Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2013, 12:13   #2
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
W ciele Adama krążyła adrenalina wciąż wpompowywana przez nadmiernie ambitne gruczoły. Kolory nie odzyskiwały odpowiedniego nasycenia, kształty pozostawały zbyt wyostrzone.Tlen pospiesznie wymieniał się z dwutlenkiem węgla w mnogości pęcherzyków płucnych. Kwanty energii pozyskanej z migoczących, przestarzałych jarzeniówek wpadały do rozszerzonych źrenic i po uprzedniej konwersji na informację, znikały w czeluściach układu nerwowego.

W końcu docierały do mózgu, układając się w obraz Leny - pokiereszowanej i porządnie frasobliwej. Kobieta zazwyczaj promieniowała zimną pewnością siebie, jaką czasami można spotkać u natrętnych akwizytorek, czy lektora-sprzedawcy z Mango. Odnosiła się do ludzi z lekkim wycofaniem, gdy nie starała się być serdeczna. Teraz zdążyła w niecałe pół minuty cztery razy zwrócić się do niego per "Adaś". Adrenalina miała nieprędko wywietrzyć z ciała mężczyzny.

Patrzył na swojego człowieka, kumpelę z zespołu. Lena Trocka grała na keyboardzie, zajmowała się aranżacją. Teraz - ciasno upakowana w zwoje kremowego bandażu - pozostawała przykuta do szpitalnego łóżka. Adam widział w niej odbicie Ewy, która kilka lat temu z tym samym desperackim spojrzeniem wgapiała się w niego. Choć mężczyzna próbował otrząsnąć się, uczucie deja vu nie chciało przeminąć. Te same żałosne ogniki w ich oczach, to samo nerwowe potrząsanie barkiem, jakby wskazujące na wielmożną chęć zerwania plastikowych rurek układających się w sieć serpentyn, autostrad zmierzających prosto do butelki z elektrolitami. A Adam miał to marzenie urzeczywistnić. Błagalne nutki w tonie Leny nie pozostawały mu wiele wyboru.

Czuł, że musi obchodzić się z nią delikatnie. Zdawała się być tak krucha, jak porcelanowa lalka, której twórca wyspecjalizował się w wydobywaniu piękna z wyjątkowo niesmacznej groteski.

- Lena, no kurwa. LSD? Naprawdę? - jednak nie mógł się powstrzymać. Zerknął za siebie, jakby chcąc sprawdzić, czy w ich kierunku zmierza gromada przebranych w błękit funkcjonariuszy. - Trzymaj się, dasz radę. Damy radę - w końcu na jego twarzy zagościł uśmiech, a tętno nieco ustabilizowało się. - Poza tym nie martw się tymi bliznami. Nigdy nie byłaś zbyt urodziwa… więc teraz może być już tylko lepiej.

Lena zaniemówiła.

- Adaś, pieprz się - mruknęła w końcu. Mężczyzna miał jednak wrażenie, że w kącikach jej ust czaił się uśmiech.

- Ześlemy na twojego zjebanego byłego cały zespół komandosów LGBT - rzucił. - Honor to nie jedyna rzecz, jaką facet straci w konfrontacji…

Lena wybuchnęła śmiechem, po chwili jednak jęknęła, gdy ślady po oparzeniach dały się we znaki. Adam od razu to zauważył i dokładnie w tym momencie poprzysiągł sobie, że kara, którą wymierzy, będzie krwawa. Jakim chujem trzeba być, by wyrządzić taką krzywdę Bogu ducha winnej dziewczynie.

- Dobrze, a teraz mnie stąd wydostań.

I oboje znów byli poważni.


Adam wiedział, że powinni się spieszyć. A mimo to znalazł czas, by prędko spojrzeć za okno na niezbyt malowniczy róg jednego z wrocławskich budynków. Lutowa szaruga niestety idealnie komponowała się z miejskim krajobrazem. Nie był to widok, który pasowałby do jednej z tych eleganckich pocztówek o modrym połysku, które reklamowały walory Wrocławia. A jednak Adam nie mógł odmówić mu pewnego uroku.

Wyciągnął rękę i dotknął tafli szkła. Zignorował odpychające zimno, spoglądając z tęsknotą na ciągnącą się w dole ulicę. Siąpił deszcz, który uporczywie gonił za drobną kobietą ubraną w ciemny prochowiec. Ciągnęła ona za rączkę małą dziewczynkę z dwoma blond kucykami skrytymi za puchem różowej czapeczki. Mknęły obie w dal, czując w pełni empirycznie przeklęty brak parasolki. Gdyby tylko Adam mógł ot tak pstryknąć palcami i przeteleportować się z Leną tych kilka pięter poniżej. Albo po prostu otworzyć okno, po czym zeskoczyć w dół. Nie zabijając się przy tym. Byłby całkiem szczęśliwy, dołączając do tych drobnych sylwetek, które właśnie znikały mu z pola widzenia. Westchnął. Czas pomyśleć realnie.

