Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2013, 19:22   #27
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Tak jak zaplanowali wyruszyli po drugiej w nocy, magicznej porze, kiedy to wartownicy najbardziej do snu się legną i najmniejszą wagę do swych obowiązków przykładają. Jak się okazało wielce słuszna ta decyzja była, gdyż podczas skrytej wędrówki do bram twierdzy nikt ich nie nękał ani nie męczył. Strażnicy w blankach nie mogli dostrzec grupki mrocznych lordów skradających się tuż pod ich nosami.

Elard spojrzał z przymrużeniem oka na drzwi i mocniej zacisnął dłonie na swej magicznej włóczni. Ta momentalnie skróciła swe rozmiary wygodnie układając się w dłoni. Kapłan podszedł do bramy i już miał grzecznie zapukać adamantowym ostrzem o wrota niczym konkurencyjny kler gdy nagle Bies wpadł na genialny pomysł. Po co wrogowi niszczyć bramę gdy można ją otworzyć od środka. Nie bacząc na resztę wspiął się zwinnie po występach w murze i niczym kot wylądował za blankami. Szybko i bezgłośnie jak assasyn unicestwił małą grupkę strażników krzątających się sennie tuż przy zasuwie wrót. Nie zastanawiając się długo wyjął skobel i z gracją słonia upuścił go na ziemię. Dźwięk był tak głośny, że cała masa orczych wojowników przyszła przywitać gości. Nie nauczeni poprzednim razem, że bez pięciometrowego kija do sług Lith'ryi się nie podchodzi garneli niczym stado wygłodniałych psów do całkiem ponętnej suczki. I to w cieczce.

Theme


Cios za ciosem kolejny łork zraszał coraz bardziej śliską posadzkę. Ciało legło koło ciała, zaścielając prawie cały plac. Co dziwne, młody kleryk zastanawiał się co się stało z zabitymi wojownikami z przed paru godzin. Spodziewał się zastać kilku woniejących już barbarzyńców, albo znużoną drużynę sprzątającą ścierwa, a tu nic. Czyściutko. Postanowili nadgonić zaległości i przysporzyć skrzętnym woźnym trochę dodatkowej pracy. Chyba, że działo tu jakieś magiczne zaklęcie, rzucone przez zapobiegliwego szamana, skrupulatnie pozbywające się martwych ciał.
Elard, otrząsnął się z tych przedziwnych przemyśleń skupiając się na walce. Gdyby pozwolił sobie na jeszcze dłuższe dywagowania, jakaś zabłąkana strzała mogła by ominąć defensywę wojowniczego kapłana i ugodzić jednego z jego towarzyszy w plecy, albo co gorsza samego młodzieńca.

Po dość długim czasie, gdy liczne zastępy zielonoskórych legły im u stóp, a intruzi mieli chwilkę odetchnienia, jeden z nich odezwał się, starając się balansować na cienkiej granicy równowagi między prawieniem swych przemyśleń, a oddychaniem.
- Ta walka i wszczęcie alarmu nie jest po naszej myśli. Może powinniśmy zawrócić i spróbować innym sposobem?
- Nie. Zaszliśmy już za daleko, musimy dążyć do celu.
- Poczekajcie, mam pewien plan. Jak już tu jesteśmy to możemy...
- Nie. Idziemy na przód.

I poszli.

Jak się okazało, chwila wytchnienia była jedynie chwilą, gdyż jak tylko wkroczyli w głębsze korytarze twierdzy, każdy metr był na wagę złota, zaś zieloni towarzyszyli im przy każdym kroku. O tyle wygodniej się stało, że możliwość okrążenia była mniejsza, a i front się uszczuplił, przez co sprawniej szła im eksterminacja. Kolejne góry orków zostawiali za sobą siejąc śmierć niczym rolnicy ziarno. Yurtrus - orcze bóstwo śmierci - pewnie zbierał owe plony całymi garściami narzekając w duchu na nawał obowiązków.

Do czasu.

Gdy wreszcie dostrzegli wejście do groty gdzie "Skumgard" przyjmował delegacje, a zapewne jego pan posiłki, wkoło nich nie było żywej duszy. I zapewne nie dlatego, że siły gospodarzy były już wyczerpane, czy wojownicy mieli jakiś rodzaj przerwy w swych zmaganiach wojennych, ale żaden z nich nie ważył się zejść za nimi i pierzchnęli jakby w powietrzu rozmyci.
- Nie podoba mi się to. Na jakąś puła...
- Nie marudź, idziemy.

I poszli.

Gdy tylko wstąpili do pustej Jaskini, ich ciało ogarnęła przedziwna nieważkość zaś wysoki piski zagłuszył ich myśli. Magiczne gusła zastawione tu przez magiczne siły orków bez słowa sprzeciwu uwięziły trójkę włamywaczy.
Ponadprzeciętny głos przemówił do nich to co miał im do powiedzenia po czym nie zważając na nieme protesty wypluł ich ze swego czaru gdzieś na pustkowia wąwozu.

- Eh - westchnął młody kapłan - dowiedzmy się po prostu jak najwięcej o owej "rybie" i wracajmy do wiedźmy - rzekł po niezręcznej chwili milczenia jaka zapanowała wśród rozbitków. - Rozbijmy obóz i postarajmy się dyskretnie jak najbardziej zinfiltrować wroga. - dodał patrząc wpierw na pięściarza, potem na ich tajemniczego kompana. - Użyjcie wszelakich swych atutów i zdolności jakie uznacie za stosowne by choć ochłapy wiedzy wydobyć z tych przeklętych skał.

Zapenwe uszczuplone przez antybohaterów wojska Skumgarda, wciąż były na tyle liczne by prędko zebrać się do ataku. Choć biorąc pod uwagę ile krwi przelali wcale to nie było takie pewne.

Sam zaś, gdy tylko ich prowizoryczne obozowisko powstało skryte wśród skał wąwozu tak by nikt ich za łatwo nie znalazł - choć biorąc pod uwagę magiczne zdolności Aboletha, wszystko było możliwe - ustawił niewielką chrzcielnicę ze złota wraz z ur wodą święconą. Zajrzał w głąb i począł inkantować zaklęcie.


_____
Szpiegowanie skoncentrowane na szamanie z którym rozmawiałem na początku
Po północy (i drobnej zmianie czarów) szpiegowanie skoncentrowane na Skumgardzie (biorąc pod uwagę jego wygląd)
Większe szpiegowanie skoncentrowane na głosie który słyszeliśmy w "pustce"
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline