Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2013, 23:00   #9
Komtur
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Dwalin był w wieku najbardziej nadającym się na dalekie wędrówki. Cel ogólny miał jasno określony, ale gorzej było z wyznaczeniem sobie celu szczegółowego. Szczęściem dowiedział się o tej starej mapie i już wiedział co ma robić. Tak więc najpierw postanowił mapę kupić. Oczywiście wiązało się to z wyjazdem do Esgaroth, ale nie był to przecież żaden problem. Gdy okazało się, że mapy nie ma już w mieście i że jej właścicielem jest teraz jakiś tajemniczy Beoring, jedyną słuszną decyzję jaką krasnolud mógł podjąć w tej sytuacji, było podążenie jej śladem. Problemem do rozwiązania była kompania, a raczej brak. Towarzyszył mu co prawda Valbrad z Dali, ale dwóch to było o wiele za mało na podróże po niebezpiecznych szlakach Śródziemia. Gdy los pokierował ich na prom dumnie nazwany "Kaczuszką", Dwalin bacznie obserwował współpasażerów, próbując ocenić czy któryś z nich nie nadaje się czasem do wspólnej kompanii.

Gdy Eingulf skończył śpiewać o Bardzie i jego strzale, rozejrzał się po reszcie obecnych na łodzi.
- Równie dobrze mogę wyjąć piszczałki, kto chętny na tany na wodzie? Czy komu w duszy co gra, mówcie, może i to zagram. - Wyszczerzył się w uśmiechu Leśny Człowiek.
Brann wsłuchiwał się w pieśń towarzysza. Gdy ten skończył odparł.
- Na razie może wystarczy, Ogarze. Rad bym posłuchać wieści z dalekich krain. Najlepiej tych prawdziwych. Ktoś wie co się dzieje na Południu lub Północy? Gdzie teraz zbierają się armie, czy jest złoto w Górach Szarych?
Dwalin zignorował pytanie malca, natomiast chętnie skomentował ciekawość “leśnego człowieka” - Śpieszno ci zostać bohaterem, czy może chcesz się szybko wzbogacić?
W odpowiedzi Brann błysnął w nieznacznym uśmiechu. Przez chwilę lustrował spokojne wody Długiego Jeziora. Dopiero wtedy odparł.
- Mistrzu krasnoludzie. Ani to, ani to. Prawda jak zwykle tkwi pośrodku. Chcę zarobić, ale nie chcę zaraz potem zginąć. Nie pójdę tam, gdzie bieda aż piszczy. A pytam Was, bo nigdy nie widziałem biednego krasnoluda...
- Toć w dobrym kierunku zmierzasz. W Dali potrzeba rąk do pracy, a tamtejsi rzemieślnicy płacą godziwie, szczególnie tym którzy roboty się nie boją - krasnolud odpowiedział z przekąsem, mrużąc przy tym oko i bacznie obserwując Branna. Wyczuł że ten człeczyna, raczej nie zechce osiedlić się w mieście na dłużej.
Nie zbyt fortunny początek znajomości z człowiekiem z południa, przerwało wystąpienie najprawdziwszego niziołka.

Hobbit wstał z ławeczki i ukłonił się wszystkim z przesadną wręcz grzecznością i kurtuazją.
- Witajcie zacni podróżnicy, jam jest Doderick Took. Hobbit, jak widać. - uśmiechnął się wesoło puszczając kolejne dymne kółko - Słyszę, że o przygodach jakiś tutaj rozmawiać, wszak wiadomo, że jak skarby, bogactwa, toć i przygody. Nieprawdaż? Tak się właśnie składa, że macie przed sobą wielkiego poszukiwacza przygód i odkrywcę. Co prawda jeszcze żadna wielka przygoda mnie nie spotkała, ale to tylko kwestia czasu uwierzcie mi. Nie minie rok, dwa, jak o Dodericku będzie głośno, oj naprawdę głośno.
Po tym jak się przedstawił, hobbit usiadł ponownie na ławeczce i zapytał:
- To powiedzcie mi moi mili. Dale, to chyba dobre miejsce na rozpoczęcie wielkiej, epickiej przygody, prawda?
