Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2013, 02:58   #7
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Dzień mijał po dniu, a każdy oferował Felien Ruinthar nowe wejrzenie w życie ludzi. Specjalnie opuszczała elfi dystrykt Esgaroth i próbowała wmieszać się między nich obserwując życie różne od tego, do którego została przyzwyczajona, a jednocześnie na swój sposób interesujące. Budowało to pewien pogląd na rasę ludzi jako ogół. Oczywiście całkowite wmieszanie się było niemożliwe, jednak elfka dokładała starań, aby nie wyróżniać się zbytnio. W pewnym sensie przypominało to próbę ukrycia się podczas zwiadu, do czego przyzwyczaiły ją otrzymywane zadania i obowiązki. W tym wypadku jednak nie był to las, a i nie chciała całkowicie zniknąć lecz jedynie sprawić, aby uwaga nie była zwrócona na nią.
Ale przynajmniej to wszystko odciągało myśli.
Kiedy jednak powracała do elfiego dystryktu i zostawała sama za towarzysza obierała muzykę, wygrywaną na flecie, starając się oddać to, co nie zostało wypowiedziane.

***

Bystro spoglądać na świat jest pozytywna rzeczą, jednak nadzwyczaj trudna to sztuka, kiedy któryś tam dzień z rzędu rozpoczyna się słysząc wymówki. Owszem, rzeczywiście łódź została lekko uszkodzona, ale też naprawiona, zaś nikomu nic się nie stało. Jednak oczywiście ojciec miał swoja opinię, czerpiąc radość, że moze dogryźć nielubianemu synowi. Stąd Svein właśnie szedł z nosem spuszczonym na kwintę, jakby nie widząc wędrujących tłumów ludzi i nieludzi. omijał je raczej instynktownie, jak przystało na stałego mieszkańca Miasta na Jeziorze. Lecz do czasu …

