Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2013, 21:55   #8
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Piętro 1

Makai
Gdy tylko wszystko zniknęło, szarowłosy znalazł się w pustce. W każdym kierunku rozciągała się pustka, absolutny brak przedmiotów, czy może nawet przestrzeni? Nawet czas zdawał się zatrzymać, zniknąć, więc nauka, która miała spłynąć na głodnego wiedzy chłopca brutalnie zatrzymała swój obfity prysznic, zaś jedynym, co ciągle rozbrzmiewało w jego głowie były kolejne słowa wypływające z ust Yozory. Teoria śmiałka, którego głównym, jeśli nie jedynym środkiem transportu, jakoby piętro miało się dopiero utworzyć miała w sobie ziarnko prawdy. Jednak, co takowego nie posiada?
Tym razem wszystko było znacznie ciemniejsze, tylko ułamki docierały do wzroku, jak i innych zmysłów stojącego na arenie testowej Makaia. Coś, najwyraźniej jego niemalże nieograniczona wiedza podpowiadała, a może nawet zapewniała go, że w przeciwieństwie do poprzedniego pomieszczenia – gdzieś tutaj czyha niebezpieczeństwo. Dopiero po chwili, gdy niepewnie omiótł wszystko wzrokiem zauważył nieśmiały blask z oddali. Personifikacja inteligencji, jaką niewątpliwie był chłopak, zauważyła światło odbijające się od stalowego grotu strzały. Ta zaś wystrzeliła w jego kierunku, przyśpieszając zgodnie z przewidywaniami swego celu.
Brak było kogoś, kto mógłby zauważyć teraz finezję z jaką niezdarny, posadzony na wózku cel zjechał z toru lotu, niemalże tak, jakby wiedział gdzie dokładnie ta uderzy. Jego wzrok z trudem zdołał uchwycić jeden z napisów znajdujących się na strzale:

„Kość”

Ot, jedno słowo które wpadło do umysłu chłopaka nasuwało tak wiele możliwości. Czyżby test, którego tak oczekiwał, o który niemalże prosił, miał okazać się zagadką? Najwyraźniej chłopak nie mógł zyskać od losu jeszcze więcej. Świst powietrza rozchodzącego się pod nieugiętym terrorem stworzonego ze stali grotu.

„Każda”

Cel nawet nie zadawał sobie zbyt wielkiego trudu w unikaniu nadlatującego ataku. Jego ruchy były kwintesencją minimalizmu. Jeśli do uniknięcia wystarczyło odchylić głowę w lewo, szarowłosy robił dokładnie to, zaś strzała tańczyła między jego włosami. Tym razem również uchwycił jedno, wspomniane już wyżej słowo.


Tym razem przed potomkiem świata pięciu osi pojawiła się mała, absolutnie biała kość, wyróżniająca się na tle reszty otoczenia... wszystkim. Przede wszystkim – arenie testowej brakowało ścian, granic, właściwie to czegokolwiek, poza wszechobecną czernią. Co zaś bardziej niż kontrast może podkreślić egzystencję jakiegoś przedmiotu? W okolicy przemknęła kolejna strzała: „Nagnij” - głosiło napisane na niej słowo.

Alladin

Bycie gościem u kogoś, kto zdawał się pochodzić z tego samego świata, być rodakiem dla strudzonego wiecznym mszczeniem śmiałka, nabrało znacznie więcej przyjemnych aspektów gdy tylko... przestało istnieć. W momencie, w którym spotkanie przeszło do przeszłości, stało się czymś wspominanym z lekkim żalem, ale i uważanym za w miarę pozytywne wydarzenie. Kto wie kim był ten tajemniczy sprzymierzeniec?
Dumny posiadacz niebieskich włosów znalazł się na piedestale, wywyższającym go ponad resztkę... pustki. Nawet jeśli podmiotowi testu mogło się wydawać, że nicość pełniła kiedyś rolę widowni, on zaś znajdywał się na swoistej scenie, czy może nawet arenie? Podłoże, po którym nieśmiale stąpał, zdawało się być zbyt czyste, niewinne, by być potencjalną areną. Dla sporej ilości wspinających się byłby to powód do radości – najwyraźniej miejsce to nie zostało stworzone do przelewania w nim krwi, do walki między dwoma osobnikami. Do starcia w którym ceną rzadko kiedy był tylko awans na wyższe piętro, zaś oglądający widowisko mistrz ceremonii nie zbliżał się w swej łaskawości do rzymskiego cesarza.
Podwyższenie było niewinne, zdawało się że pozwala na nieco łatwiejszą, szybszą koncentrację. Poczucie bezpieczeństwa emanowało niemalże z każdego, nawet najmniejszego fragmentu sceny, delikatnie kojąc zmysły znajdującego się nań śmiałka. Możliwe że minęła minuta, może nawet kilkanaście takowych, równie dobrze jednak czas mógł p prostu stać, omijać to miejsce. Przynajmniej póki na scenie nie pojawiła się dziwna, niepasująca do scenerii fioletowa kula.


