Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2013, 02:56   #2
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Brann Skorlsunn i Eingulf Ogar przybył do Esgaroth tym samym szlakiem, który używała każda karawana z doliny Anduiny. Trakt wzdłuż zachodnich obrzeży Mroczej Puszczy przecinała Stara Droga Krasnoludzka, tam gdzie kończyły się granice Leśnych Ludzi a zaczynały Beorna. A potem jeszcze Brama Lasu ze ścieżką elfów odbiegała od traktu w Czarny Las. Jednak obie te drogi nie były często, jeśli w ogóle, póki co, uczęszczane. Nie licząc śmiałków i awanturników, elfów oraz mrocznych mieszkańców lasu. O ile przez serce lasu po starożytnym trakcie khazadów, który wiódł od Długich Bagien przez most na Anduinie ku Wysokiej Przełęczy w Górach Mglistych, nawet nie słyszał by choć jedna eskapada przecierająca szlaki zakończyła się pomyślnie, przez czyhające na podróżników w lesie mroczne przeszkody Cienia, to przez Królestwo Króla Elfów w Północnej Puszczy, nie każdy mógł ot tak sobie wędrować. Zgoda na to potrzebna była od mieszkańców tych teren terenów, czyli leśnych elfów, które strzegły każdej piędzi lasu w tamtym rejonie z zawziętą i niekiedy okrutną skutecznością.

Wędrówka zatem zeszła na okrążeniu lasu u stóp Gór Szarych i karawana zawitała do Dali kierując się ku Samotnej Górze i dalej do Miasta na Jeziorze. Brann i Eingulf przybyli do Esgaroth wczesną wiosną zostawiając część swych współplemieńców w Dali. Wśród nich został poznany podczas długiej podróży Igwar Pszczelarz, z którym spędzili wiele wspólnych wart oraz czasu przy obozowych ogniskach umilanym śpiewem Eingulfa. Obaj leśni ludzie odłączyli się od karawany kupca z Rohanu, kiedy z towarami szczęśliwie dotarł do Esgaroth. Wtedy oni, po spędzeniu w mieście kilku tygodni, postanowili wyruszyć z powrotem do Dale. Wziąć udział w Zgromadzeniu Pięciu Armii było ich wspólnym pragnieniem. Tam, wśród weteranów i innych, im podobnych aspirujących bohaterów, zamiar mieli poznać towarzyszy ich przyszłych podróży. Takich, którzy w sercach im podobne pragnienia nosili przemierzania niezbadanych i niebezpiecznych szlaków Północy.












Doderick Took wyruszył w świat w ślad za przykładem pewnej rodziny hobbitów z Shire, którzy postanowili w cieniu Mrocznej Puszcz otworzyć karczmę, biorąc podobno Bilbo Bagginsa na wspólnika. Nowy przybytek na ziemiach Beorningów w dolinie Anduiny, nosił nazwę "Wschodniej Karczmy". Jej nieformalnym podtytułem była zaś po prostu "Ostatniej Karczma". Wreszcie dłuższym, używanym żartobliwie przez jej właścicieli było: "Najbardziej Wysunięty na Wschód Przyczółek Shire". Wieść o Dinodasie "Dindy" Brandybucku, jego żonie oraz młodszym bracie, imienniku zresztą Tooka, dotarła do Dodericka kiedy już i tak postanowił przekroczyć Wysoką Przełęcz Gór Mglistych idąc w ślady Bilbo Bagginsa.

W karczmie, na często uczęszczanym szlaku wzdłuż zachodniego skraju Mrocznej Puszczy, Doderick skorzystał z gościny Brandybucków, dzieląc się wieściami z Shire i wyruszył później z właścicielem Ostatniej Karczmy do Esgaroth. Towarzyszł im w podróży Beorning Rathar z Gór Mglistych, małomówny w podróży jegomość, który dał sie poznać po sporych możliwościach żołądka, co nie umknęło uwadze kochających jedzenie hobbitów. Zmierzał on przy okazji do Dali, zapewniając im darmową ochronę w zamian za prowiant i obietnicę zniżek na piwo u Dinodasa w karczmie. W Esgaroth Dinodas miał zamiar zatrudnić ochroniarza z prawdziwego zdarzenia do służby we "Wschodniej Karczmie" oraz przy okazji reklamować pośród ludzi, a zwłaszcza przewodników karawan, kupców i podróżników, swoją nową gospodę.

