- Moje żech jest. A ty co myślał, że tą flintę to po babci nieboszczce żem dostał? - rzucił z przekąsem, bo też to trzeba mieć łeb - jaki dezerter trzymałby mundur w plecaku? I to jeszcze tak zadbany, jak jego. Głupio mu było, żeby rzecz niszczała, a zamyślał, czy by do Ottowych w nim nie zajść. Ale wyglądało na to, że tak łatwo się nie odczepią.
- Ja w dwunastem muszkieterów służył, w Zwierzobójcach pod jaśnie panem Lebengutem z Altdorfu, na wojence byłem mutanta, zwierzoludzia i inne plugawe ścierwo co z północka szło na Imperium napadać. Jak to było, wiadomo. - rzucił tamtym taksujące spojrzenie; wiedzieli?
- Jak tak bardzo lubujecie się z cudzych gatkach grzebać, to i broszę com ją za zasługi dostał dojrzycie. Swoje żem zrobił, nie po to by mnie tera dezerterem zwano. - Trochę sobie za dużo wyciruchy drogowe pozwalały. Ale na razie jeszcze był względnie miły, bo i na bitce mu nie zależało.
__________________ Cogito ergo argh...! |