Na szczęście strażnicy dróg go nie tknęli. Oczywiście na szczęście dla nich. Nie zabrali też niczego, co należało do krasnoluda. Uwagę o tytoniu zignorował, konował który uważał, że palenie szkodzi był chyba chory na umyśle. Przecież wszyscy wiedzieli, że to uspokaja i relaksuje.
Gdy tylko wyruszyli w drogę, Skalfkrag rozsupłał woreczek i nabił fajkę. Niespiesznie palił niemal do samych bram miasta, przez które przejechali nawet nie będąc zapytanymi o cel wizyty. Taka była korzyść płynąca z towarzystwa signority Magirus. Niziołki zmyły się po drodze, zapraszając do siebie następnego dnia. Skalfkrag zastanawiał się, czy U Berta dają też dobre piwo. Postanowił sprawdzić.
- Dwadzieścia - potwierdził, z litością patrząc na Rudiego, który znowu usiłował się targować. Widocznie taka natura, pomyślał.
- Jadę od razu do świątyni tego boga, jak go zwą Bogenhaffera? - oznajmił. - Kto ze mną? |