Oczy Modron zrobiły się okrągłe jak monety. Chwilę później córa Beorningów schowała twarz w futrze Huana i nie powiedziała nic. Nie podobał jej się ten plan ataku. Liczyła, że wrócą z jeńcem do miasta, Bondan wyciśnie z niego co będzie chciał - i to będzie koniec ich misji. Pożegnają się i każdy pójdzie w swoją stronę. Uważała, że już zrobili wszystko, co zrobić powinni. Uważała, że jest ich za mało, by atakować umocniony fort. Uważała też niezmiennie, że nie ona tu jest od osądów i przewodzenia.
Toteż i siedziała z boku i nie odzywała się wcale. Gdy wstała i sięgnęła po bukłak, nakazała Huanowi zostać.
- Idę dać Czarnemu Strachowi wody. Jak zemdleje z pragnienia, będzie jeszcze ciężej go wlec.
***
Miała wielką ochotę napluć Dongorathowi do wody, za te wszystkie gadki o dzikusach i poślednich plemionach. Zamiast tego wyciągnęła mu knebel i podetknęła bukłak z taka siłą, że ustnikiem niemal wytłukła mu zęby.
- Napiłeś się? To teraz gadaj, bo następnym razem nic mnie nie będzie obchodzić, że ci ozór wysechł na wiór - postukała w bransoletę na swoim przedramieniu - Takie coś. Ozdoba pośledniego, dzikiego plemienia. Widziałeś kiedyś coś takiego?