Wyruszając z domu rodzinnego Doderick nie miał jakiegoś określonego celu podróży. W jego sercu tliła się gorącym płomieniem, wielkie i wręcz dające się ogarnąć pragnienie przeżywania przygód. Przygód wielkich i oczywiście chwalebnych. Przygód, które rozsławią jego imię, jak i cały ród hobbitów.
Doderick chciał udowodnić, że hobbit podobnie, jak elf, krasnolud, czy człowiek też może być bohaterem eposów, wyśpiewywanych przez bardów.
Impulsem do podróży, po części tylko były przygody i czyny, jego kuzyna Bilbo Bagginsa. Doderick bowiem od najmłodszych lat marzył w wielkich odkryciach, przygodach i przeżyciach. Wyprawa jego kuzyna, była tylko sygnałem, że teraz czas na niego.
Pierwsze swe kroki Doderick skierował ku sławnemu miejscu, jakim była “Wschodnia Karczma” Wiele słyszał o tym miejscu i chciał osobiście poznać hobbicką rodzinę, która prowadziła ten, jakże szlachetny przybytek.
Rodzina Brandybucków okazała się niezwykle gościnna i sympatyczna. Took szybko zaprzyjaźnił się zarówno z głową rodziny, "Dindym”, jak i resztą domowników.
Jadło i trunki w karczmie były przednie i bardzo to uradowało przyszłego bohatera, że tak daleko od Shire, także można dobrze zjeść.
Gdy “Dindy” zaproponował mu wspólną podróż do Esgaroth, Doderick wyruszył z nim bez chwili wahania.
Dindy załatwił swoje sprawy Mieście na Jeziorze, a młody Took pozostał w nim. Był to wszak miasto legendarne i warto było się w nim choć trochę rozejrzeć.
Spodobało się ono hobbitowi tym bardziej, że na ulicach można było spotkać przedstawicieli różnych ludów. W mieście przebywali zarówno krasnoludzi, ludzie, jak i elfy. Wszystkim im Doderick przyglądał się z wielką ciekawością i zachwytem. Był oczarowany i bardzo podniecony. Dość szybko znalazł interesujące miejsce na nocleg. Co prawda, szybko okazało się, że tawerna “U Bilba” z prawdziwym Bagginsem nie miała oczywiście zbyt wiele wspólnego, ale jej właściciel przysięgał, że gościł hobbita z czarodziejem po wielkiej bitwie.
Doderick szybko wyczuł, że może dzięki coś ugrać na kłamstwie karczmarza. I faktycznie się udało. Gospodarz w obawie przed dekonspiracją, gościł Tooka za darmo, zatykając mu usta licznymi i jakże pysznymi potrawami.
Gdy hobbit poczuł pierwszy zew wiosny poczuł mocne wyrzuty sumienia. I nie chodziło wcale o to, że wykorzystał karczmarza. Czuł się winny przed samym sobą. Miał wszak szukać przygód i stać się rychło najsłyniejszym hobbitem na świecie.
Jak na razie udało mu się tylko przytyć kilka funtów i poznać kilku elfów. Nie były to na pewno wyczyny, które mogły sprawić, że nazwisko Doderick Took zagoszczą w annałach.
Wyruszył, więc lekko utyty Took do Dale, by tam spędzić tam lato oraz wziąć udział w Zgromadzeniu Pięciu Armii i rozpocząć w końcu swoją wielką przygodę.
Podróż na “Kaczuszce” była doprawdy niezwykle przyjemna i urocza. Doderick siedział sobie swobodnie na ławeczce i pykał fajkę, puszczając leniwie, co kilka chwil kółka z dymu.
Doderick przysłuchiwał się toczącej się właśnie obok rozmowie i szybko zdał sobie sprawę, że są to istot, takie jak on sam. Podróżnicy i poszukiwacze przygód.
Gdzieś w głębi serca hobbit poczuł, że czas się przedstawić światu i być może zyskać kompanów w wędrówce.