Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2013, 21:45   #106
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
BENIAMINEK I SPRZĘGŁO



Rozdzielili się. Tak było rozsądnie. Tak działały grupy uderzeniowe, takie jak ich oddział.

Krew dudniła w skroniach, kiedy silnik mercedesa odpalił za drugim razem.


Sprzęgło zajął miejsce za kierownicą. Beniaminek, z ciężko ranną Sybillą, siadł na tylnym siedzeniu. Ruszyli, nie tracąc czasu. Sprzęgło ostro opuścił podjazd czując, że ze zdenerwowania cały drży. Z tyłu, zza zakrętu wyłoniła się ciężarówka z Niemcami. Snopy jej reflektorów zalały uciekający pojazd. Mimo, że spieszyli się jak tylko mogli, nie zdołali z rannym dzieckiem wydostać się tak szybko z willi, jak by sobie tego życzyli.

Beniaminek spojrzał tylko raz w tył, w stronę koszmarnej kwatery SS-manów. Z satysfakcją ujrzał płomienie wyraźnie widoczne na parterze. Plan z podpaleniem tej koszmarnej rezydencji jak na razie sprawdzał się wyśmienicie.
Najwyraźniej Niemcy w ciężarówce nie byli głupcami. Żołnierze Armii Krajowej przyciągnęli ich uwagę. Sprzęgło szybko ocenił sytuację. Jeśli naziści ich zatrzymają na nic zda się maskarada i przebieranki. W najlepszym przypadku obaj z Beniaminkiem oberwą kulkę na miejscu, w najgorszym trafią do którejś z katowni wroga. Sprzęgło zacisnął zęby i wcisnął pedał gazu do dechy. Nie był najlepszym kierowcą, ale liczył na łut szczęścia.



STRYJ i DOKTOREK


Stryj i Doktorek ruszyli w stronę kanałów wykonując rozkazy dowódcy. Spieszyli się, by zniknąć w zalewanych deszczówką ściekach, nim niemieckie posiłki dotrą do willi. Budynek opuścili szybko, z wielką ulgą wybiegając z tej rezydencji koszmaru.

Kiedy znaleźli się przy włazie kanalizacyjnym raz tylko spojrzeli na dom. Widzieli płomienie w oknach na parterze oraz wyraźnie sylwetkę w oficerskiej, niemieckiej czapce stojącą na piętrze, w oknie. Na widok tej nieruchomej postaci obu z nich przeszył dreszcz przerażenia. Sądzili, że nic już ich dzisiejszej nocy nie nastraszy. Byli w błędzie.

Kiedy usłyszeli hamującą z piskiem ciężarówkę na podjeździe, nie tracąc więcej czasu, wskoczyli w ciemny otwór podmiejskiej kanalizacji.


BENIAMINEK I SPRZĘGŁO


Szybko okazało się, że brawurowa ucieczka przed niemieckim pościgiem nie jest tym, co najlepiej wychodzi Sprzęgłu. Inżynier starał się, jak mógł ale śliska nawierzchnia i ciemności działały na jego niekorzyść. Niemiecka ciężarówka zbliżała się coraz bardziej, podobnie jak oni zbliżali się do posterunku odcinającego niemiecką część Warszawy od tej, którą zamieszkiwali Polacy.

Beniaminek zaklął i nie widząc innej alternatywy wychylił się do tyłu z odbezpieczonym szmajserem w rękach i próbując utrzymać równowagę w pędzącym samochodzie otworzył ogień w stronę ścigającej ich ciężarówki. Mierzył w stronę silnika, chcąc uniemożliwić dalszą pogoń. Nawet dla dobrego strzelca, jakim był Mazur, trafienie w takich okolicznościach nie było prostą sztuką. Ale też nie oszczędzał kul, wiedząc, że walczy o swoje życie i życie Sprzęgła.

Kolejna z wystrzelonych krótkich serii trafiła w szybę i w kierowcę. Ciężarówka gwałtownie skręciła w bok, jej koło podskoczyło na krawężniku, a potem walnęła w krzaki przy jednaj z posesji. Po chwili z tyłu wyskoczyły niewyraźne sylwetki niemieckich żołnierzy, którzy otworzyli ogień w stronę uciekinierów.


STRYJ i DOKTOREK


Stryj i Doktorek zanurzyli się w ciemne, wilgotne królestwo kanałów. Ulewa nad Warszawą zrobiła swoje. Woda w kanałach była spieniona, wzburzona i wysoka. Na szczęście wcześniejsza susza spowodowała, że nawet gwałtowne ulewy nie spowodowały przepełnienia tuneli.

Jednak marsz był trudny. Woda lala się na nich zarówno z góry, jak i podcinała nogi.

Za drugim zakrętem poczuli, że coś jest nie tak. Bardzo nie tak.
Z różnych stron usłyszeli dziwny, narastający, przybliżający się dźwięk.
Piski, chlupoty.

Szczury!

Wydawało się, że tysiące szczurów ruszyło ich śladem przez kanały.