- Gdzie twoje ubrania?

- Pewnie je wzięli. Dobrze nie wiem, bo wciąż byłam na lekkim haju, ale uwierz, nie były w najlepszym stanie. W zamian wręczyli mi tę przyjazną piżamkę - powiedziała, po czym zaprezentowała płachtę bieli sztywnej jak po krochmalu. - Na razie wyglądam jak wielki chodzący wykrzyknik. Zwłaszcza z tymi bandażami. Na pewno od razu dostrzeże mnie jeśli nie personel, to jakieś wścibskie baby i bez wahania poślą do diabła.

Adam pokręcił plastikowym kółeczkiem, blokując wymianę płynów pomiędzy wiszącą na stojaku butelką, a osoczem Leny. Po chwili majstrowania przy wenflonie wyswobodził ją z więzów.

- Masz moją kurtkę - rzucił. - Za duża, ale lepsze to, niż nic.

Kobieta jedynie pokiwała głową, ale po chwili westchnęła.

- To nie wystarczy.

Adamowi pozostało jedynie rozglądnąć się po otoczeniu.


Stara kobieta znajdowała się pod wpływem środka usypiającego, lecz w rzeczywistości wyglądała na porządnie przejrzałego trupa. Nie poruszała się ani odrobinę i leżała płasko na kozetce, jakby chcąc całkowicie zaprzeczyć swojej obecności na sali. Choć nie chrapała, jej ogromne, spracowane nozdrza wydymały się miarowo i przeciągle, tkwiąc w nieszczęsnej pogoni za każdą uncją tlenu, którego kobiecie wciąż brakowało. Nie dawała żadnych innych oznak życia, lecz Adam podejrzewał, że drzemią w niej wielkie pokłady wiejskiej witalności, skrytej tymczasowo za warstewką chorobliwej bieli, która osiadła na policzkach.

Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę, nie wierząc, że podobny pomysł w ogóle przyszedł mu do głowy.

- Od jak dawna tu jest?

- Kto, ona? Jest tu odkąd się obudziłam. Stawiam na to, że stała bywalczyni.

Adam podszedł do staruchy, a następnie schylił się w poszukiwaniu jej podręcznego bagażu. Stara, wysłużona torba ze skaju tkwiła posłusznie niedaleko swojej właścicielki. Mężczyzna pospiesznie chwycił za suwak, po czym pociągnął w bok. Skrzywił się, gdy zamek nie chciał ustąpić, a jego wciąż nadwrażliwe palce zapiekły ostrym bólem. Zaklął, po czym pociągnął mocniej.

W środku tkwiły owoce, butelka wody mineralnej, w centralnym miejscu portmonetka, a obok płachta czarnego materiału. Uśmiechnął się. Wyszarpnął ją pospiesznie, po czym rzucił w kierunku Leny.

- No chyba żartujesz.

Na spodzie tkwiło więcej ubrań. A obok całkiem porządne buty.



Ubrania pasowały na tyle dobrze, by Lena nie wyglądała w nich komicznie. Spodnie, które były nieco zbyt szerokie, przewiązała w pasie podartą gazą i na razie nie spadały z bioder. Ciemna, zbyt duża para obuwia całkiem przyzwoicie sprawowała się, wypchana materiałem z opatrunków. Lena wciąż wzbraniała się przed założenie wzorzystej chusty na głowę, która zasłoniłaby część bandaży składających się na czepiec Hipokratesa.

Adam, szarpnięty wyrzutami sumienia, pozostawił pojedynczy banknot stuzłotowy w portmonetce staruszki. Bez wątpienia więcej niż wystarczył, by zadośćuczynić poniesione przez nią straty.

- Nie możemy po prostu przebiec przez wszystkie korytarze, wsiąść na mój motor zaparkowany po drugiej stronie szpitala i odjechać, nie bacząc na kamery uwieczniające tablice rejestracyjne. LSD to rzecz na tyle poważna, by glinom chciało się przejrzeć zapisy z monitoringu. Jak dotrą do mnie, to bez wątpienia szybko dotrą też do ciebie.

- Ale tutaj nie ma kamer - odparła Lena, rozglądając się po suficie.

- Za to na korytarzach już na pewno są. Pewnie montowanie kamer w salach dla pacjentów jest zabronione, gdyż uderzałoby to w ich prywatność… - dodał, wzruszając ramionami. - Słuchaj mnie teraz. Najpierw ja wyjdę i skieruje się prosto do zabiegowego. Zajmę je na chwilę. Zapytam o twój stan, bo przez cały mój pobyt w tym pokoju spałaś i nie dawałaś znaku życia. Jak im się przedstawiłaś?

- Helena Grocka.

- No to ja jestem twoim bratem, Jakubem Grockim. Odczekasz pięć minut, tyle na pewno dam radę pozyskać, wymkniesz się i przemkniesz w dół szpitala. Staraj się nie biec, to zawsze wygląda podejrzanie. Wyjdziesz z budynku, skręcisz w prawo i będziesz szła cały czas prosto aż do pierwszego skrzyżowania. Tam na mnie zaczekasz. Ja dołączę do ciebie po chwili, zatrzymam się, wsiądziesz na motor i odjedziemy. W ten sposób nawet jeśli do moich drzwi zapuka policja, ja wciąż będę czysty, bo… Ale czekaj, to nie ma sensu.

- Jak do twoich drzwi zapuka policja, to od razu będą wiedzieć, że nie jesteś Jakubem Grockim. Ale plan nie jest całkowicie zły. Kamery już najpewniej zarejestrowały twój numer rejestracyjny, więc tak czy owak jesteś Adam Moliński. Podejdziesz do zabiegowego i podasz się za przypadkowego przychodnia, który usłyszał podejrzane dźwięki dochodzące z tej sali i postanowił wejść sprawdzić, czy wszystko w porządku. Powiesz, że krztusiłam się, ale już wszystko ok i ty tylko chciałeś to zameldować.

- A ty w tym czasie wykradniesz się. To w sumie pasuje. Cały czas spałaś, aż w końcu obudziłaś się, krztusząc. Nie wahałaś się długo i złapałaś za ubranka biednej kobieciny. To w sumie pasuje.

- Tak, Adam. Podałam im fałszywe dane, więc nie mogli zawiadomić mojej rodziny. W każdym razie nie jestem też tak głupia, by podawać im numer do kogokolwiek. Wysłałam ci SMSa z komórki tej kobiety - wskazała na urządzenie leżące na stoliku obok. - Stawiam na to, że to cacko należy do jej syna. Skasowałam wiadomość, więc raczej nikt jej już nie przeczyta. W każdym razie chodzi o to, że z ich punktu widzenia nic nas nie łączy, więc rzeczywiście możesz być przypadkowym przechodniem.

- Byłoby tak, gdybym nie wparował do sali jak burza. Na monitoringu od razu będzie widać, że wiem, czego szukałem.

- O kurwa, to problem. Powiesz, że krzyczałam "pomocy" i...

- Jednocześnie krztusząc się?

- No... tak. W każdym razie usłyszałeś moje ryki i jak dobry rycerz w lśniącej zbroi od razu pobiegłeś mnie wyratować. Możesz nawet uczynić im kąśliwą uwagę, że krzyki było słychać na całym piętrze, a im nie chciało się ruszyć z miejsca. Mają tu teraz niezły młyn, ciągle są czymś zajęte, więc to na pewno je nieźle wkurwi i odwróci uwagę. Poza tym same nie będą pewne, czy czegoś nie słyszały.

- Twoja sąsiadka w każdym razie zeznań nie złoży, śpi jak trup. A jakie mam alibi? Dlaczego znalazłem się na tym piętrze? Myślałem, by wspomnieć coś o porannej mszy w kapliczce. Znajduje się ona jednak na samym parterze, więc to mało prawdopodobne.

- Masz te ślady po oparzeniach na rękach, prawda? Możesz zełgać, że przyszedłeś do kontroli i zgubiłeś się w plątaninie korytarzy. To naprawdę nie takie trudne.

- Wezmą mnie za głupka. Te blizny mam od dziesięciu lat.

- Uwierz, przychodzą do nich z większymi głupotami - delikatnie uśmiechnęła się. - Powiesz, że rano zaczęły cię swędzieć. To trochę tłumaczy, dlaczego z takim pospiechem przedzierałeś się przez korytarze.

Adam skinął głową. Plan zdawał się nie mieć wielkich, pulsujących dziur, i choć kreował dość nieprawdopodobny obraz sytuacji, wszystko wciąż było dość logiczne oraz w granicach rozsądku. Wyjął chusteczkę higieniczną, po czym starł odciski palców ze wszystkiego, czego dotknął. Lena także wskazała kilka dodatkowych sprzętów, które miała w ręce. Bez wątpienia jutro podejrzana, lecz niezwykle rezolutna uciekinierka-narkomanka znajdzie się na pierwszych stronach rejonowych gazet.

- No to idę. I Lena…

- Co?

- Może lepiej załóż tę chustę.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 11-03-2013 o 17:36. Powód: zmiana środka lokomocji
Ombrose jest offline