Kiedy Dandy ruszył w drogę powrotną po załatwieniu wszystkich swoich spraw, Doderick został w Mieście na Jeziorze. Zaintrygowany nazwą zatrzymał się w pewnej, zdobywającej coraz większy rozgłos w mieście karczmie. Przez ciekawość i dociekliwość młodego hobbita wyszło szybko na jaw, że właściciel miał wątpliwe prawo do używania imienia sławetnego hobbita, bez pisemnej zgody tegoż sławnego imiennika. "U Bilba" głosił wielki napis, a nad drzwiami szmaciany hobbit dosiadał wielkiej beczki. Tawerna z prawdziwym Bilbem nie miała oczywiście zbyt wiele wspólnego, ale jej właściciel przysięgał, że gościł hobbita z czarodziejem po wielkiej bitwie. Doderick niewinnie wykorzystując strach karczmarza Omunda przed przysporzeniem mu kłopotów, skorzystał z wylewnej gościny właściciela zajazdu, który traktował i gościł za darmo Dodericka niczym samego Bagginsa, zatykając mu usta sutymi daniami, z których jego kuchnia słynęła wraz z importowanym z Shire piwem. Wyrzuty sumienia młodego Tooka dogoniły go jednak wraz z topnieniem śniegów. Zasiedziały i przytywszy kilka funtów hobbit, przypomniał sobie o prawdziwym celu jego podróży i z nastaniem wiosny spakował plecak, pożegnał się z wszystkimi mieszkańcami zajazdu, którzy jak i on zimowali w Esgaroth "U Bilba" i postanowił udać się do Dale; spędzić tam lato oraz wziąć udział w Zgromadzeniu Pięciu Armii, gdzie miał okazję tak jak Bilbo Baggins, poznać i zawiązać braterstwo dzielnych podróżników, z którymi mógłby przemierzać szlaki Północy, pełne niezbadanych miejsc i ukrytych, starożytnych skarbów. Czyż nie czekały one na takich śmiałków, o których miało jeszcze usłyszeć całe Śródziemie, jak on?










Dwalin syn Gunnara przybył do Esgaroth w celu nabycia bardzo starej krasnoludzkiej mapy, w której posiadaniu był tamtejszy handlarz mapami. Wieść ta bardzo ucieszyła krasnoluda i Dwalin nie zastanawiając się długo, po stopnieniu pierwszych śniegów czym prędzej ruszył do Miasta Na Jeziorze. W sklepiku starego kartografa dowiedział się, że niestety mapa już znalazła nowego właściciela. Starego Beorninga z Gór Szarych, który kilka dni wcześniej zakupił suto ją płacąc diamentami. Dwalin był towarzystwie Valbranda syn Branda. Uczony z Dale przybył do Esgaroth oferując swe towarzystwo i pomoc w ramach spłaty starego długu jaki zaciągnął u bogatego krasnoluda. Mrucząc pod nosem, lecz inaczej w duchu z tego nawet zadowolony, Dwalin przystał na propozycję człowieka, doceniając jego intelekt oraz honorowy styl bycia, świadczący jeśli nie o dobrym urodzeniu, to przynajmniej wychowaniu. Wszak każdy Bardling winien być honorowym rycerzem. Obaj wyruszyli tropem tajemniczej mapy, dowiedziawszy się, że stary człowiek w towarzystwie młodego wojownika dnia poprzedniego opuścił Miasto na Jeziorze. Zamierzali przeprawić się przez Długie Jezioro na północny jego brzeg. Beorningowie zdawali się kierować ku Dale lub Samotnej Górze, specjalnie nadkładając drogi uprzednio zahaczając o Esgaroth. Czyżby sama mapa była tym powodem dla tych ludzi z Gór Szarych?










