoi na granicy upadku.

Zgromadzenie Pięciu Armii było tym czego było jej trzeba. Motywacją by wreszcie postawić stopę w prawdziwym ludzkim mieście, tym tak wielkim że nie sposób ogarnąć go całego okiem. Tym o którym tak wiele słyszała. Chciała też dowiedzieć się więcej o samej bitwie którą przegapiła więc wyruszyła razem z pierwszą kupiecką karawaną która zmierzała w tamtą stronę, odwdzięczając się przyjemną muzyką instrumentu w zamian za miejsce na wozie.

***

Pierwszy widok Esgaroth był zaskakujący i porażający zarazem. Elfka słyszała już wiele na temat tego odbudowanego miasta, i choć tak jego wielkość jak i umiejscowienie budziły zachwyt, to szybko on opadł. Nelise nie widziała jeszcze nigdy tyle ściętych drzew, tyle martwego drewna w jednym miejscu. Gdy tak patrzyła, nie widząc ich końca wyobrażała sobie ile lasu trzeba było ściąć by to wszystko zbudować. Odwróciła wzrok. Miała tylko nadzieję że na miejscu ściętych drzew posadzono nowe, chciała wierzyć w to że ludzie potrafili o tym pomyśleć.

Chociaż samo miasto nie spodobało jej się, to jego mieszkańcy szybko trafili do jej serca. Ci ludzie tak różnili się od tych zamieszkujących Mroczny Las mimo że ten znajdował się zaraz niedaleko na zachodzie. Byli weselsi, bardziej przyjaźni, otwarci i pełni życia. Zdawali się być szczęśliwi i urzekło ją to. Zastanawiała się tylko na ile ten smutek i strach który zmienił ludzi lasu, zmienił też i elfy? Na ile zmienił ją? Odpowiedź wydawała się prosta, a jednak Nelise starannie jej unikała.

Spacer po mieście nieco ją krępował gdyż prawie wszystkie twarze odwracały się za nią, obserwując z zaciekawieniem. Nie była pewna czy to z powodu pozytywnych emocji, czy też negatywnych. W zasadzie była nieco skołowana ilością nowości które odkrywała. Słyszała że mieszkają tu elfy, a więc ludzie powinni być przyzwyczajeni do ich widoku, a jednak ci obserwowali każdy jej ruch. Przez chwilę zmartwiła się czy aby jakiś nieostrożny ptaszek przelatując wysoko nie miał problemów żołądkowych i nie ubrudził jej ubrania. Zaczęła wymyślać tysiące teorii, ale przyczyną tych wszystkich obaw była po prostu niepewność. Jej życie wkraczało na nowy etap i nie była pewna co to jej przyniesie. Uspokoiła się dopiero gdy jakiś mały chłopiec uniósł do niej swoją małą dłoń i pomachał z wesołą miną. Ten prosty gest jakoś złagodził niepewność w jej sercu i sprawił że uśmiechnęła się szczerze, odpowiadając tym samym, ciepłym powitaniem.

Niewątpliwie jednak nawet pomimo szpiczastych uszu Nelise robiła wrażenie na mieszkańcach Esgaroth. Nie chodziło tylko o jej urodę, choć w oczach wielu jest naprawdę piękną kobietą. Podobno tak samo jak jej matka. Tak zawsze mówił ojciec, choć miłość rodziców często tuszuje wady swych dzieci. Tych u niej nie było zbyt wiele. Średniego wzrostu elfka o zgrabnej, sprawnej i zwinnej figurze, nieco posągowej sylwetce co tylko podkreślała jej długa szyja i nogi wybiegała poza standardy urody jej rasy. Podobno w jej żyłach płynęła szlachetna krew, ale nigdy o tym nie rozmawiała. Temat ten mógł tylko dzielić na „lepiej” i „gorzej” urodzonych co we wszystkim w co wierzyła elfka, było absurdem.
Nelise dba o swój wygląd bo kocha piękno i nie chodzi tylko o nią samą, ale także o piękno innych, sztuki, architektury, uczuć czy natury. Jej długie do połowy pleców włosy o barwie morskiej zieleni, o ciemniejszych i jaśniejszych pasmach spływają luźno przez ramiona, niezwiązane w żadną zmyślną fryzurę. Są wolne, tak jak ona. Czasem tylko spinała je w kucyk, ale nie był to częsty zabieg.
Jak to u elfów, jej twarz nie posiada ani jednej zmarszczki, a skóra jest miękka i aksamitna. Drobne, ale ostre brwi podkreślają każdą emocję malującą się na twarzy podczas gdy długie rzęsy dodają czaru spojrzeniu. To zazwyczaj jest ciepłe, wesołe i pełne życia, choć czasem jakby oddalone i rozmarzone. Swą głębią trochę przypomina morze i jego nastroje. Kolor jej oczu to kolor szmaragdu, lasu i wiosny, lub jeśli ktoś woli prościej, po prostu zielony.