BENIAMINEK I SPRZĘGŁO



Rozpędzony samochód pędził wprost na posterunek przy którym pojawili się zdezorientowani Niemcy. To była ich szansa.

Sprzęgło szybko ocenił sytuację. Wyhamować nie zdoła! Mercedes rozwali się na szlabanie blokującym przejazd! Pozostawało skręcenie. Próba ominięcia blokady. Było to możliwe, ale bardzo trudne i nie wiedział, czy podoła. Na pewno nie pędząc na złamanie karku. Zwolnił.

Beniaminek przeniósł uwagę na zagrożenie z przodu. Karabin maszynowy w jego rękach plunął ołowiem w stronę najbliższego z Niemców. Szwab, pozbawiony jakiejkolwiek osłony czy szansy obrony, zgiął się w pół trafiony nisko i padł w błoto.

Sprzęgło zwolnił jeszcze bardziej.

Z tyłu słyszeli nawoływania ścigających ich Niemców.

Beniaminek zauważył kolejnego wroga, składającego się do strzału przy budce wartowniczej. Szybko otworzył ogień w jego stronę, ale przestrzelił i kule podziurawiły pień drzewa, przy który stał Niemiec.

Mercedes podskoczył na wyboju, kiedy Sprzęgło zjechał z drogi i powoli, prawie jak na placu manewrowym, zaczął przeciskać się pomiędzy drzewami, a zaporą.

Niemiec wystrzelił. Kula z hukiem wbiła się w boczne drzwi, tuż obok Sprzęgła. Beniaminek modląc się skorygował ogień i seria powaliła na ziemię niemieckiego strzelca. Iglica szmajsera kliknęła sucho. Skończyła się amunicja.
W budce zobaczyli kolejnego Szwaba, który odkładał słuchawkę polowego telefonu i sięgał po broń.

Mazur sięgnął po pistolet. Niemiec też.

Sprzęgło przyśpieszył omijając najtrudniejszy odcinek.


STRYJ i DOKTOREK



Szczury!

Tysiące okropnych, potwornych, plugawych zwierząt. Pędziły w ich stronę. Jak … łowcy wypuszczeni na polowanie!

Te dźwięki zrodziły w obu żołnierzach autentyczne przerażenie. Zbudziły atawistyczną grozę. Pierwotny strach, zakorzeniony gdzieś, w zapomnianej części ich umysłów. Strach przed pożarciem żywcem. Strach przed tą okropną, przerażającą śmiercią.

Popędzili, najszybciej jak tylko mogli, przed siebie. Potykając się na śliskim podłożu, pędząc na ślepo z falą upiornych wrogów za ich plecami. Zbliżającą się niczym niepowstrzymana rzeka siekaczy i pazurów.

Doktorek, w całym tym przerażaniu, trzymał przy sobie torbę przekazaną mu przez Beniaminka. Nie miał zamiaru jej upuścić. Rozkaz – przynajmniej ten – wykona najlepiej, jak tylko potrafi.

Pędzili. Gnali przed siebie, w stronę drabinki, byle jak najszybciej wydostać się z opresji.

A szczury były coraz bliżej. Coraz bliżej!


BENIAMINEK I SPRZĘGŁO



Beniaminek strzelił do ostatniego Niemca, trafiając go w szyję. Nazista znalazł się w budce strażniczej, znikając im z oczu.

Sprzęgło przyspieszył. Mercedes nie zmieścił się idealnie. Bokiem zarysował o płot, przy którym się przeciskał. Dość paskudnie. Ale wyjechali na ulicę. I dalej prosto, uśpionymi ulicami Warszawy, nie zważając na patrole.

- Zwolnij! – rozkazał Beniaminek kierowcy.

Sprzęgło posłuchał. Czuł, że wszystko w nim drży i płonie.

- Skręć w lewo.

Beniaminek prowadził ich w stronę najbliższej „dziupli”.
Spojrzał na Sybillę.

Dziewczyna żyła jeszcze. Widział jej oczy. Dwa lśniące punkciki w mrokach nocy.

Żydówka coś szepnęła.

Drobna, słaba dziewczęca dłoń dotknęła dłoni starego żołnierza. A potem Beniaminek krzyknął z prawdziwego przerażenia.

Sprzęgło zwolnił spoglądając nerwowo w tył.

- Co się stało?! – zapytał Beniaminka.

- Nic … - odpowiedział ten słabnącym, zduszonym głosem, bo sam nie wiedział, co ma sądzić o tym, co poczuł, co zobaczył, kiedy palce dziecka dotknęły jego dłoni.

Przełknął ślinę, która zebrała mu się nagle w gardle.

- Ona nie żyje. Możesz zwolnić. Musimy … musimy się ukryć.

Stary wiarus nie wiedział, czy to deszcz, czy też może łzy spływają po jego surowej twarzy.

Wiedział, że nie może wziąć dziecka ze sobą. Musiał ją pozostawić tutaj. Bezimienną, martwą dziewczynkę na tylnym siedzeniu niemieckiego samochodu.


STRYJ i DOKTOREK



Drabinka! Dopadli jej, mokrzy i przerażeni. Szczury były tu za nimi.

