Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2013, 16:17   #10
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Dla młodego człowieka, który uważa, że może spróbować doskoczyć gwiazd, takie chwile stanowią wyjątkowe połączenie goryczy oraz uświadomienia sobie własnej wartości na poziomie około zerowym. Najpierw rozwalił łódź, później zaś zamiast rzucić się na ratunek pasażerom, którzy byli wszak powierzeni jego opiece, poczekał, aż ci uratują się sami, dopomagając dopiero w ostatnim momencie, kiedy uwolniona kobieta już płynęła ku górze. Miła rzecz, przydatna, acz wyłącznie dodatkowa, bez której na upartego można było się obejść. Szczęśliwie ogólnie nikt nie zginął, zaś jacyś nieznajomi pomogli mu wciągnąć oraz naprawić łódź. Svein nie mógł wystarczająco się:
- naprzepraszać, to pasażerów,
- nadziękować, to nieznajomych pomocników na brzegu,
- naoglądać, to kolejną gwiazdę elfów, która pojawiła się na jeziorze, spadając zapewne z firmamentu niebieskiego, gdzie hasała sobie obok światła Earendila. Przynajmniej tak wykoncypował sobie młodzian, patrząc na głos, urodę, grację …

Wreszcie na brzegu:
- Państwo wybaczą, tutaj, przy tej plaży rzeczywiście jest niebezpiecznie, jednak wśród zagrożeń nie wiedziałem nic o tym drzewie. Palisady, resztki kołów, czy inne, ale drzewo … przepraszam, nie usprawiedliwia mnie to, ze dopuściłem do tego zderzenia oraz wypadnięcia za burtę, ja bardzo, bardzo przepraszam … - widać było, że jest mu wyraźnie wstyd wobec Fanny i Mikkela oraz czuje się winny całego zamieszania, przykrej kąpieli, której doświadczyli, całej nieprzyjemności.
- Dzięki panom udało się naprawić oraz sprawić, że jakoś dotrzemy cało do Esgaroth – przez skromność nie dodał, iż oznaczało to, że ojciec nie wywali go na zbity pysk od razu, tylko po kwadransie. Zawsze to da możność zabrania swoich rzeczy. Naprawdę dziękuję – uścisnął obydwu nieznajomym, czerstwym niczym konary dębu mężczyznom dłonie, naprawdę wdzięczny – gdyby nie panowie, nie wiem, czy dałbym radę … przepraszam, właściwie wiem, nie dałbym. Znaczy naprawić może, bowiem dziura niewielka, ale wytargać … Niewątpliwie ona lina bardzo się przydała. Tak czy siak, jeśli spotkamy się przy jakiej karczmie, dobry garniec dobrze syconego miodu, jako dodatek do słownej podzięki, macie ode mnie ze szczerego serca.
- Ai! Êl sila erin lû e-govaned vîn – powitał wreszcie elfkę się trochę zacinając. Bynajmniej nie dlatego, że wywarła na nim najmniejsze wrażenie, gdyż było dokładnie odwrotnie. Tylko po prostu przepraszając oraz dziękując innym, zbierał jednocześnie znane sobie fragmenty elfie mowy, owego słynnego, melodyjnego sindarinu, którego podstawy znał o tyle o ile. Podobnie jak niektórzy, handlujący z mieszkańcami Mrocznej Puszczy, kupcy, jeśli ciekawi byli elfich kontrahentów oraz szanowali ich tysiącletnią z okładem kulturę. Nie spodziewał się tu pani Pięknego Plemienia, jak czasem zwano elfy w Mieście na Jeziorze. Niewątpliwie miła, chociaż zaskakująca niespodzianka.