- W Dali może cię spotkać wszystko, mości hobbicie, także przygoda lub początek wielkiej wyprawy - uprzejmie odezwał się młody mężczyzna, który stał na boku dotychczas, przysłuchując się wyłącznie rozmowie - to miasto króla, ale nie tylko. Także dróg, które prowadzą do Ereboru oraz znacznie dalej. Przynajmniej tak mawiał mój brat, że chociaż się niewiarygodne wydaje, ta scieżka, która zaczyna się pod mostem miejskim … dokładnie ta sama, prowadzi daleko, daleko, aż do twojego kraju na zachód. Jeśli jednak pójdziemy nieco inną drogą, skierujemy się na południe, wzdłuż nurtu Wielkiej Rzeki Anduiny. Nie wątpię, że identyczne jest w królewskim mieście. Pozwólcie państwo, że się przedstawię, Svein do usług, pochodzę stąd, z pięknego Esgaroth - skłonił się wszystkim. - Zaś co do przygody, rozumiem cię, sam zresztą także poszukuję solidnego towarzystwa na szlak.
Hobbit ucieszył się na te słowa.
- Dobrą zatem decyzję podjąłem, by udać się do tego miasta. A na tym całym zgromadzenie, to pewnie wiele znacznych osób przybędzie. Będzie szansa, by się światu pokazać. A ty czcigodny Sveinie, masz jakieś plany, czy podobnie, jak ja zdajesz się na los i idziesz tam, gdzie cię nogi poniosą?
- Właściwie nie jestem pewny, panie Tooku - przyznał nieco zakłopotany Svein. - Jednak jeśli poczuł pan zew dalekich szlaków, to muszę powiedzieć, że chyba podobnie ze mną … Wreszcie kiedyś trzeba. Aaa, prawda, czy przybywa pan z samego Shire, czy ma pan może jakieś informacje o zacnym Bilbo Bagginsie? Jak pan zdołał zauważyć, pański rodak cieszy się tutaj niekłamanym szacunkiem.

Słysząc pytanie na temat Bilbo Bagginsa, Doderick wyprostował się i przyjął o wiele odpowiedniejszą pozą do kulturalnej rozmowy. Hobbit przyłożył fajeczkę do ust i mocno się zaciągnął. Wpuścił długi snop dymu, który po kilku sekundach zaczął się wić niczym żywy wąż.
Następnie Took wypiął pierś i rzekł:
- Bilbo Baggins to mój kuzyn. - tutaj zrobił teatralną pauzę i obserwował słuchaczy - Daleki, co prawda, ale kuzyn. Ja mieszkam w Pilckaton nad jeziorem Evendim. To niewielka, ale niezwykle urocza miejscowość, pełna życzliwych i niezwykle czcigodnych obywateli. Pech w tym, że większość z nich, to straszni nudziarze. Siedzą w tych swoich norkach, pichcą pyszne dania i palą fajkowe ziele. Żadnego z nich nie ciągnie na szlaki, ani do jakichkolwiek przygód. Przegonienie zająca z kapusty, to dla nich już wyczyn niemalże epicki. A nasz kuzyn, czcigodny Bilbo, pokazał przecież, że także hobbit może być bohaterem. I ja zamierzam iść w jego ślady. Pragnę dowieść, że hobbici to nie tylko nudziarze, wyśmienici kucharze, żarłoki i lenie, ale także odkrywcy, poszukiwacze przygód i bohaterowie. Musisz wiedzieć, drogi Svein, że choć wyglądam niepozornie, to mam wiele talentów. - zakończył z dumą w głosie hobbit.
- Ano, że wzrost nie zawsze wyznacza progi dzielności udowodnił nie tylko Bilbo - przyznal Svein - ale chociażby krasnoludy. Niby niższe nieco od ludzi, ale pewnie niewielu jest takich, którzy odważyliby się krzywo spojrzeć na mieszkańca Ereboru. Choć pewnie po prawdzie dlatego, że szerokość krasnoluda w barach jest niewiele mniejsza niż wzrost, zaś siła godna pozazdroszczenia. Ale ale, cieszy mnie, że panu Bagginsowi się wiedzie. Natomiast co do talentów, cóż, jestem, albo lepiej, próbuję być wojownikiem i wierzę, że taki ktoś, kto umie utrzymać miecz, może się także przydać w jakiejś drużynie. Jakbyś słyszał, cny panie o jakiejś grupie potrzebującej silnej ręki, będę wdzięczny za danie znać. Chyba, ze no … chyba, że razem możemy coś spróbować. Czy można wiedzieć, jakież talenty pan sobą reprezentuje?