Podążając za jej przykładem z nicości wyłoniły się ściany tego samego koloru. Każda z nich była w różnej odległości od sceny, zaś Alladin mógł przysiąc, że każda z nich w jakiś przedziwny sposób uśmiecha się do niego. Poczucie bezpieczeństwa zniknęło, wszystko ustępowało uczuciom zgromadzonym na tej ciemniejszej stronie ludzkiej duszy. Niebieskowłosy wykonał szybki obrót, chcąc zyskać pogląd na sytuację. Każda ze ścian posiadała inne, napisane wyjątkowo żywą czerwienią słowo.

„Środek”
„Zawartość”
„Zobacz”
„Otwórz”

Violet

W jej dawno opuszczonym świecie, miejscu, w którym była nim udała się do laboratorium, wobec którego szaleństwo nie było wystarczającym epitetem. Wręcz przeciwnie, zdawało się że mnogość znaczeń tego słowa mogła opisać tylko przedsionek podziemnego labiryntu z przeszłości, więzienia między czasami. W świecie kucyków istniały miejsca służące do zabijania czasu w grupie pozytywnych istot, zaś jednym z nich niewątpliwie była kręgielnia. Ograniczenie swojej percepcji to prostego układu: tor – kula – kręgle było wyjątkowo relaksującym zajęciem, pomagającym zapomnieć o nieszczęściach, które miały miejsce nawet w światach teoretycznie idealnych.
Może właśnie dlatego oczy Violet od razu poznały kulę z trzema dziurkami znajdującą się na lekkim podwyższeniu. W umyśle kucyka rodziło się wiele pomysłów, możliwości rozwinięcia się tej sytuacji, jednak w dziwny sposób żadna z nich nie zawierała najbardziej oczywistego zastosowania dla wywyższonego przedmiotu. Wręcz przeciwnie – każde z nich było inne, a niektóre sprawiały że ciarki przechodziło po ciele klaczy, sprawiając że niektóre z jej włosów zaczynały nieśmiało oddalać się od ciała, udając ucieczkę od miejsca, które już niedługo zostanie narażone na coś więcej niż fałszywe uczucie niebezpieczeństwa.


„Złap mnie jeśli potrafisz!” - napisany niebieskimi literami napis najwyraźniej został przetłumaczony przez kieszeń, bowiem ani jej oczy, ani magiczny róg nie zdołał ujrzeć pierwotnego kształtu informacji umieszczonym w powietrzu nad kulą do kręgli. Violet należała do mądrych kucyków i była tego świadoma, tak więc od razu była pewna tego, co stało się już kilka sekund później.
Czerwona kula ruszyła, staczając się z podwyższenia. Najwyraźniej była to wystarczająca szybkość potrzebna jej by aktywować magiczny, czy też stworzony za pomocą niezrozumiałej dla Violet techniki mechanizm. Żółty tor zaczynał kształtować się bezpośrednio pod powierzchnią kuli, nie dając żadnej możliwości, by normalne zmysły zdołały przewidzieć to, gdzie zostanie on stworzony w przeciągu kilku kolejnych sekund.
Coś, co znajdowało się na czole klaczy podpowiadało jej, że to nie koniec całej scenerii, co zostało potwierdzone przez słuch Violet. Dźwięk uciekającej kuli został zagłuszony przez zderzenie gigantycznego... kręgla oraz podłoża.


Reyner

Tym razem przed oczyma duszka pojawiło się tak wiele, by po chwili po raz kolejny pogrążyć go w ciemności. Najpierw, z urządzenia o którego istnieniu Reyner nie był świadomy, wyświetliło przed lalką, którą wziął ze sobą z pierwotnego świata ekran, a na nim pojawiały się kolejne informacje, podawane jednak w sposób nie tyle przyjemny, co po prostu najszybszy, najbliższy chociaż jednej z prawd i jak najmniej zmanipulowany przez dodatkowe epitety.