Potem zaś pojawił się chłopiec …

***

Dwa lisy mieszkające nieopodal Długiego Jeziora ze zdziwieniem przypatrywały się kilkorgu wrzeszczącym na siebie ludziom. Oczywiście ludne Esgaroth było niedaleko, lecz na tą stronę Wielkiej Bulgoczącej Wody, jak lisy nazywały Długie Jezioro, mieszkańcy miasta zapuszczali się rzadko. Tymczasem do owych krzyczących, którzy trzymali w garści błyszczące kły, chwilę później dołączyli inni.
- Hoho, ludzie, jeden, dwa, trzy, dużo … a nawet elf – konstatował ze zdziwieniem pan lis. – To nie jest zwyczajne, to stanowczo nie jest zwyczajne.
- Masz rację kochany – elegancka lisiczka z rozłożystą kitą zgodziła się ze swoim zaciekawionym mężem. – Tyle dużych ludzi oraz elf …




Zwierzęta miały rację. Ten fragment brzegu należał do słabo uczęszczanych, odkąd Miasto na Jeziorze zmieniło swoje położenie. Czasem samotny podróżny przemierzał go, czasem rzeczywiście jakąś niewielka grupa myśliwych, czasem inny jakiś ryzykant. Jednak taka grupa, która wybrała sobie odludne miejsce na potyczkę… niewątpliwie stanowiła rzadkość. Pani Lisiczka już zastanawiała się, jak opowie o tym kilku koleżankom, których nory znajdowały się nieco dalej na południe przy spadzistym brzegu. To była nowina, którą warto było się podzielić …

***

Chyba chłopaki postawiły na złego konia, zaś Svein ogólnie wściekły na siebie za spowodowanie wypadku, rad by ową wściekłością się podzielić, przerzucając część na jakieś inne wredne bary. Wywaleni ze służby strażnicy nadawali się idealnie. Oczywiście, jeśli naprawdę coś nabroili, bowiem Svein, cokolwiek by mówić, nie miał we zwyczaju: najpierw bić, potem gadać. Wkurzony był oraz rozgoryczony. Prawda! Prawdą również jednak było, że starał się być uczciwy oraz niekiedy więcej po prostu wkurzał się wewnątrz własnych myśli, niżeli naprawdę robił.
- Jonar, Kelmund, Finnar, jakże miło was widzieć. Jak sobie radzicie po tym, jak za machloje wywalili was ze służby z Esgaroth – rzeczywiście, byli gwardziści mieli reputacje bardziej zszarganą bardziej, niżeli żagiel po burzy. Skarg mieszkańców było na nich co nie miara, zaś plotek, prawdziwych czy nie, na temat ich podejrzanych konszachtów, jeszcze więcej. Wreszcie naczelnik straży nie wytrzymał wyrzucając po prostu ową trójkę ze służby. Odeszli ponoć przeklinając oraz złorzecząc, czy jednak wzięliby się za rabunek na traktach? Tak mogło to wyglądać. Lecz przecież, nie każdy słabszy jest zawsze tym nieskazitelnie uczciwym. Grozili tamtemu, lecz może naprawdę ich oszwabił. Wątpliwie, lecz przecież nie niemożliwe jednak. Brat Gudmund nie raz mówił.
- Dwa razy pomyśl, nim uderzysz ostrzem, bowiem wielu wyrządzanych przemocą krzywd nie da się później naprawić. Lecz kiedy wiesz, że twa sprawa jest słuszna, nie wahaj się, gdyż przez to utracono wiele zwycięstw.
Tutaj wszakże sytuacja nie była całkiem jasna, chociaż reputacja byłych gwardzistów stawiała ich zdecydowanie po niewłaściwej stronie. Jednak najważniejsze było póki co, nie dopuścić, by niewinnemu stała się krzywda, toteż póki co wyciągnął jedynie miecz starając się wyglądać groźnie.
- Co tutaj się dzieje? Zostawcie owego podróżnego! Trzy miecze na konar drzewa, to jest właściwe? Zostawcie go natychmiast! Bo inaczej pogadamy – zagroził. Jeszcze przed chwilą czuł przygnębienie wypadkiem, ale widząc podłą sytuację innego wędrowca, pełne pasji oraz współczucia uczucie zaczęło ogarniać młodzieńca. – Zostawcie, mówię. Zacny panie – zwrócił się do mężczyzny, który opiekował się chyba chłopcem – ci osobnicy zostali wyrzuceni ze straży miejskiej. Czy uczynili panu jaką krzywdę? Opuścić broń! – krzyknął powtórnie do tamtych. Niepłonna miał nadzieję, iż tamci widząc kilku obcych, uzbrojonych osób, nie będą chcieli bitki oraz albo dadzą spokój, albo też okaże się jakimś cudem, iż to oni są poszkodowani, chociaż szczerze wątpił.
 
Kelly jest offline