Aladdyn ukłonił się lekko i podszedł do osobnika.
Był chłopcem niskiego wzrostu ubranym w szerokie spodnie oraz cieńką koszulę z turbanem na głowie. Włosy miał koloru niebieskiego, i było ich niewiarygodnie wręcz dużo. Tworzyły dzięki temu interesujący warkocz.
-
Witaj. - odparł i usiadł na ziemi przed osobnikiem. -
Z kim mam przyjemność?
-
Jahir - osobnik będacy domniemanym gospodarzem przemówił, wyraźnie ucieszony kontaktem, który został nawiązany z własnej woli jego, pojawiającego się z nikąd, gościa.
-
Czego pragniesz? - chłopak o szarych włosach przemówił, uważnie analizując wszystkie detale, które pojawiały się na twarzy niebieskowłosego.
- Zemsty. - Określił się jednym słowem. Jego twarz była pogodna i spokojna. Wypowiedź jednak zdecydowana.
Wiedział, że to właśnie pragnienie zemsty było powodem dla którego się tutaj znalazł. Czuł to w sobie. Klątwa wciąż go trawiła.
-
Zemsty? - chłopak zapytał nieco zdziwiony, jakby nie będąc do końca pewnym co dokładnie usłyszał. -
Tak, masz prawo. - dodał po chwili, zaś druga strona jego tożsamości w dziwny sposób doszła do władzy, czy może tylko zyskała zdolność do wypowiadania słów.
-
Może z chęcią naprostujesz i moje urazy? - pytanie wypłynęło z jego ust w sposób, który nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Szarowłosy nie miał nadziei na twierdzącą odpowiedź.
- Hmm? - Chłopak zastanowił się przez krótką chwilę. - Zależy, na czym by to polegało. - stwierdził w końcu.
Jeżeli będzie mu to po drodze, nie ma problemu. Właściwie, w tym momencie nie miał żadnych planów więc mógł równie dobrze i pomóc nieznajomemu.
-
Ohh, mała przysługa dla kogoś, kto z przyjemnością czekał na swojego gościa - szarowłosy uśmiechnął się przyjaźnie, najwyraźniej wszystko pójdzie neico łatwiej niż się tego spodziewał. Po chwili oczekiwania kiwnął lekko głową wskazując na zwinięty przedmiot znajdujący się w rogu pomieszczenia. Dziwny dywan pojawił się tam, chociaż jeszcze przed chwilą pomieszczenie było całkowicie puste.
Aladdyn podszedł do przedmiotu i przykucnął podnosząc go.
-
Nie ma problemu. - I tak mu wszystko jedno. Nawet jeżeli rozmówca nie chciał zdradzić szczegółów. -
Swoją drogą, gdzie tak właściwie jestem?
Gdyby się zastanowił to by się domyślił...może po prostu był leniwy.
-
Po drugiej stronie wrót, w świecie ograniczonym, lecz nieskończonym - zaśmiał się, zmieniając nieco ułożenie swego ciała na krześle. Tym razem oparcie nie służyło juz za podstawkę dla jego głowy, tym razem pomagało mu utrzymać łokcie na swoim miejscu.
-
Gdzie mam to zabrać? - spytał, mając na myśli oczywiście pakunek.
Nie miał pytań do gospodarza. Nawet nie był ciekawy z kim rozmawia. Ot, tak po prostu.
-
Tam gdzie będziesz i ty - gospodarz zaśmiał się. -
To prezent - dodał po chwili z zaciekawieniem badając reakcje niebieskowłosego.
Aladdyn zamrugał parę razy.
-
Oooh! - zadziwił się. Czy wspomniałem, że wyglądał na znudzonego? Chyba właśnie znalazł punkt zainteresowania.
-
Jesteś pan ciekawym osobnikiem. - przyznał siadając na dywanie. -
Miło z pana strony. - podziękował.
-
Tak długo czekałem, czym byłby mały prezent dla pierwszego gościa? - niebieskowłosy mogł przyznać że usłyszał szczerą odpowiedź.
Chłopak wpatrywał się w niego z uśmiechem przez dłuższą chwilę. Dłuższą niż dłuższa. Może nawet jeszcze dłuższą.
W końcu zapytał.
-
Chciałeś się tylko przywitać?
-
Możliwe. - odpowiedział spoglądając na swojego gościa. Przez każdą sekundę niepewności, oczekiwania na odpowiedź przyglądał się niebieskowłosemu, badając każdą jego reakcję.
-
Tak, to chyba dobre spojrzenie na nasze spotkanie - podsumował po chwili.
Między dwójką nastała cisza: gospodarz nie był pewien, czy powinen gnębić swego gościa, ten zaś miał go w głębokim poszanowaniu.
-
Wiesz, że na twojej drodze spotkasz wielu, którzy widzieli znacznie większe klątwy, niż ty kiedykolwiek zobaczysz? - tym razem zasiadający na krześle niczym znudzony władca na tronie rzucił kartą, którą z całą pewnością można bylo nazwać przetargową.