- Ekhem, przepraszam że się wtrącam - przerwał im konwersację niski głos Dwalina - ale rozmawialiście tak głośno, że nie sposób było zignorować tego co mówiliście. Tak się dziwnie składa że ja Dwalin syn Ginnara - tu ukłonił się nisko - i mój znajomy Valdbrand z Dali szukamy uczciwych towarzyszy podróży. Nie mamy w zasadzie określonego jeszcze konkretnego celu, choć obecnie podążamy śladem pewnej starej mapy. Wiadomo że podróże choć łatwiejsze niż dawniej, do prostych nie należą, więc im nas więcej tym lepiej.
- Mości Dwalinie, panie Valdbrandzie, co do tego nie mam wątpliwości, że kilka mocnych ramion oraz bystrych umysłów lepiej sobie poradzi, niżeli samotnik, czy nawet para. Osobiście radbym niezwykle ze wspólnej przygody. Ponieważ zaś celu jakowegoś nie mam, może być mapa. Wszak opowieści mówią, że to mapa wskazała zacnej kompanii drogi do Ereboru - Svein popatrzył na krasnoluda, gdyż chociaż rzeczywiście takich opowieści krążyło sporo, jednak nie wiadomo było, które są tymi prawdziwymi. - Mości Took szedł wprawdzie do stolicy, szukać przygody, ale skoro przygoda sama znalazła go na Długim Jeziorze, to czemu by nie spróbować … - przerwał na moment. Wprawdzie nakłaniać go nie chciał, ale rzeczywiście ucieszyłby się, gdyby hobbit także przyjął propozycje krasnoluda. - Może zresztą jeszcze znajdzie się ktoś jeszcze.
- Ależ pan Took wcale nie musi zbaczać z drogi. Mapę miałem zakupić u kupca w Esgaroth, ale niestety sprzedał ją wcześniej jakiemuś beoringowi, który z tego co się dowiedziałem zmierza właśnie do Dali.

Felien dłuższą chwilę przysłuchiwała się jedynie rozmowie. Zerknęła na hobbita, który poszukiwał przygody swojego życia, jak i na Sveina szukającego towarzystwa do podróży. Obaj wydawali się zdeterminowani, aby osiągnąć te cele.
- Przygoda przyciąga niebezpieczeństwo, więc dobrze, że przynajmniej podróż nie będzie samotna. - odezwała się elfka, po czym skłoniła głowę - Felien Ruinthar. Również kierowałam się do Dali, które to miejsce najwyraźniej jest celem dla kilku z nas.
Słysząc wzmiankę o mapie, Doderick aż się zakrztusił fajowym dymem. Podskoczył na ławeczce, której siedział i głośno odkaszlnął.
- Stara mapa...- zamyślił się na chwilę i mimo kaszlu, niemal instynktownie znowu pociągnął z fajeczki - To wspaniale. Możecie na mnie szlachetni panowie liczyć. I choć jak zauważył mości Svein, żem małego wzrostu, to odwagi i hartu ducha mi nie brakuje. I zapewniam was, że nie będę kłodą u nogi w waszej drużynie, a wręcz przeciwnie wesprę ją najlepiej jak umiem. A wiedzieć musicie, że tropić i śledzić potrafią, jak i niebezpieczeństwo z daleka wypatrzeć.
Svein spotkał już wcześniej Felien w sposób dosyć uderzeniowy, mianowicie trafiając nosem pomiędzy jej łopatki, kiedy pogrążony myślami przechodził ulicami Esgaroth. Wymienili kilka miłych zdań, ot tyle. Chociaż nie da się zaprzeczyć, że piękna oraz pełna niezwykłego wdzięku dziewczyna, niezwykle wyróżniała się spośród tłumu innych pasażerów. Teraz jak widać, Felien chciała się dołączyć do drużyny. Wspominała nawet o takiej możliwości podczas ich poprzedniego spotkania. Nie liczył jednak na tyle farta, że będzie chciała się przyłączyć do tej właśnie kompanii. Toteż deklaracja elfki niezwykle chłopaka uradowała. Obawiał się co najwyżej odzewu przedstawiciela krasnoludów, którzy reagowali dosyć różnie na przedstawicieli najstarszej rasy. On jednak nie miał jakichkolwiek obiekcji.
