Rudi - przekonywanie 77, porażka!
Kobieta zrobiła dziwną minę, jakby nie była do końca przekonana wyjaśnieniami niziołka - ale najwyraźniej postanowiła nic nie mówić. Strażnik podał jej bransoletę, a ta dygnęła w podzięce, z udawaną grzecznością.
- Hmm... To chyba wszystko. Nic nie znalazłem. - Taka praca. - Hans wzruszył ramionami.
- Cóż, miejmy nadzieję, że w tym czasie okazało się, iż naszyjnik sprzątnęła nadgorliwa gosposia. - Podszedł do swego siwego konia i wprawnym ruchem wręcz wskoczył na siodło. Podobnież uczynił jego towarzysz, tylko jeszcze zabrał butelkę wina i kuszę leżącą na ziemi.
- Niziołki z chorobami dłoni nie powinny posiadać tak niebezpiecznych narzędzi. Macie szczęście, że tu jesteśmy - skomentował swe zachowanie z szelmowskim uśmiechem.
- Ruszajmy czym prędzej, zaczyna się ściemniać - zaproponowała Elise, gdy kurz po strażnikach dróg już opadł. Nie komentowała w żaden sposób tego co się stało, lecz widać było, iż jest wściekła. Wsiadając do powozu trzasnęła głośno drzwiczkami.
Niziołki pokiwały głowami i szybko udały się za nią. Najwyraźniej im również zależało na tym, by jak najszybciej znaleźć się w domu.
Wraz z zapadającym szybko zmierzchem, witana podejrzliwymi spojrzeniami miejskich strażników, wesoła kompania wjechała przez zachodnią bramę Bögenhafen. Elise wychyliła się z powozu i pomachała do strażników, którzy najwyraźniej ją rozpoznali, gdyż nie uczynili nic, by zatrzymać tę nietypową karawanę.
Kierowali się do domostwa Magiriusów w dzielnicy kupieckiej. Nieliczni mieszkańcy śpieszyli do domów lub pakują towary i zamykają kramy. Nocą ulice miasta obejmują we władanie inni obywatele - złodzieje, włamywacze i mordercy. Już teraz było widać grupki podejrzanie wyglądających ludzi, szepczących coś po bramach i zaułkach.
- Może podwieziemy was do domu? - Zaproponowała Elise, spoglądając na Zieleniaków.
- Nie, naprawdę nie trzeba - szybko odparł Mieszko.
- Poradzimy sobie - zawtórował Knotek.
- Wysiądziemy gdzieś... Gdziekolwiek. Nie możemy wrócić do domu - zapewne jest obserwowany przez naszych wrogów.
Niziołki wysiadły na jednym z podejrzanie wyglądających skrzyżowań.
- Spokojnie - uspokajał Mieszko.
- Znam miasto jak własną kieszeń. A także skróty prowadzące do bezpiecznej kryjówki... - Chyba sądził, iż najemnicy martwią się ich losem. Wątpliwe, co najwyżej jedynie Rudi mógł się o nich martwić... A i tak gdyby nadarzyła się okazja pewnie wbiłby im oszczep w plecy.
- Przyjdźcie rankiem do leżącej nad rzeką gospody "U Berta". Godziwie wam zapłacę za to, że nas uratowaliście - rzekł nad odchodnym. Nim niziołki znikły w mroku Johann zdążył się jeszcze zapytać o rodzinę Otta. Knotek mruknął, iż coś o nich słyszał i postara się sprawdzić informacje.
Kilka minut później kompania dotarła do rodowej rezydencji rodu Magirius. Elise uprzejmie poprosiła najemników o wjechanie na niewielki dziedziniec.
Dom wyglądał całkiem zamożnie. Zapewne Magiriusów stać było na opłacenie strażników. Choć całość sprawiała miłe wrażenie, gdyby doszło do walki dziedziniec mógł być pułapką - ktoś stojący na nim, ostrzelany z trzech stron miałby raczej marne szanse na przeżycie.
- Jeszcze raz dziękuję wam za ratunek - rzekła Elise wysiadając z powozu. - Lecz chciałabym odzyskać moje dokumenty. Służba! - Zawołała, przerywając nagle. Ktoś musiał dosłyszeć jej wołanie, gdyż po chwili z dworku wyszła młoda służka. Dostawszy od niej kilka cichych poleceń wróciła do domostwa.
- Dwadzieścia złotych koron, tak? Na taką cenę się umawialiśmy?