Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2013, 00:09   #9
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Minął blisko rok nim widzieli się ostatnio… nie zmienili się nic. No prawie nic. Mimo okoliczności z całą pewnością spotkanie z Fanny i Mikkelem było jedną z milszych niespodzianek w ostatnich tygodniach jaka spotkała Pszczelarza. – A niech mnie. Nigdy nie wyglądaliście jak dwie turkaweczki ale dziś to nawet porównanie do dwóch zmokłych kur jest dla was komplementem. Szczerze się roześmiał i nie zważając na to iż moczy sobie przyodzianie wyściskał Bardingów. Pomógł wyciągnąć łódź na brzeg ale potem zajął się bardziej przyziemnymi kwestiami. Zdawkowo tylko witając się z resztą. Na gołowąsa popatrzył tylko z góry. Na elfkę… cóż, omiótł ją wzrokiem. Dostrzegając to co kazała mu dostrzec jego męska natura, a co przemoczone ubranie pozwalało dostrzec. Omiatał nazbyt długo by to mogło komuś umknąć. Cóż jednak rycerzem nigdy nie był i nie musiał udawać że nie widzi tego co widzieć wszyscy mogli. Wrócił po swój dobytek rozrzucony podczas biegu nad brzeg jeziora. Bo może nie miał ze sobą wozu to jednak parę przydatnych teraz rzeczy tam było. Suche ubrania przede wszystkim.

Wytargał jakieś swoje zapasowe łachy i zaproponował je niedoszłym topielcom. Nie miał tego dużo ale płaszcz podszyty futrem czy wełniany sweter spokojnie mogły więcej zakryć tych niewiast niż pozostawiać odkrytego. Nie wspominając o jakimś pledzie czy bliższej ciała garderobie jak koszuli czy portkach. – Zmieńcie przyodziewek nim złapie was jakaś gorączka… Zaraz rozpalę ognisko i się to wysuszy. Długo nie trzeba było zresztą czekać aby słowa wcielił w życie. Sam jednak został w przemoczonych do połowy uda portkach nie bardzo się tym przejmując. Wysuszy na sobie. Nazbierał chrustu. Potem nieco większych kawałków drewna… sporo tego było wyrzuconego z jeziora. Takie zbutwiałe i łatwo palne. Po kwadransie ogień już wesoło trzaskał dając sporo ciepła. W czasie kiedy co poniektórzy przyglądali się uszkodzeniom łodzi i zastanawiali nad ewentualnymi naprawami on coś majstrował przy zapasach. Co mocno rozbawiło Leśnego Człowieka to, to że prym wiodła tam Fanny która chyba o drewnie wiedziała tyle co on o pszczołach… Ustawił kociołek do którego wlał zawartość małego bukłaczka. Od biedy trzy litry… ale od dużej biedy. Ostatnie zapasy z domu. Ale i okazja była nielicha a i potrzeba nie mała. Potem jeszcze wsypał dwie szczypty czegoś i trzy szczypty czegoś innego. Nikogo specjalnie nie musiał spraszać do ognia… i miodu. Gorący dwójniak zaprawiony ziołami.

Wzniósł toast za spotkanie a kiedy już pierwsze krople trunku rozgrzewały ich od środka dopełnił prezentacji. W końcu wychodziło na to że to on zna większość z obecnych tutaj ludzi. Dlatego Fanny córka Kolbeinna nie była już tylko mokrą kurą znającą się na drewnie a kronikarką i łuczniczką jakich mało. Mikkel syn Thoralda nie był ponurakiem a kompanem którego słowo było warte tyle co cały miód na świecie, a dowcip nie był nawet trzy grosze. Rathar Wszędobylski nie był groźnym i wielkim niczym niedźwiedź Beornigiem tylko serdecznym druhem z którym to można zbierać kwiecie na bagnach… tfuuu znaczy zioła… Rad był też poznać nieznaną mu wcześniej dwójkę. Chłopaka o dziewczęcych rysach co to zdaje się lepiej prezentował się w łodzi niż nią sterował… i elfkę co to też prezentowała się nieźle.

Gdyby nie Bursztyn to i może by coś ta więcej poopowiadał jednak pies już wyczuł pozostawioną w krzakach małą łanię i począł tarmosić zdobycz. Jako, że ogień ładnie trzaskał a i nie wiadomo było czy i kiedy łódź uda im się naprawić tedy można było coś mieć w zanadrzu aby napełnić brzuchy. Chcąc nie chcąc ktoś musiał oprawić zwierzynę i ten obowiązek spadł na myśliwego – czyli jego samego. Mała to była sztuka bo jeszcze mleczne cielę więc ledwo parę kilo mięsa z niej będzie… a i szybko się z tym uporać powinien. Zabrał tedy ostry jak brzytwa nóż myśliwski i odciągną nieco zwierzaka w krzaki. Tak aby nie razić co wrażliwszych. Z patroszeniem uporał się dość sprawnie. Kilkoma pewnymi cięciami odciął przełyk i tchawicę razem z krtanią a wyciągnięty kawałek przełyku przewiązał tak aby zawartość żołądka się nie wylała potem przeszedł do jamy brzusznej… klatki piersiowej… a kiedy już ją otworzył do końca wyciągnął narogi oraz patrochy… a na sam koniec przetarł wnętrze trawą aby pozbyć się nadmiaru krwi. Rozwiesił ją jednak czasu na obielanie nie było bo cały ten proceder zburzył pojawiający się chłopak.

***

Specjalnie nie myśleli nad tym czy udzielić pomocy potrzebującym czy też nie. Wyszło to dość naturalnie. Ruszyli. Iwgar dość sprawnie i cicho mknął we wskazanym kierunku z łukiem w dłoni i strzałą na cięciwie. Przez plecy miał przewieszony wieli topór. Kiedy do jego uszu dobiegły pokrzykiwania wydał z siebie znajmy co poniektórym dźwięk leśnego ptaka. Kiedy spojrzeli na niego pokazał gestem, iż zajdzie z flanki. Po czym mocno odbił w lewą stronę.

Nie widział całej przemowy jaką wygłosił Svein… część z niej słyszał. Jednak jako że zdecydował się zajść rabusiów nieco z boku a i nie chciał być zauważonym musiało mu to zająć więcej czasu niż głównej grupie. Był nie dalej jak kilkanaście metrów od centrum wydarzeń. Widział doskonale jak to wygląda. Napiął łuk i przymierzył w najbliższego kupca napastnika. Póki co się nie ujawniał. Czekał. Czekał na ruch. Na drugą część. Młodzian użył dobrego argumentu… zidentyfikował napadających to jednak mogło być za mało. Tutaj był potrzebny głos woja takiego jak Mikkel czy Rathar… może nawet lepiej ten drugiego, bardziej dzikiego. Kilka twardych słów z ust kogoś kto stanowił poważne zagrożenie dla zdrowia i życia… a nie gładkiego niczym dziewka młodzika. Wtedy to właśnie Iwgar nie dostrzegając w pobliżu innego zagrożenia miał zamiar się pokazać. Miał zamiar dać sygnał tym trzem że nim zdążą się ruszyć i zaatakować. Któryś z nich skończy ze strzałą w brzuchu. Nie chciał się odzywać. Nie miał zamiaru tego robić. Łuk w jego okrwawionych dłoniach był wystarczającą groźbą.

***

W tym czasie dwa lisy radowały się ucztą jaką pozostawili ludzie bez opieki… ze smakiem pochłaniały wątrobę, serce i inne wnętrzności małej łani jakie bezpańskie leżały na trawie i tylko prosiły się o to aby je zjeść.
 
baltazar jest offline