Zasadnicze pytanie. Czy tak jak przy jakiejś starej rekrutacji wychodzisz z założenia, że w kreowanym przez ciebie świecie będą istniały kosmiczne marinsice należące do tych samych (koedukacyjnych?) zakonów co kosmiczni marines, czy będziesz prowadzić zgodnie ze światem Warhammera 40.000 i nie będzie takich herezji?
Cytat:
Ponadto, problemem byłyby tarcia pomiędzy ludzką stroną ekipy, a takowym Xeno. Eldarzy są z zasady aroganccy, Mroczni to świry i ćpuny a Orkowie lubiom siem tszaskać. Kroot mógłby być spokojniejszy, ale to reprezentant skrajnie tribalowej, atawistycznej i kanibalistycznej kultury. Mogłoby to nieźle namieszać na sesji, ponieważ na pewno starałbym się odgrywać postać Xeno zgodnie z jego naturą, a nie z naturą drużynowej współpracy. Mówiąc krócej: polałaby się krew między postaciami graczy.
|
Zakładając, że jakiś Krootski najemnik pracowałby z ludźmi od paru lat, i do tej pory ich nie zabił, możnaby między graczami uzgodnić, że nawiązała się między nim, a ludzkimi postaciami graczy jakaś nić porozumienia. Więź między gatunkowa? Nie chcę zabrzmieć rasistowsko, ale identyczne relacje występowały kiedyś między Europejczykami, a rdzenną ludnością afryki. Biali też obawiali się pożarcia żywcem, a po jakimś czasie zaczeli chodzić na koncerty rapowe. Więc jak uczy nas historia, można się dogadać z każdym, wystarczą chęci. Jeśli chodzi o Orka... gdyby założyć, że to stosunkowo niewyrośnięty ork, albo jakiś sięgający człowiekowi do pasa Gretchin to po prostu tak bardzo by nie kozaczył i się nie rzucał ze strachu... mógłby być nawet spoko kumplem, ale po co komu w drużynie wydygany goblinoid? Chyba, że do robienia kanapek.