Zdjęcie małej i to nie tylko w kwestii wzrostu, co i wieku istocie, względem której nawet Ann zdawała się być przedstawicielem starszeństwa gatunku, który w mniemaniu Reynera zwał się „człowiekiem ludzi”. Większość informacji podanych obok podobieństwa żywej istoty zdawała się duszkowi zbędna, zbyt... niejasna. Co miały opisywać te słowa zapisane w rubryce „Uczucia”? Jedynym które mówiło mu cokolwiek była samotność. Brak innych.
Czymś, co było kolejną zrozumiałą dla duchowej istoty informacją było napisane nieco nad zdjęciem imię: „Leira”. Po raz kolejny do świadomości ducha wpadło kilka zbędnych, zupełnie niezrozumiałych dla niego wiadomości.
Swoistym podsumowaniem wszystkiego miał być podpis, oraz polecenie przekazane mu przez maszynę.

„Niech samotność będzie jej obca – Ann”



Baron Sapienza

Ten, który stał się świadkiem nieograniczonego potencjału słów, będąc mimowolnym obserwatorem tego, jak każde poszczególnego słowo zmieniało jego otoczenie. Oczywiście wszystko nie działo się gwałtownie, lecz dopiero po kilku chwilach, które zdawały się być godzinami, jednak jaką różnicę miało to dla kogoś, kto za sprawą pojedynczego słowa od wiecznego bytu zdołał ominąć czas na zawsze.
Rośliny powoli zmieniały swój charakter, pojawiało się coraz więcej wynaturzeń, takich jak wielkie tygrysy chodzące wokół wyznaczonego przez odległość swoistej łodygi będącej integralną częścią ogona stworzenia, przytwierdzającej ją do ograniczonego obszaru. Tym, co odróżniało ten organizm od jego ziemskiego pierwowzoru był brak jakichkolwiek dźwięków, zero pomruków, oraz innych tym podobnych sygnałów. Dodatkowo kolor, z racji niedoboru pigmentów, był całkowicie zielony. Na nic zdawały się tak piękne wzory stworzone przez naturę, jednak tym razem twórcą nie była wybaczająca wszystkim matka, lecz coś bliższego do poganiacza niewolników. Długie łodygi pięknych, orientalnych kwiatów dających temu miejscu niemalże nieograniczoną mnogość kolorów, ustąpiły miejsca smutnych, stwardniałych krzewów zawdzięczających swoją nazwę pierwszym ogrodzeniom – płotom.

Trawa szybko zamieniła się w pnącza, te zaś zaczynały oplątywać barona, robiąc to jednak całkowicie poza świadomością więźnia z wyboru. Mężczyzna zdał sobie sprawę dopiero gdy jego nogi zostały silnie oplątane, zaś zewsząd nadciągały kolejne, tym razem pokryte dziwną, żółtą substancją pędy.
Czyżby czempion Bastet miał zostać skazanym na coś więcej niż wieczne oczekiwanie i to tylko z powodu jego słów? Tym, co dawało nadzieję była przestrzeń, która dziwnie zagięła się w jednym z miejsc.

3 – głosił napis górujący nad ogrodem. Chwilę później ustąpił on miejsca małej, przejrzystej tabeli:
[Więzień – OK
Pani – OK
??? - OK]


Kenya – Shura

Ze wszystkich śmiałków to właśnie ta istota, zmieniająca sposób, w jaki postrzegają ją inny miała zadanie należące do... cóż, każde zadanie miało wyznaczyć śmiałkowi coś nowego, pokazać że nie wszystko jest takie, jakim zawsze się wydawało. Pierwsze z pięter miały przeważnie nieco ograniczony potencjał, testując tylko jedną, lub kilka z cech, nie zaś wszystkie równocześnie. Przynajmniej, o ile ktoś ma cokolwiek, co mógłby nazwać szczęściem. Czy tak było w przypadku Kenya – Shury?
Odpowiedź nigdy nie jest prosta, zaś udzielenie takiej, która w jednym słowie zamknie wszystko jest niemalże niemożliwe. Gdy bezpłciowa istota spojrzała w dół, to do jej świadomości dotarło, iż podłożem dla jego nóg był dziwny, nieco słoneczny dysk. Gdy tylko w grę weszły naturalne odruchy, a głowa zatańczyła na ciele, by omieść wszystko wszechpotężnym zmysłem wzroku, do jej świadomości dotarło istnienie kilku, rozrzuconych w każdym kierunku, zataczając niemalże koło wokół miejsca startowego dla Kenya-Shury.