Ubrana była w proste i ładne wiosenne ciuchy które ciasno przylegając podkreślały kobiece atrybuty jej ciała i były wygodne w noszeniu.


Na te drugie Nelise nie miała co narzekać, bo poza faktem że kobieta zawsze znajdzie coś w sobie do czego można się przyczepić, to akurat jej biodra były ładnie zaokrąglone, tyłek i biust jędrny i pełny. Kompleksy dotyczące tych części ciała były udręką wielu innych dziewcząt, także elfek. Oczywiście nie mogło obejść się bez dziury w całym. Ni jak jednak nie podobał się jej własny nos, ale po tylu latach oglądania go w końcu musiała przywyknąć. O ile nad jędrnością ciała dało się pracować o tyle zmienić własnego nosa już nie, a bynajmniej nie na lepsze. Tak naprawdę to nie było nic aż tak ważnego, tylko drobnostki które czasem krzątały się po głowie.

Yasumrae zazwyczaj ubierała się dość skromnie, bez przepychu i wielkiej ilości biżuterii. Zresztą nie miała teraz żadnej. Niedawno w czasie swoich wędrówek po ludzkich osadach natrafiła na handlarza który sprzedawał elfie wyroby, a gdy dostrzegła jeden z nich oczy zabłysły jej jak świetliki. Była to niezwykle piękna, skórzana kamizelka z kapturkiem, zdobiona wesołymi barwami i miłymi dla oka wzorami.
Coś jak się jej wydawało idealnego dla niej – elfiej artystki. Mimo że zbliżało się lato, a gdzieniegdzie obszyto ją futerkiem ona po prostu musiała ją mieć. Z trudem zdobywając taką ilość pieniędzy kupiła od mężczyzny ciuch i spłukała się kompletnie nie mając nawet za co opłacić kolacji. Można to nazwać kobiecą słabością. Nie żałowała jednak i tak ubrana, z mieczem przy pasie i gitarą na plecach trafiła do Esgaroth żyjąc każdego dnia, z dnia na dzień. Tak naprawdę nie czuła się szczęśliwa, czegoś wciąż jej brakowało, ale nie chciała o tym myśleć, nie teraz.

***

Wynajęła pokój w mieście, ale długo tam nie została. Opuściła je by poczuć się trochę swobodniej, odetchnąć świeżym powietrzem, usłyszeć śpiew ptaków i poczuć dotyk jeziora. Większość bagażu zostawiła w mieszkaniu, poza sztyletem który wolała mieć przy sobie. Przezorna, zawsze ubezpieczona. Tak mówił jej ojciec gdy na każde wyjście samej poza elfi obóz w Mrocznym Lesie kładł jej na ręce stertę uzbrojenia. Wtedy nigdy tego nie lubiła, ale w końcu weszło jej to w nawyk.
Kąpiel była właśnie tym czego było jej potrzeba po długiej podróży, rozluźniała i orzeźwiała.
Tym bardziej że było tu bezpieczniej niż w rzece Mrocznej Puszczy. Nawet zwierzęta same do niej lgnęły, jakby jej szczęście oddziaływało i na nie. To było piękne, było magią bycia elfem.
Była częścią świata natury, a ta się jej nie obawiała i Nelise nie miała zamiaru nadużywać tego zaufania. Poza tym elfka kochała wszystkie zwierzęta, choć niewątpliwie te niegroźne i futrzaste były jej ulubionymi. Wśród nich mogła czuć się swobodnie, zupełnie naga zażywając kąpieli bez lęku, skandalu czy wstydu. To pozwalało poczuć się wolną, niczym wiatr lub morska fala, a to uczucie było dla niej bardzo ważne.

