- Dobra psina – Bali na koniec kopnął jeszcze nieruchome ciało wilka i popatrzył z nienawiścią na leżącego w zakrwawionym, skopanym śniegu truchło goblina. – Dobrześ się spisał, drogi Seothcie.
Wytarł ostrze topora w skundlone futro wilka i jął się nadal przedzierać przez śnieżne zaspy w kierunku, z którego przed momentem nadjechał wilczy jeździec. To tam musiała toczyć się walka. Ale teraz panowała w lesie cisza. Bali zaniepokoił się i zdwoił wysiłki zmierzające do dotarcia między drzewa.
Po jakimś czasie, sapiąc i prychając dostrzegł pomiędzy pniami pochylone sylwetki elfa i dziewczyny. Sapnął głośno i chrząknął. Chciał dać im znać, że się zbliża, bo nie za bardzo uśmiechało mu się dostać pewną, elfią strzałą w brzuch albo między oczy.
- Uff – jęknął w końcu. – Odsiecz przybywa. Ale me oczy widzą, żeście mężnie dali sobie radę. Tego drugiego wilka i śmierdziela jużeśmy społem z Eothą posłali w nicość. Ich stopy nie będą więcej kalać Ardy.
Widząc efekt walki, martwego wilka, zabitego orka i związanego niczym baleron Dongoratha, aż gwizdnął z podziwu.
- Proszę, proszę. Czy to aby nie waleczny Dongorath? Budzący grozę Czarny Strażnik tam leży, związany niczym szyneczka? – zaczął szydzić. – Dajmy go Wronie. Sierżant z pewnością wyciągnie z niego wiele przydatnych informacji. Jak chociażby to, skąd wiedział o naszym konwoju... |