- Czyli drużyna się kształtuje - oznajmił radośnie słysząc deklarację elfki oraz hobbita.

Milczący do tej pory Brann, przysłuchiwał się rozmowie przymusowych towarzyszy podróży na barce. Wtem, ni stąd ni zowąd, instynktownie poczuł, że tu i teraz dzieje się coś niepowtarzalnego. Na dźwięk słowa “drużyna” przebiegł go dreszcz po karku.
- Panie krasnoludzie - zwrócił się do Dwalina. - Również żem ciekawy, tej mapy. Powiedzcie coś więcej, by przeprawę wodną umilić. Mogę pomóc, jeśli na końcu tułaczki jakaś przednia nagroda na nas czekać będzie. Nie dajcie się prosić.
- Ha, to czy będzie nagroda to zagwarantować nie mogę - dzięki leśnemu człowiekowi krasnolud nie zdążył skomentować, co myśli o elfach w drużynie - Stara to podobno jest mapa należąca do mego ludu. Tenże beoring suto za nią zapłacił, a więc sprawa może być zyskowna.
- Może zyski nie są najważniejsze przy wyprawie, ale niewątpliwie stanowią miły dodatek - przyznał Svein, jak przystało na potomka rodziny mieszczańskiej. Cóż jednak, wyjście cało oraz podróżowanie przy prawdziwie dobrych kompanach stawiał wyżej, niżeli pieniądze.
.
Valbrand na razie jedynie się przysłuchiwał rozmowie, pozwalając Dwalinowi zająć się rekrutacją towarzyszy. Spojrzał na ciekawskiego malca i uśmiechnął się spokojnie.
- Ano, wałczyłem w Bitwie Pięciu Armii. Zabiłem kilkanaście orków, widziałem wielkie Orły i ogromnego niedźwiedzia. Masz szczęście smyku, że król Bard, król lasu i krasnoludy zjednoczyły się przeciwko tym parszywym stworom.
Chłopcu zabłyszczały oczy.
- A ilu orków pokonałeś panie? - zapytał nie dając zamyślonej matce ulizywać i gładzić jego długich, jasnych loków, dyskretnie przesunąwszy się od niej bliżej Valbranda.
-Traci się rachubę po pierwszej dziesiątce. Utłukłem warga wraz z jeźdźcą, kilkunastu piechurów. W takiej bitwie nie liczysz ile zabiłeś mały, tylko błagasz los, aby kolejni nie zjawili się w twojej okolicy.
- Bitwa rzeczywiście była wielka - przyznał Svein a malec obrócił ku niemu zaciekawioną twarz. Syn Gundruta mając 12 lat po prostu uciekł do wojska z obozu uciekinierów Esgaroth. Tam trwała już niemal walka i zwyczajnie nikt nie miał możliwości go odesłać. Dlatego także wziął udział w walce, strzelając z niewielkiego łuku, który jednak mógł wystrzeliwać pociski raniące wrogów. Tym bardziej, że atakujące grupy goblinów, czy wargów stanowiły cały tłum. Nie trzeba było nawet specjalnie celować. Natomiast szczerze mówiąc, z samej bitwy zapamiętał przede wszystkim wielki hałas, huk niemal, okrzyki, potworny chaos oraz determinację ludzi, krasnoludów, elfów. Pamiętał widoki, które mogły przestraszyć wielu dorosłych, doświadczonych wojowników. Faktycznie, szczęście, że wszyscy się zjednoczyli. - Dobrze, że to już ileś lat minęło. Dobrze, że orki, czy wilki nie chadzają już takimi watahami, jak niegdyś bywało - faktycznie bowiem, podczas bitwy poginęła wielka ilość wrogów.
Hobbit słuchał uważnie słów wypowiadanych przez towarzyszące mu osoby. Wyglądało na to, że szybciej niż przypuszczał znalazł towarzyszy do wspólnego podróżowania.
- Wojna, to nie jest nic dobrego - rzekł filozoficznie Doderick - Fakt, że wsławić się na niej można, ale lepiej o niej czytać, czy też słuchać opowieści niż brać w niej udział. Rozsławić swoje imię można także nikogo nie zabijając i nie siejąc zniszczenia. I ja mam taki zamiar. A coś mi się zdaje, że w takim zacnym gronie na pewno przyjdzie to nam z łatwością. - uśmiechnął się na koniec i puścił kilka kółek z dymu, które zaczęły tańczyć wolno na wietrze.