Chociaż Nelise kochała muzykę samą w sobie i umiała grać na kilku instrumentach to niewątpliwie jej ulubionym był jej własny głos. Umiała pięknie śpiewać, a głos ten niczym zaklęty dotykał wszystkiego, tak ludzi, elfów, innych ras, jak i samej natury. Odkąd zaczęła wędrować od tawerny do tawerny i od chaty do chaty nauczyła się też niektórych ludzkich pieśni. Mimo że nie brzmiały one w ludzkim mniemaniu już tak magicznie jak elfie, to jej się bardzo podobały. Teraz jednak jej myśli były daleko w czasie i przestrzeni. Przywoływały odległe wspomnienia z głębi Mrocznego Lasu. Te milsze wspomnienia. By je rozbudzić zaśpiewała starą pieśń którą kiedyś śpiewała jej mama. Nie spodziewała się że ktoś mógł ją słyszeć, ale nawet gdyby tak było, nie wstydziła się. W końcu była śpiewaczką, a pieśń była naprawdę piękna. Nie minęło dużo czasu a rozproszył ją inny głos, głos śpiewającego mężczyzny. Wydawał się odległy ale był naprawdę ładny, zdawało się nawet że próbował naśladować elfią melodykę. Mimo to pieśń ta nie sprawiała uśmiechu na jej ustach. Była smutna i bolesna, przez chwilę przypominając jej o własnych zagrzebanych dawno smutkach. Dawno temu też śpiewała wiele takich pieśni, dziś jednak wolała te pogodne, dodające sił w trudnych chwilach. Postanowiła śpiewać dalej, swoim delikatnym i ciepłym głosem próbując skruszyć smutek w tajemniczym mężczyźnie. Ku jej zaskoczeniu łódź która płynęła wzdłuż brzegu zwróciła się w jej kierunku. To było dziwne uczucie, poczuła się nieco niczym syrena która śpiewa dla żeglarzy wabiąc ich ku skałom. Nie wiedziała ile prawdy miało jeszcze znaleźć się w tych słowach.

Nie minęło wiele czasu gdy nagle drgnęło jej długie ucho słysząc jeszcze kogoś innego od strony lasku przy plaży. Nel miała wyjątkowo dobry słuch. Może to wykształciło w niej taką wrażliwość na muzykę, a może odwrotnie? Umknęła się ubrać, ukryta za gałęziami zwieszonego nad wodą drzewa. Nieco głębiej, tak aby liczne kropelki wody ściekające z jej ciała nie wpadały do tafli jeziora zdradzając gdzie się schowała. Wyżymając włosy z wody dostrzegła dwóch mężczyzn którzy przybyli na brzeg rozglądając się i chyba jej szukając. Obaj byli przystojni, choć brunet nieco bardziej. Uśmiechnęła się przyglądając im z ukrycia rozbawiona nieco zamieszaniem jakie sprawiła wokół swym śpiewem. Uśmiech szybko jednak zszedł jej z ust razem z głośnym, głuchym uderzeniem które znienacka dobiegło całkiem niedaleko od strony wody. Wcześniej zaabsorbowana ubieraniem się i zerkaniem w stronę lasu nie zwróciła uwagi na to że łódź była już tak blisko brzegu. Na jej oczach zaraz miało dojść do tragedii gdy cała załoga wpadła do wody, a łódź przewróciła się do góry dnem niechybnie kończąc historię swoich rejsów. Kobieta i mężczyzna wpadli do wody, a razem z nimi przerażony piesek który jako jedyny szybko wypłynął na powierzchnie i zaczął nerwowo szczekać. Na unoszącym się wraku balansował próbując utrzymać równowagę młody chłopak. Nawet ją ruszył jego urok, choć to nie był moment na takie rzeczy. Miał bardzo delikatną twarz i wydawał się przerażony. Elfkę z odrętwiałej obserwacji wybił dopiero jego krzyk i prośba o pomoc. Poczuła się jak idiotka, bo przecież powinna zareagować od razu. Na szczęście nie założyła na siebie jeszcze skórzanej kamizelki, a ubranie i tak miała mokre. Wskoczyła więc z pluskiem do wody niczym delfin i popłynęła pomóc rozbitkom. Pod wodą widziała całkiem dobrze, bo bardzo lubiła pływać i nurkować. Kobieta która wpadła pierwsza miała najwyraźniej kłopoty więc Nelise ostrożnie podpłynęła jej pomóc, uważając na uzbrojonego w sztylet bruneta którego widziała teraz pierwszy raz z bliska. On ją zapewne także. Nie chciała go wystraszyć, ale widok ostrza w pierwszej chwili nieco ją zatrzymał. Jeśli by mu przeszkodziła, nie dość że mógłby przez przypadek zrobić jej krzywdę, to jeszcze tylko utrudniłoby ratowanie kobiety. Postanowiła pomóc na ile dało się nie sprawiając dodatkowych problemów. Gdy sytuacja została opanowana i wydawało jej się że nikt nie potrzebuje już pomocy popłynęła ratować pieska. Nic tak nie bolało jej serca jak przerażone bezbronne zwierzę. Chciała więc pomóc dopłynąć mu do brzegu i nieco uspokoić. Cała mokra, z ubraniem ciężkim niczym kolczuga usiadła na brzegu głaszcząc uroczego zwierzaka, nim ten zobaczył swoją panią i zerwał się w jej kierunku z tęsknotą. Spojrzała niepewnie na nieznajomych błądząc oczami po nich to zerkając na wrak łodzi.

- Czy wszyscy są cali? – zapytała miękkim i opiekuńczym głosem.



.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline