Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2013, 18:46   #10
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację







Opowieści o Wielkiej Bitwie snuły się nad wodą spływając z ust weteranów, lecz o wiele bardziej krwawo jawiły się w niewypowiedzianych obrazach wspomnień. Śmierć tamtego jesiennego dnia kosiła swe żniwo nie wybierając między ludźmi, elfami, orkami i zwierzętami. Ziemia u stóp Samotnej Góry przyjęła tyle krwi! Dym i ogień. Ciemne od chmary nietoperzy niebo. Dziki zapach wilczej sierści. Okrzyki bitewne ludzi i elfów mieszane z gardłowym rykiem tysięcy orczych gardeł. Melodia rogów mieszała się z bębnami przy akompaniamencie dźwięków stali o stal. Brzęk zbroi, dudnienie tarcz, świst strzał. Przeciągły jęk, urwany krzyk, rzężenie i płacz umierających, krztuszących sie krwią. Echo bitewnej wrzawy jakby sennie wciąż trwało gdzieś w oddali, na tle samotnego szczytu Ereboru. Walczący zmagali się ze sobą jak niegdyś. W wielkim przymierzu. W wielkiej nienawiści. Góra wyrastała pośród równiny na północy. Samotna, potężna i niewzruszona. Taka sama jak wtedy.

Błękit nieba dotykał wodnego horyzontu z majaczącą sylwetką Samotnej Góry na północy, kiedy „Kaczuszka” wypłynęła w rejs z Esgaroth. Czerwona łuna zachodziła nad lasem, kiedy w oddali, u ujścia Celduiny, oczom podróżników ukazała się mała zatoczka na szuwarowym brzegu. Drewniane molo zawieszone kilka stóp nad falami było w kształcie podkowy, której ramiona pomostami wychodziły w głąb Długiego Jeziora, a grzbiet biegł wzdłuż zachodniej plaży. Adalroda i Juti przy pomocy Sveina sprawnie przycumowali prom do wystających znad tafli, wbitych w dno pali. Na wodzie, przywiązana do pomostu, kołysała się łódź wiosłowa oraz, podobnych „Kaczuszce” rozmiarom, prom.

Właściciel przybytku o imieniu Aesvi, wspólnik Gundruta Przewoźnika, używał podłużnej łupinki, mogącej pomieścić tuzin ludzi, do przeprawiania się na wschodni, oddalony o pięć mil, brzeg. Większa barka za zadanie miała kursować głównie ku Esgaroth, rzadziej w górę Celduiny ku Dali.

Kilkadziesiąt kroków od przystani, na niewielkim pagórku, stała przysadzista karczma „Smoczy Łeb”. Składały się na nią trzy, przytulone do siebie budynki. Główna izba o stromym spadzistym dachu, gdzie podróżni goście spali i jedli. Mniejszych rozmiarów stajnia dla koników i kuców oraz szopka, gdzie karczmarz trzymał kilka prosiaków i tuzin kur. Drewniana zagroda okalała obejście i sięgała nie wyżej pasa dorosłego człowieka. W sam raz tyle, by drób nie przeskoczył jej łatwo.

Karczma powstała po śmierci smoka Smauga. Korzystali z niej głównie podróżni w drodze do Esgaroth, Dale lub Samotnej Góry lub dalej na wschód ku Żelaznym Wzgórzom. Dzięki swemu położeniu oraz sprawnym środkom transportu, karczma zapewniała najwygodniejszy sposób przemierzania droga wodną, nie mając na dodatek w okolicy konkurencji. Kuchnia żony karczmarza słynęła z pysznych potraw drobiowych i jajecznicy na boczku. Miejsce przyciągało również kupców i myśliwych, którzy przy ciepłej strawie mogli wymieniać się towarami oraz informacjami. Ceny posiłków, noclegów i rejsów były przystępne a pogodny karczmarz Aesvi był znany z uczciwości i dobroci serca. Nie odmawiał tym, którym w życiu nie poszczęściło się przenocować w stajni. Nawet nakarmił nie upominając się o zapłatę.

Wysiadłym na molo pasażerom oraz przewoźnikom „Kaczuszki”, dosyć jednak szybko okazało się, że nie wszystko zdaje się być z tym miejscem w porządku. Cisza wisiała na szuwarami mącona jedynie szemraniem listowia, jakby nie przyjemnego szeptu, lecz to tylko wiatr je smyrał.

Doderick Took krocząc do brzegu zauważył ślady krwi na drewnianej kładce. Nie umknęło to też uwadze Eingulfa, który na dodatek, pochylając się ku wodzie dojrzał dryfujące pod pomostem, ludzkie ciało.

Czy to dlatego, że był niejednokrotnie w „Smoczym Łbie”, czy może raczej temu, że osobliwy szyld karczmy był jej nieodzownym znakiem, dość, że Svein od razu poznał, jeszcze z pomostu, że okrągła tarcza, z wymalowaną czarną farbą podobizną smoczej głowy, była nieobecna. Nad wejściem do przybytku, teraz zwisały tylko dwa łańcuchy, na których niegdyś jeziorna bryza, niczym na huśtawce, bujała zawieszony modny szyld zajazdu.

Felien Ruinthar, która w zamyśleniu na krew nie zwróciła uwagi, była już na piaszczystej plaży razem z krasnoludem Dwalinem, Bardyjczykiem Valbrandem oraz przedsiębiorczą Vetis z małym Javri. Z daleka zobaczyła pasącego się luzem za zagrodą kucyka, co skubał źdźbła trawy. Musiał uciec z zagrody.

Brann Skorlsunn właśnie schodził z promu jako ostatni nie licząc krzątających się na deskach barki młodych przewoźników, gdy zobaczył klęczącego na kolano i zaglądającego pod pomost Eingulfa. Stojąca w milczeniu karczma ciszę rozlewała na okolicę, bo tylko cichy plusk rozbijających się o drewniane pale fal, był jednym dźwiękiem jaki przywitał "Kaczuszkę". Nawet ptaki milczały jakby mimo tak młodej pory, jeszcze przed zachodem słońca, już poszły spać.










Shaveen od kilku dni wędrowała na wschód w kierunku Długiego Jeziora. Za plecami zostawiła Leśne Królestwo, które jako jedyne miejsce w całej Mrocznej Puszczy, wciąż przypominało Wielki Zielony Las. Na swej drodze nie spotkała nikogo, co wcale jej nie dziwiło. Wzdłuż zachodniego brzegu jeziora, co prawda ciągnął się szlak, to jednak większość kupców i podróżnych decydowała się wodnym szlakiem kierować sie ku Dali i Samotnej Górze. Dziewczyna zanim wsiądzie na prom, aby wybrać się w kilkunastomilowy rejs na południe, ku Esgaroth, miała nadzieję zasięgnąć nieco informacji o obecnej sytuacji w okolicy, wśród ludzi i krasnoludów. Stacja promu prócz drewnianej przystani miała również karczmę, której budowę kilka lat wcześniej obserwowała z oddali, gdy była na szlaku. Tym razem skorzystać mogła ze sposobności do usłyszenia nowin, a wszak ludzkie języki najłatwiej rozwiązują sobie piwem i miodem.

Kwietniowy dzień kończył się, gdy elfka natknęła się na niepokojące ślady. Po Bitwie Pięciu Armii nie było w okolicy wielu goblinów. A już tym bardziej blisko ludzkich osiedli. Północy Karczma jednak była na uboczu, jak samotne drzewo pośrodku polany lub pojedyncza wyspa na jeziornym basenie. Mimo, że stacja promu podróżnych gościła każdego dnia, to w razie napaści liczyć mogła tylko na siebie i przebywających w tym czasie podróżnych. A orczy trop wiódł z północy wprost ku ludzkim zabudowaniom. Koło tuzina orków i co najmniej cztery wargi!

Wstąpiła na wzgórze. W dole, na mniejszym pagórku, który samotnie wyrastał między skąpą roślinnością liściastych drzew i gęstymi szuwarami jeziora, stał „Smoczy łeb”. Właśnie prom dobił do brzegu przystani a ostatni podróżni schodzili z pokładu. Byli już na plaży. Niepokój wdarł się w serce elfiej dziewczyny, choć na zielonej łące, poza zagrodą, pasł się swobodnie i srokaty kucyk cierpliwie skubiąc trawę.
Miała złe przeczucia.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 03-03-2013 o 07:47.
Campo Viejo jest offline