- Zacny panie Tooku, może masz rację - powiedział wątpiąco Svein - ale opowieści mówią, że nawet mości Bilbo musiał od czasu do czasu używać miecza. Nie wiem wprawdzie, czy te opowieści o trollach, których ponoć ubił kilka tuzinów, oraz innych stworach są prawdziwe, ale całkiem możliwe, że my jednak będziemy musieli użyć oręża. Siać zniszczenia pewnie nikt rozsądny nie zamierza, ale jak wróg atakuje, ciężko bronić się wyłącznie słowem. No, ale faktycznie, może rzeczywiście akurat nam się uda jakoś ominąć niebezpieczeństwa. Natomiast co do bitwy - odwrócił się do chłopca, który zainteresował się jego słowami - była wielka oraz zażarta. Król Bard dowodził wtedy oddziałem z Esgaroth. Głównie łuczników. Salwy strzał raz za razem odpierały ataki goblinów oraz wargów. Ale wygraliśmy dlatego, że wszyscy włączyli się do boju. Gdyby zabrakło chociaż jednego krasnoluda, elfa, czy orła, wynik mógłby być inny. Dlatego warto cenić sobie dobrego sojusznika oraz przyjaciela. Właśnie bowiem to będzie świętowane przecież - wspomniał organizowane w Dali uroczystości rocznicowe oraz spojrzał na Valbranda z rzeczywistym podziwem. Svein stanowił kogoś podobnego do “syna pułku”, który starał się pomóc nieco ze swym łukiem, ale starsi od niego walczyli na pierwszej linii. Tam rzeczywiście było bardzo gorąco.
Eingulf podrapał się po głowie, słyszał sporo zachęcających słów, nawet jego znajomy z krawędzi puszczy się zadeklarował, na dobrą sprawę chwilowo nie kierował się w żadnym konkretnym kierunku poza Dalą.
- Też się z wami przejdę, w większej grupie zawsze raźniej, a jakby ktoś przypadkiem kości połamał, to go najwyżej poskładam. - Wyszczerzył się w uśmiechu Ogar.
Felien przysłuchiwała się zgromadzonym zastanawiając nad ich motywacjami. Najwyraźniej przynajmniej części spodobała im się wizja podążenia w poszukiwaniu mapy, zaś samą elfkę niezbyt ona interesowała, a jedynie wychodziło na to, że cała grupa podążałaby, jak i ona, do Dali.Tym niemniej interesujące było, jak zupełnie przypadkowa grupa wydaje się połączyć z powodu mapy, o której niewiele wiadomo. Dodatkowo możliwe było, iż przynajmniej szlak połączy elfa i krasnoluda, co na razie Felien wolała pominąć milczeniem. Co z tego wyniknie miało się dopiero okazać.
- Ktoś taki zawsze się przyda, mości panie - zadowolony Svein zwrócił się do Ogara - wprawdzie także potrafię co nieco ran zaleczyć, ale lepiej mieć kogoś bardziej obeznanego. Nie mniej, jakby trzeba było, chętnie pomogę. Czy bańki, czy pijawki, czy łapsko złożyć łubkami, dałoby się zrobić - przeciągnął się rozglądając po pozostałych. - Czyli jest nas tutaj już całkiem niezła gromada.
Widać było, że Esgarotczyk jest naprawdę uradowany. Dla niego mapa stanowiła raczej nie przygodę samą w sobie, ale pretekst do wspaniałej wyprawy. Któż bowiem wie, gdzie pokierują ich dalej kroki. Wszak ścieżki, czy to skierowane ku Dali, czy do Mrocznej Puszczy kręte są oraz prowadzą niekiedy dalekim szlakiem długiej, nieraz latami trwającej, niezwykłej wędrówki.

Dwalin uważnie przysłuchiwał się rozmowie, zwłaszcza gdy temat zszedł na Wielką Bitwę, ale już się nic nie odzywał, choć sam brał w niej udział. Wszystko okaże się na szlaku, co i ile, każdy z nich jest wart.
 
Komtur jest offline