Felien Ruinthar opuszczała Esgaroth zimując w tym mieście pierwszy raz w swoim, długim na ludzkie i krótkim na elfickie standardy, życiu.
Pobyt w Mieście na Jeziorze upływał jej na fascynacji innością ludzkiej kultury. A Esgaroth było niczym kolorowa mozaika, słoneczny witraż różnorakich kultur, nie tylko ludzkich lecz wszystkich ludów Północy. Felien zatrzymała się w elfim dystrykcie, który niczym enklawa rządził się swoimi prawami. Obecność jej ludu oraz architektura pięknie ozdobionych rzeźbami, wysmukłych, drewnianych zabudowań tej dzielnicy, oddzielonej od reszty miasta kanałami, sprawiała się czuła się mimo obcego jej otoczenia po części jak w domu. Z jednej strony było jej to na rękę, bo ułatwiało wiele, z drugiej wcale nie pomagało zapomnieć o bólu jaki nosiła w swym delikatnym sercu. Elfi dystrykt, który dbał o interesy wymiany handlowej między Leśnym Królestwem a innymi kulturami Północy, pełen był przyjemnych dźwięków lutni, śpiewu oraz kojących odgłosów stolarskich hebli i uderzeń młotów o elfickie dłuta.

Coraz częściej jednak, wieczorami, dziewczyna wymykała się z dzielnicy, w której każdy przybysz, po dopłynięciu do jej pomostów, musiał złożyć w rękach elfich strażników broń. Włóczyła się między drewnianymi domami obserwując ludzi, wtapiając się tłum pod narzuconym na głowę kapturem. Lubiła, jakże bardzo lubiła podglądać szczęście ludzkich rodzin, ukradkiem lecz mimochodem, przez zaparowane od ciepła domowego ogniska szyby. Niewiele dzieci było wśród jej ludu w tych czasach. Smutne to było, tragiczne nawet a domy mieszkańców Esgaroth rozbrzmiewały śmiechem pociech, radosnym śpiewem nadziei na lepsze czasy jakie niosła nie tylko wiosna i budząca się do życia przyroda, lecz żywe wspomnienie tragicznej przeszłości. Czy lepsze jutro, w przeciwieństwie do jej narodu, nie stawało się dzisiejszym dniem tych śmiertelnych ludzi północy? Potomków wielkich królów, o których nie zostały w ich pamięci nawet wspomnienia, prócz zakurzonych, nadgryzionych zębem czasu woluminów? Przekazywanych z pokolenia na pokolenie pieśni i kryjących mądrość wersetów starożytnych przysłów?













Pewnego pięknego wiosennego poranka dnia 21 kwietnia roku 2946 Trzyciej Ery Słońca, Felien Ruinthar córka Maenthira postanowiła opuścić Miasto na Jeziorze. Tak jak wielu innych podróżników, wykupiła miejsce u znanego w Esgaroth przewoźnika, pana Gundruta. Prom, bo tak dużą barkę o płaskim dnie nazwać się należało, operować miało jednak długimi tyczkami dwóch młodzieńców zatrudnionych u żeglarza Gundruta. Stosunkowo zamożny właściciel dwóch łodzi oraz barki miał szczęście podczas ataku Smauga na Esgaroth oraz Bitwy Pięciu Armii przebywać na dalekim rejsie Anduiną poza miastem. Kiedy więc powrócił po bitwie dysponował sprawnym statkiem oraz załogą wzbogacając się bardzo na transporcie oraz dostarczaniu żywności. Wszak wiele łodzi zostało podczas utraty danego miasta rozbitych lub przynajmniej mocno uszkodzonych. Osobiście do społu z synami operował swoje dwie wysmukłe łodzie żaglowe a nowy nabytek, prosty, powolny, płaskodenny prom do przeprawy ludzi, zwierząt oraz towarów, mogący pomieścić całą karawanę, spoczywał w rękach dwójki wesołych i zaradnych młodzieńców w jego służbie zatrudnionych.

Poranek był słoneczny, gdy grupa licznych podróżników wstąpiła na pokład "Kaczuszki". Prom był obszerny o sięgających pasa poręczach, o które pasażerowie mogli wesprzeć się podczas rejsu. Chroniły one również, niczym zagroda, nieprzywykłe do kołysania zwierzęta lub przed upadkiem do jeziora towarów lub kołowych wozów, gdyby wysoka fala miała zakołysać barką. "Kaczuszka" oferowała również kilka prostych ławek dla uczestników rejsu, które na skrajach, przy poręczy, nie zabierały wiele miejsca zostawiając środkową część promu pustą.

Tego kwietniowego dnia, gdy słońce przeglądało się błyszcząc w niewielkich falach Długiego Jeziora, nie licząc dwóch przewoźników, na pokładzie łodzi było dwóch leśnych ludzi - Brann i Eingulf, dwóch podróżujących razem uczonych - krasnolud Dwalin i Bardling Valbrand, pykający fajkę hobbit Doderick Took, piękna, ciemnowłosa elfa z Mroczenj Puszczy Felien oraz handlarka tkaninami Vetis, co na oko przekroczyć próg lat trzydziestu musiała, w towarzystwie mniej więcej dziesięcioletniego syna Javri.

Rejs z przystani Esgaroth miał zabrać wszystkich na północno-zachodni brzeg Długiego Jeziora, gdzie stał przybrzeżny zajazd ?Smoczy Łeb?, którego właściciel współpracował z Gundrutem z Esgaroth, czyniąc karczmę stacją promu. Przybytek nad jeziorem, na uboczu cywilizacji, pośród dzikich traw i pagórków w sąsiedztwie Mrocznej Puszczy, w promieniu wielu mil był jedynym ludzkim osiedlem na szlaku między Esgaroth a Dalą. Dzięki temu nie tylko była to przystań do rozładunku i załadunku towarów i zejścia na ląd lub wkroczeniem na pokład łodzi, lecz również noclegownią i małą oazą pośród stepów, gdzie można było odpocząć, odświeżyć się oraz najeść zanim dotrze się do jednego lub drugiego z miast, Samotnej Góry czy nawet podąży na zachód ku Leśnemu Królestwu Elfów.

Prom płynął leniwie odpychany od dna za pomocą długich tyczek, kijów, które dzierżyli pewnie Aldorad i Juti. Barka minęła sterczące jak połamane żebra z wody, kikuty osmolonych pni ? pozostałości po spalonym przed kilku laty Esgaroth. Ruiny dziwnie nie pasowały do sielskiego krajobrazu jeziora. Niebo było niebieskie, mewy skrzeczały wesoło, fale z łoskotem szmerały obijając się o drewnianą łódź a po wodzie niósł się śmiech wesołych przewoźników, pieśń Eingulfa oraz opowieści weteranów o Bitwie Pięciu Armii.

- A wiecie czemu Smaug tak łatwo dał się podejść i ubić Czarnej Strzale Króla Barda? - Aldorad uniósł brew nastawiając ucha z wesołym wyrazem twarzy.

- Bo na dnie zobaczył miedziaka, którego zgubił pan Gundrut! - dokończył jego kompan i obaj parsknęli wesołym śmiechem.

- Ale, ale! - podjął smocze żarty Juti. - To ponoć wcale nie Czarna Strzała ubiła Smuaga! - zrobił poważną minę.

- Jak to? - zaciekawił się mały Javri połykając haczyk młodzieńca.

- Smok przejrzał się w naszym jeziorze i w odbiciu zobaczył, że wykluł się gad z jaja jako smoczyca i swą płeć w ten sposób odkrywszy, ze wstydu zapadł się pod wodę i tam już został na zawsze. - pokiwał poważnie głową, co spowodowało wybuch śmiechu u matki chłopca.

- Nie słuchaj tych urwisów Javri. - powiedziała matka kładąc dłoń na ramieniu syna. - Smaug zginął od Czarnej Strzały Króla Barda. - przewoźnicy lekko ukłonili się oddając szacunek królowi Bardów za przedmiot żartów obierając inne cele.

Nawet majaczące w czystej wodzie na dnie kości Smauga, nad którymi przepłynęła łódź nie były w stanie zakłócić sielankowego nastroju słonecznego przedpołudnia.

- Opowiedzcież jeszcze o Bitwie Pięciu Armi rycerze. - Javri ciągnął nieśmiało za rękaw zakapturzoną Felien, której dostojna sylwetka, mimo próby wtopienia się w otoczenie emanowała dziwną aurą wzbudzającą podziw. - A wy też walczyliście pod Samotną Górą pany? - chłopiec dopytywał się z wypiekami na twarzy patrząc na elfkę i pozostałych podróżników.

To był dobry chłopak, któremu dorośli wojowie imponowali bardzo. Javri nie był natarczywy, wręcz przeciwnie. Prosił grzecznie, a kiedy starsi mówili o sprawach ważnych wspominając wielkie wydarzenia lub kiedy snuli o tym pieśni, on słuchał z otwarta buzią jak urzeczony, z boku, aby nie przeszkadzać nikomu.






 

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 02-03-2013 o 20:46. Powód: historia Dwalina i Valbranda
Campo Viejo jest offline