Szedł oglądając własne buty oraz rozmyślając nad przyłączeniem się do jakiejś drużyny poszukiwaczy przygód, kiedy nagle jego czoło uderzyło w coś, znaczy, w kogoś. Nawet nie wiedział, któż to.
- Przepraszam bardzo pana, zamyśli … - podniósł czuprynę do góry. Podniósł i niemalże zamarł, gdyż to nie był ani pan, a nawet człowiek. Miał przed sobą nieznajomą elfkę. Jak wszystkie elfy była dziwnie piękna oraz dziwnie obca. - … znaczy panią … Naethen. Goheno nin - powtórzył przeprosiny po sindarińsku. Nie znał wprawdzie zbyt dobrze tego pięknego, śpiewnego języka, ale jako kupiec oraz miłośnik elfiej muzyki, potrafił się porozumieć na jakimś podstawowym poziomie. Wszak nie wiedział, czy owa nieznajoma zna westron, chociaż zdecydowanie wolałby mówić w swoim języku, jako ze po elficku, szybko brakowało mu słów, kiedy przychodziło do opisywania trudniejszych pojęć. - Svein i eneth nin - przedstawił się mając nadzieję, że nie ma mu tego pacnięcia głową za złe.
- Uuma dela. - odpowiedziała elfka przyglądając się młodzieńcowi - Felien i eneth nin. Rozważania w niczym ci nie pomogą, jeżeli zamkniesz oczy na świat młody Sveinie.
- Wiem, wiem - mruknął niespecjalnie umiejąc coś rozsądnego odrzec. Bowiem miał swoje problemy, jednak nie mógł nie zauważyć niezwykłego wdzięku elfiej dziewczyny - można bowiem kogoś trafić własnym nosem - przyznał. - Jeszcze raz przepraszam cię, pani Felien. Po prostu zastanawiałem się nad tym, co powinienem robić. I chyba wiem, będę rozglądał się za grupą poszukiwaczy przygód. Odmiana stanowcza to coś, co jest mi bardzo potrzebne.
Felien uniosła brew.
- Poszukiwaczy przygód? Sądzisz, że właśnie taka odmiana jest ci potrzebna? Z dala od rodziny, z dala od przyjaciół? - zaryzykowała pytanie.
- Zdecydowanie tak - potwierdził mocno, co dawało dosyć mocna podstawę do przypuszczeń, jakie posiada relacje rodzinne. - Poradzą sobie, natomiast przyjaciół nie mam tutaj. Jeden, starszy brat, zaginął kiedyś, zaś drugi przeniósł się do stolicy, do Dali. Zresztą lubię szlak, choć nigdzie, oprócz okolicznych ziem, nie byłem. no, nie licząc spływów rzeką, te rzeczywiście bywały nawet odległe. A dlaczegóż, pani, pytasz? - zainteresował się nieco zdziwiony.
- Widzę żeś młody. - stwierdziła - A decyzja, którą podjąłeś jest poważna. To nie jest jedynie radość podróży. Podróż ściąga niebezpieczeństwa. - zawahała się - Jednak skoro wybrałeś musisz zdawać sobie z tego sprawę oraz być przygotowany... i entuzjazm wszystkiego nie rozwiąże. - dodała z nutką... smutku?
- Miałem ledwie 12 lat, pani, kiedy byłem w Bitwie 5iu Armii. Pewnie, niewiele zdziałałem, jako taki dzieciak z łukiem, którego nie mieli czasu już odesłać na tyły, który zaś strzelał, ile sił, pewnie nawet kogoś trafiając. Od długich 10iu lat zaś wałęsam się po okolicach, bliższych oraz dalszych, najpierw przy bracie, potem innych. Wiem nieco więc o podróży, ale przyznaje, że wolę wyruszać pełen entuzjazmu, niżeli spuszczając nos na kwintę. Nie planuję także ruszać sam. Może znajdę jeszcze paru takich, którzy myślą podobnie. Wspólnie droga, nawet trudna, staje się jednak chociaż trochę łatwiejsza.
Felien uśmiechnęła się.
- W takim razie jedynie życzyć dobrych kompanów, na których zawsze można polegać. Zaufanie bywa bezcenne w podróży. - powiedziała i dodała jeszcze - Zanosi się na to, że ja też będę miała swoją podróż do odbycia. Oby twoja droga spełniła oczekiwania, jakie wobec niej posiadasz.
- Może wobec tego spotkamy się gdzieś na szlaku. Harthon gerithach raid gelin a melthin. Garo lend vaer - uśmiechnął się do elfki.
Felien odwzajemniła uśmiech.
- Suil vain, Svein. Harthon gerithach lend vaer. - po tych słowach skinęła głową swojemu rozmówcy i dalej ruszyła swoją drogą.

***

Felien powiedziała prawdę Sveinowi o oczekującej ją podróży. Już od pewnego czasu nosiła się z zamiarem odbycia podróży do Dali, jednak dopiero teraz postanowiła ten zamiar zrealizować. Pewien już czas była w Esgaroth, a i chciała nie tylko zobaczyć owo ludzkie miasto, ale także wziąć udział w obchodach Zgromadzenia Pięciu Armii, które miało odbyć się z końcem lata. Teraz znajdowała się na "Kaczuszce", ochrzczonym tak promie, na którym miejsce wykupiło także kilka innych osób, a na którym znajdował się także poznany kilka dni wcześniej Svein. Felien spod kaptura przyglądała się obecnym i przysłuchiwała się snutym opowieściom weteranów o Bitwie Pięciu Armii, które to opowieści wyraźnie fascynowały małego Javriego. Uśmiechnęła się nieznacznie, kiedy chłopiec nieśmiało pociągnął ją za rękaw. Delikatnie pogłaskała dziecko po głowie. Brała udział we wspomnianej Bitwie, jednak w pewnym stopniu nie było jej miłe dziecięce zafascynowanie wojną, nawet jeżeli wynikało z niewinnej ciekawości. Wojna i śmierć nie powinny być przyciągane do dzieci, chociaż nie miała złudzeń; był to niemożliwy do spełnienia zamysł.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 26-02-2013 o 03:11.
Zell jest offline