Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2013, 02:27   #105
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Zdawał sobie sprawę, że nie ma wiele czasu. Omiótł wzrokiem cały gabinet po czym szybkim krokiem ruszył w stronę biurka. Papiery po niemiecku i po łacinie, stemple, kałamarz, pióra, jakieś kluczyki samochodowe, zapalniczka z symbolem podobnym do tego na sztandarze. Beniaminek zgarnął do kieszeni kluczyki i fikuśną zapalniczkę i wziął się za szuflady. Zamknięte, ale nie w sposób, z którym nie poradziłby sobie solidny wojskowy nóż.
Tu także nie było ani śladu po dzienniku. Było coś innego. Akta ze zdjęciami. Dziwnymi zdjęciami. Były na nich jakieś dziwne, owalne urządzenia latające, były rozkładające się zwłoki ubrane w oficerskie mundury, które zdawały się stać i chodzić o własnych siłach... a to zasadniczo dopiero początek długiej kartoteki. Nie miał wiele czasu na przyglądanie się, ale pierwszy rzut oka wystarczył, by zrozumieć, że albo ma w rękach coś cholernie ważnego dla losów całej wojny, albo urzędujący tu człowiek to kompletny wariat.
Na wszelki wypadek zgarnął papiery w jedną teczkę i wpakował do chlebaka pod płaszczem.

Za portretem Hitlera natrafił na sejf. Porządny, solidny, wbudowany w ścianę, zamykany szyfrem. W bardziej komfortowych warunkach, być może pół godziny pracy Sprzęgła. Nie mieli tyle czasu. Nie mieli też żadnych ładunków wybuchowych. Ani jednego zasranego granatu. Beniaminek zaklął. Stary dureń, jak mógł nie pomyśleć o czymś tak oczywistym. Może gdyby zaczepić linę do samochodu...

Trzask! Na korytarzu, gdzieś od strony wejścia do piwnicy. Beniaminek usłyszał cichy huk. Jakby ... odgłos zatrzaskiwanych drzwi. A potem, dosłownie chwilę później, od strony głównego wejścia uszu Beniaminka dobiegł głośny, ostrzegawczy krzyk.

- Gdzie jesteście!? Musimy wiać!! Szkopy jadą !!

Co u licha Doktorek robił we wnętrzu willi? Gdzie Tunia? Pojechała sama? Dużo pytań i kompletnie zero czasu na ich zadawanie. Beniaminek wypadł z gabinetu bocznymi drzwiami, od razu łapiąc za MP40 leżącego strażnika, krótko ogarnął wzrokiem sytuację. Dziewczynka była ranna. Poważnie. Zarobiła w szyję i straciła kupę krwi. Żyła, ale bez natychmiastowej pomocy chirurga będzie po niej. W jego głowie w ułamku sekundy przebiegło kilka wersji zdarzeń następnych minut, żadna nie była zachęcająca, ale chyba miał już plan. Byćmoże będzie to najpodlejszy uczynek, jaki zrobił w życiu, ale nie widział teraz innego wyjścia.

- Będziecie za wolni. Przejmuję dzieciaka. Wy jak najszybciej uciekacie poza dzielnicę kanałami, ja postaram się zniknąć im z oczu i dotrzeć inną trasą. - Beniaminek przerzucił szmajsera przez ramię, a następnie wcisnął torbę wypchaną papierami w ręce Doktorka - Pilnuj jak oka w głowie. Dajcie mi dziewczynę i do kanału! Wszyscy! Już!

- A czy nie lepiej zabrać ją stąd kanałami? - Stryj oddał dziecko, ale widać było, że coś mu w tej sytuacji nie grało. Bystry chłopak. Daleko zajdzie. Byćmoże właśnie dzięki temu, że nie obejrzy, tego, co wydarzy się tu za chwilę.

- Są zalane. Z ranną nie dacie rady. - Wymówka. Choć nie da się ukryć, że zapewne była to prawda. Beniaminek przełożył dziecko przez ramię i objął lewą ręką, jak kota albo naramienną torbę. Jęknął z wysiłku, ale utrzymał równowagę. Wolną ręką zerwał ze ściany lampę naftową z wyraźnym zamiarem roztrzaskania jej o podłogę. - Zrobię trochę zamieszania i znajdę inną drogę. Uciekajcie! To rozkaz! Już!

- Tak jest ! - Rzucił Stryj i posłusznie rzucił się do ucieczki.
Doktorek chciał chyba jeszcze coś jeszcze powiedzieć, ale wydukał tylko "Ale...", po czym ruszył za Stryjem.
Mazur na ułamek sekundy zawiesił wzrok na odbiegających. Potem na dziecku. I już wiedział, że mu się nie uda. Szlag. Aż do tego momentu plan Beniaminka był bardzo prosty. Powstał właściwie bez udziału świadomości, podpowiedziany przez smutne doświadczenie i nieubłaganą taktyczną logikę. Spławić oddział, zabić Sybillę, spalić dom, uciec kanałem jakąś minutę za towarzyszami broni. Morale jednostki ocalone, niebezpieczny świadek, a za nim cały przeciek zlikwidowany, dziennik zniszczony razem z całym budynkiem. Oddział z dużym prawdopodobieństwem wychodzi z tego bez szwanku. Misja wykonana.

“A czy nie lepiej zabrać ją stąd kanałami?”

Ten ton. To spojrzenie. Było w nich coś, co w ułamku sekundy obudziło w duszy Piotra jakiś kawałek duszy, który niemal już zamordowały lata wojen. Raz obudzona iskierka człowieczeństwa nie dała się już zdeptać.

- Niech cię jasna cholera, gówniarzu! - warknął Beniaminek ciskając naftową lampą w podstawę schodów. Pospiesznie zerwał z wieszaka nazistiowski płaszcz i czapkę. Nowy plan powstawał w trakcie jego wykonywania. Sybilla nie przeżyłaby kanałów, nie przeżyłaby prowizorycznej operacji na miejscu, potrzebowała pieprzonej karetki. Teraz. Natychmiast. Samochód. Oficerski mercedes. Stał z boku, przytulony do ściany budynku. Przeoczył go w trakcie rozeznania, ale mignął mu, gdy pomagał Doktorkowi sprzątać ciała. Kluczyki do niego - zgarnięte z biurka w gabinecie - tkwiły już w jego kieszeni. Dopamina niemal zalała jego mózg rozważając warianty, podczas gdy ciało automatycznie biegło sprintem korytarzem willi roztrzaskując kolejne lampy na ścianach. Gdy dopadł drzwi wyjściowych miał już ogólną wizję. Plan z kategorii tych, które pokolenie Stryja, Doktorka i Tuni nazwałoby brawurowym, a pokolenie Beniaminka, Sprzęgła i Tarczy - kretyńsko ryzykownym. Potrzebował kierowcy.

- Sprzęgło! Wróć!
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 02-03-2013 o 02:38.
Gryf jest offline