Powietrze zostało gwałtownie rozcięte przez lecącą z ogromną prędkością piłkę, która, gdy tylko oddaliła się wystarczająco, znikając z oczu stojącego przed testem śmiałka zniknęła, by już po chwili wystrzelić w jego kierunku, jednak z nieco mniejszą prędkością. Szczęśliwie – refleks wystarczył, i ciało tego bytu nie zostało narażone na żadne rany.

Nad głową Kenya-Shury pojawił się znany już czytelnikom ekran, wyświetlający optymistyczną informację: „Pozostało 9 piłek”.



Istota

Tym razem pierwszym, z czego zdała sobie sprawę istota był kształt tego, w czym obecnie się znajdowała. Z całą pewnością była to struktura podobna do jej obecnego wyglądu – kuli, jednak znacznie, znacznie większa. Właściwie to... zdawało się że powierzchnia była nieograniczonej wielkości, zaś jedynym widocznym świadectwem tego, że nie jest ona poza czasem i miejscem, poza pływem wydarzeń, była świadomość innej istoty, która pojawiała się co kilka chwil w jednym, przynajmniej obecnie stałym miejscu.
Informacje, które przekazywała były za każdym razem inne. Raz zdawała się być tak podobna do wszechistoty, by w przeciągu kilku kolejnych sekund, podczas następnego przebłysku stać się jej dokładnym przeciwieństwem.

Najpierw tajemnicza niewiadoma prosiła o kontakt, niemalże nie mogła sobie wyobrazić tego, że ktoś odrzuci jej wołanie o bliskość. Smutny krzyk zdawał się rozchodzić w nieskończoność, prosząc wszystko, co może spotkać na swej drodze o najdrobniejszy kawałek ich uwagi, błagając tym samym o uwolnienie od ostatecznego więzienia samotności i rozpaczy.
Chwilę później jednak wołanie to zmieniało się w brutalny krzyk, który nawet istotę wprawiał w stan odrętwienia, zaś nawet najmniejszy ruch zaczynał sprawiać jej problem, tak jakby niektóre z tworzących ją mniejszości przestały być częścią większości.

Czy możliwe jest być w ogóle, jednak nie działać z nic, czy może nawet stawać się dziwną formą opozycji? Nic nie było pewne, jednak cząsteczka świadomości, która tak niedawno zasiliła strukturę tego bytu, zdawała się być myślącym dowodem tej właśnie tezy.


Silvo

Kruk pojawił się w miejscu tak dziwnym, obcym. Wszystko, co działo się odkąd przekroczył magiczne wrota, było nie do pojęcia. Jeśli jego zdolności oceny czasu były prawidłowe, to przez kilka dni znajdował się w niebycie, będąc tylko po to, by stwierdzić że z jego jestestwem jest coś nie tak. Zniknął on z okolicy biegu wydarzeń na chwilę, by pojawić się raz jeszcze gdy tylko pociąg pędzący po torach przeznaczenia potrzebował nowego pasażera. Nawet jego czarny płaszcz zdawał się istnieć tylko po to, by potwierdzać możliwość jego braku. Jednak gdy tylko pojawił się on z powrotem w metaforycznym pociągu przeznaczenia, przestało mieć to znaczenie.

Tym razem został on rzucony do pięknego ogrodu, który w przeciągu krótkiego czasu przemienił się z realnego Eden w coś znacznie gorszego, bliższego do efektu swoistej syntezy puszczy oraz głębszych kręgów piekieł – przedziwny labirynt utworzony z żywopłotów, oraz strażnicy, będący dziwną interpretacją gargulców strzegących kamienne monumenty. Możliwe że materiał miejsca, które pilnowały był tym, co musiało być głównym budulcem jego obrońców. Najprawdopodobniej przez to jego oko mogło uchwycić w tym miejscu okazy takie jak tygrys-roślina, czy nawet trzymetrowe golemy, będące dziwną formą tchniętej magią flory. Wszystko jednak zostało przysłonięte przez żywopłoty gdy tylko spadł na ziemię.

Jedynym, co teraz widział była droga przed siebie, oraz, co nieco bardziej intrygujące napisy zdobiące niebo. Do umysłu Silvy ze wszystkich stron docierały porównania unoszącego się w powietrzu ekranu do znanych mu z jego rodzimego świata telebimów. Ten zaś głosił następujące treści:

3 – ta pojedyncza liczba była tym, co pojawiło się jako pierwsze, by po chwili ustąpić miejsca dziwnej liście:
[Więzień – OK
Pani – OK
??? - OK]
 
Zajcu jest offline