- Idź pierwszy! – Doktorek sam nie wiedział, czemu puścił przodem chłopaka. – Idź!

Stryj zaczął się wspinać. Szybko, zwinnie. Doktorek ruszył za nim, czując jak płuca pali mu ogień. Spojrzał w dół, i w świetle porzuconej latarki ujrzał mrowie wielkich, czarnych szczurów. Pędzących przez wodę, przez kawałki betonu, gdzie tylko Doktorek spojrzał.

A potem do rozgorączkowanej głowy Zygmunta dotarło jeszcze coś, co dodało mu sił i szybkości, a jednocześnie wyrwało okrzyk zgrozy z jego ust.
Szczury układały się w … twarz! Ich ciemne, włochate ciałka składały się w masę, która miała … usta, miała oczy, miała nos. W twarz doskonale znaną Doktorkowi. W twarz SS-mana, którego już zabił, ale którego widział żywego. W twarz Rüdigera Korbiniana Fürsta! Pierwsze szczury dopadły do jego nóg. Poczuł ich małe siekacze, które bez trudu rozgryzły nogawki spodni i zagłębiły się w miękkie ciało.

Stryj wydostał się z kanału pierwszy, wypełzł na bruk, zalewany deszczem.
Widział Doktorka, który z trudem podążał na górę, nie porzucając teczki z dokumentami. Wyciągnął dłoń w stronę przyjaciela, który nagle krzyknął z bólu.

Kiedy Stryj wyciągnął Doktorka z kanału, nogi drugiego żołnierza pokrywały szczury. Futrzaste, paskudne ścierwa uczepiły się obu nóg Doktorka. Stryj nie czekał, najpierw łomem zasunął właz, a potem zaczął zrzucać z przyjaciela, wierzgającego dziko nogami, szczury. Po chwili obaj, trzymając kurczowo ocaloną teczkę ruszyli w stronę uśpionej Warszawy.

Doktorek kusztykał, ale dawał radę iść, mimo, że czuł, że traci sporo krwi.



WSZYSCY, POZA TUNIĄ


Spotkali się następnego dnia, o umówionej godzinie w wyznaczonym miejscu. W jednej z rzadziej wykorzystywanych kryjówek.

W piątkę.

Sprzęgło, Beniaminek, Stryj i Doktorek, któremu jedna z sanitariuszek w „dziupli” dokładnie oczyściła i opatrzyła rany. Tarcza obserwował ich wszystkich w milczeniu.

- Dobra robota – powiedział po prostu ściskając każdemu z nich rękę w podziękowaniu. – Niemcy dostali amoku. Musieliście trafić w ich jakiś tajny punkt rozpracowujący nasze struktury.

Przyglądał się torbie zdobytej przez Beniaminka i dostarczonej z narażeniem życia przez Doktorka. Z podobną mieszaniną strachu i niedowierzania, jak wcześniej przyglądał się zdjęciom, które się w niej znajdowały.

- Tunia przepadła – powiedział Tarcza ciężko. – Samochód piekarza też. Wiecie, że to oznacza, że może być w łapach SS-manów.

Wiedzieli.

- Nie możecie ryzykować. Nie możemy was narażać. Góra podjęła decyzję. Wydała stosowne rozkazy. Dzisiaj popołudniu zostaniecie przerzuceni do naszych w Kampinosie. Tam dołączycie do siódmego Okręgu „Obroża” Armii Krajowej i przejdziecie pod rozkazy jednej z grup majora "Grosza".

Spojrzał na nich z uznaniem, raz jeszcze.

- Doskonale się spisaliście panowie.

Wziął teczkę z dokumentami i opuścił „dziuplę”.

- Czołem, chłopaki – powiedział na odchodnym. – Nawet nie wiecie, jak wam zazdroszczę tego przydziału.

- Czołem. – odpowiedzieli zmęczonymi głosami.



TUNIA




Tunia otworzyła oczy, czując, że płonie. Od środka i na zewnątrz.
Znajdowała się w jakimś małym pomieszczeniu – być może piwnicy, bo sufit był tuż nad nią. Czuła, że ktoś ją opatrzył, dokładnie i solidnie na ile mogła to ocenić.

- Gdzie … jestem – zdążyła wyszeptać spieczonymi ustami.

- Ciiii – usłyszała obok siebie cichy, dziewczęcy głos. – Ciii.

W tonie głosu było tyle empatii, tyle spokoju, że Tunia mimowolnie poddała się temu głosowi. Poczuła, że ktoś się nad nią pochyla. Na jej spierzchnięte od gorączki usta spadło kilka kropel wody najpewniej wyciśniętej z jakiejś szmatki.

- Ciii – powtórzył głos łagodnie.

Ranna dziewczyna spojrzała na osobę, która ją pielęgnowała i szybko tego pożałowała.

Ujrzała bowiem potworną, zdeformowaną, okaleczoną twarz.

Z ust żołnierki z AK wydobył się gardłowy, słaby jęk i straciła przytomność.



KONIEC AKTU PIERWSZEGO
 
Armiel jest offline