-
Spodziewam się. - odparł w prost Aladdyn. Po chwili zastanowienia stwierdził, że może rozwinąć swoją wypowiedź. Inaczej rozpocznie się kolejny koncert ciszy.
-
Z mojej orientacji wynika, że zostałem wyrzucony do miejsca na swój sposób przeklętego. Spodziewam się tutaj magii, technologii i kreatur poza moje obecne pojmowanie i wyobraźnię. Choć pewnie znajdują się gdzieś w odmętach mojej wiedzy. - Mówiąc to przetarł dłonią swoje czoło a następnie położył się na dywanie.
-
Ano...Ile tu na mnie czekałeś? - W sumie, to może wypadałoby wykazywać nieco więcej zainteresowania?
-
Przeklętego? - gospodarz zapytał zdziwony, ale i szczęśliwy z powodu naglego ożywienia swego gościa. -
Miejsce gdzie nie zaznasz braku wyzwań, spokoju, jak i znudzenia - nawet jeśli jego słowa zdawały się prowadzić polemikę z tym, co Jahir robił w najbliższej przeszłości, to miały w sobie dużo racji.
-
Wiedz, że tutaj twoja chęć zemsty zostanie wykorzystana do kresu jej możliwości - dodał po chwili z uśmiechem na ustach.
-
Pytałem już gdzie jestem ale nie podałeś mi nazwy. - spostrzegł Aladdyn -
W takim razie pozwolę sobie nazywać tą lokację Eden. - I tak właśnie brzmiało.
Świat perfekcyjny dla nieskończonych pragnień, miejsce idealne. -
Jeśli chcę się mścić, mogę się mścić. Jeżeli chcę się bawić, mogę się bawić...najpewniej gdybym lubił się nudzić i to nie zostałoby odmówione, prawda? - nie oczekiwał odpowiedzi. -
w rzeczy samej czuję się jak w raju. - przekręcił się twarzą do rozmówcy, leżał teraz na boku. -
Masz może dla mnie jakieś pomocne rady? - spytał swojego gospodarza.
-
Uważaj na neutralność. - powiedział coś, co dla nowego mieszkańca Edenu nie posiadało zbyt wiele sensu, a może zawierało wiedzę, którą zdobył już w poprzednim miejscu? -
Jeśli ktoś nie wie po której jest stronie, jest wrogiem - dodał po chwili.
Wróg...w jego wypadku nie było to złe. Mógłby mieć ich wielu. Choć najpewniej weźmie to sobie do serca i będzie podejmował szybkie decyzje.
-
Co jest na szczycie? - zapytał.
-
To zależy od tego, kto jest na szczycie - odpowiedział szczęśliwy nagłym ożywieniem rozmówcy.
-
To dziwny koncept. Wygląda jakby sama podróż na szczyt była tutaj nagrodą. - stwierdził nieco zamyślony. Teoretycznie zaczął się interesować poprowadzeniem jakiejś dyskusji ale jego gospodarz nie chciał, nie mógł lub nie potrafił wyjawiać żadnych szczegółów na temat czegokolwiek. -
Hmm...Ah, przepraszam! - przypomniał sobie. -
Na imię mi Aladdin. - przechodząc z leżakowania do klęczenia. -
Hmm...może zostaniemy przyjaciółmi?
-
Będzie mi miło, jeśli we wspomnieniach o mnie kolory będą przyjemne, pastelowe - gospodarz wykorzystał najwyraźniej wiedzę artystyczną by odnaleść poszukiwany przez niego epitet. Nawet jeśli uczucie, jakie chciał otrzymać od swego gościa było proste, on nie potrafił znaleść odpowiednich słów.
-
W końcu wątpię byśmy spotkali się w niedalekiej przyszłości - dodał po chwili nieco zamierzony. Wyraz jego twarzy wskazywał na wewnętrzną walkę, tak jakby coś pwostrzymywało go od wypowiedzenia następnej sentencji.
-
Hmmm? - Nieco zainteresowany Aladdyn starał się prowokować go do przekazania końca wypowiedzi. Widział te wahania i co prawda niezbyt go interesowało czy usłyszy resztę...ale zawsze był to jakiś punkt zaczepienia.
Pomieszczenie zaczynało ciemnieć, najwyraźniej czas przeznaczony tej dwójce przez nie znane im jeszcze istoty dobiegał właśnie końca.
-
Wiesz, że nawet Salomon nie - gospodarz chciał jeszcze coś powiedzieć, nawet wyciągnął w kierunku chłopaka rękę, tak jakby miało to pomóc mu zostać tutaj jeszcze przez chwilę. Niestety, tak jak w przypadku reszty śmiałków - “świat” zniknął, choć równie dobrze to tylko istota mogła się przemieszczać.
Aladdyn lekko się zasmucił.
Większość czasu w pomieszczeniu spędzili w głębokiej ciszy a koniec końców ich rozstanie pieczętuje przerwana wypowiedź.
Zaczął odczuwać drobne wyrzuty przez swoje niedbałe podejście do gospodarza.