Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2013, 16:53   #5
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
A droga wiedzie w przód i w przód,
Choć się zaczęła tuż za progiem -
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią - tak jak mogę...

Skorymi stopy za nią w ślad -
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł...
A potem dokąd? - rzec nie mogę.


Piosenka, którą usłyszał gdzieś, brzmiała mu w uszach szmerem strumieni, powiewem wiatru, śpiewem drozda. Jeszcze niedawno siedział w karczmie, jeszcze pił piwo, jeszcze … tak, rzeczywiście, jeszcze rozmawiał z krasnoludami z Ereboru, czego ojciec nie cierpiał. Tolerował ewentualnie, kiedy przynosiło to jakieś rezultaty finansowe. Tymczasem jednak była to po prostu miła dyskusja w karczmie. Nieokrzesanie krasnoludów, na które narzekał Gundrut, może rzeczywiście niekiedy się objawiało, ale nie wtedy, gdy wśród gości „U Bilba” był młody Gimli, syn słynnego Gloina, należący do ścisłej elity królestwa Erebor. Wtedy rozmawiali popijając piwo, wspominając dawne dzieje, śpiewając


Ponad gór omglony szczyt
Lećmy, zanim wstanie świt,
By jaskiniom, lochom, grotom.
Czarodziejskie wydrzeć złoto ...


Uwielbiał pieśni, szczególnie elfie, ale ta krasnoludzka bardzo także przypadła mu do gustu. Była jak góry, jak wędrówka, jak tęsknota. Wiedział, że po niej krasnoludy najczęściej przystępują do opowieści, która łączyła tragedię oraz zwycięstwo. Tak dla krasnoludów, jak miasta Esgaroth. Smok, wyprawa, złoto, orki, bitwa, straszliwa wreszcie wygrana. Bitwa zwycięska jednak, jest niemal tak straszna, jak przegrana. Płomień, zwęglone szczątki miasta, tylu ludzi, tylu krasnoludów, tylu elfów … Znał wszak wielu, którym się nie udało. Słyszał krzyki przerażonych dzieci, płacz rozpaczających kobiet, widział niekiedy brodate twarze wojowników szykujących się do odparcia gwałtownego ataku wargów, szturmujących chwiejące się pozycje. Był tam, jak wielu innych, choć miał zaledwie dwanaście lat.

Właściwie wkurzyło ojca te kilkanaście słów zamienionych z Gimlim. Siedział bowiem niedaleko z kuflem przed sobą wypełnionym dubeltowym piwem. Parę pytań o Erebor, parę odpowiedzi o odbudowującym się królestwie. Jakby samo to, że krasnoludom dobrze się wiedzie, zatruwało gundrutowe myśli.
- Idziemy, dosyć tego – rzucił do Sveina przysłuchującego się opowieściom oraz zagadującego co jakiś czas krasnale.
- Zaraz będę – odparł syn nie chcący dopuścić do kolejnej rodzinnej, niemiłej wymiany zdań.
- Teraz – powtórzył z naciskiem Gundrut.
- Ufff, dobrze, chodźmy teraz – mruknął młody mężczyzna płacąc oraz wychodząc. Jeszcze przed drzwiami powiedział do widzenia rozmówcom kłaniając się uprzejmie, co Gundrut skwitował krzywym spojrzeniem oraz ironicznym uśmieszkiem.
Jaką dobra chwile szli bez słowa praktycznie.
- Chciałeś tam zostać – ni to spytał, ni to stwierdził Gundrut.
- Nawet jeśli, co to ma do tego? – cierpliwość Sveina powoli zaczęła się wyczerpywać.
- Chciałeś, naprawdę, dokładnie identycznie jak twój brat. Gudmund także zawsze chciał, jakby to durne wysłuchiwanie obcych dziwaków kiedykolwiek przyniosło cokolwiek pożytecznego.
Svein raczej nie miał ochoty odpowiadać. Przygryzł język, jakby zapominając, że nic tak nie wkurza osoby zdenerwowanej, jak towarzystwo kogoś opanowanego.
- Co nie zgadzasz się z tym?
- Znam twoją opinię, ojcze – mruknął Svein – znasz także moją, pozwólmy każdemu zostać przy swoim.
- Od kiedy rozbiłeś łódź stałeś się pyskaty – mruknął Gundrut, wracając do swojej ulubionej gadki, od kiedy Svein powrócił z przejażdżki po Długim Jeziorze lekko uszkodzonym stateczkiem. Obwoził wtedy dwójkę pasażerów, którzy mieli ochotę zobaczyć resztki Smauga. Niestety, niezdarność czy nieuwaga spowodowały drobny, lecz teoretycznie mogący mieć katastrofalne dla pasażerów następstwa, wypadek. Wprawdzie ostatecznie nic złego się nie stało, ale Gundrut niezwykle dobitnie starał się Sveinowi to wydarzenie wypominać, zaś młodzian przewidywał, że ojciec będzie grał na tą paskudną nutę, dopóki nie znajdzie nic nowego. – Szkoda, ze nie jesteś jak Luden – dorzucił imię ulubionego synalka, mającego identyczne poglądy oraz podejście do obcych. Mówił zresztą wiele więcej … przybity Svein gryzł wargi, żeby nie odpowiedzieć jakąś wredną gadką, jednak właśnie pewnie ta rozmowa stanowiła decydujące ogniwo, że chce, że musi ruszyć gdzie na daleki szlak. Byle dalej, byle inaczej …

Działo się to całkiem niedawno, ot dzionków parę. Dlatego właśnie znalazł się na „Kaczuszce” szukając drużyny, która potrzebowałaby wojaka. Dlatego wiele rozmawiał z rozmaitymi podróżnikami, starając się zdobyć jakieś informacje dotyczące możliwości odbycia jakiejś ciekawej wyprawy.
 
Kelly jest offline