W domu kartografa - Elf Imhol, Ibes, Hakoon i Khemorin
Jeden z owadów zbliżył się do trzyosobowej grupki i jakby nieśmiało zaczął wymachiwać w powietrzu czułkami, "wąchając". Gdy nieopatrznie dotknął czułkiem ręki elfa, wszystko się zmieniło...
Salę wypełnił gryzący, ostry zapach. Momentalnie. Mrówka, która dotknęła czułkami elfa, rzuciła się na niego z żuwaczkami gryząc jednorazowo go po przedramieniu.
Reszta mniejszych mrówek rzuciła się w kierunku trójki, gdy tymczasem jeden z olbrzymich owadów o mało co nie wpadł na khazada Hakoona, nie robiąc mu jednak żadnej krzywdy.
Za pierwszą mrówką, która zaatakowała elfa, ruszyło następnych pięć. Błyskawicznie otoczyły one Imhola, Ibesa i Khemorina, wściekle i bardzo szybko kąsając, w większości jednak bezskutecznie. Dopiero jednej z nich udało się ponownie ranić elfa Imhola, tym razem robiąc temu dosyć paskudną ranę na nodze.
W tym czasie krasnolud Hakoon został dosłownie zignorowany. Mrówki mijały go i oprócz tej, która na niego wpadła (najwyraźniej go nie dostrzegając), nie spotkało go nic groźniejszego. Krasnolud zobaczył jak pozostała szósta otacza jego towarzyszy.
W domu kartografa - Vilis
Dziewczynie udało się przesunąć potężną metalową zasuwę, która blokowała drzwi od zewnątrz i otworzyła drzwi, a jej oczom ukazał się dosyć niecodzienny widok...
Oto znalazła się w sali, która przypominała jej potwornie salę któregoś z kultów Chaosu, nie to jednak było w niej niezwykłe, a czwórka wojowników, znajdujących się mniej więcej na środku pomieszczenia, i walcząca z przerośniętymi mrówkami!
Sama sala była naprawdę duża. Sklepienie podtrzymywało wiele potężnych, wykonanych z surowego kamienia kolumn, a na samym jej końcu znajdował się całkiem spory ołtarz.
Od samych walczących było co najmniej pięćdziesiąt metrów.
W domu kartografa - Kurt
Kurt zignorował głosy i pobiegł na dół, chcąc dopaść swoje nemezis. Było ciemno, a on sam wpadł na jakąś klatkę schodową, to też przynajmniej tutaj musiał zwolnić kroku. Gdy tak zszedł, potykając się parokrotnie, usłyszał coś jakby dwa, potężne metalowe przedmioty pocierały o siebie. Guślarz zbiegł na dół i zobaczył czarną sylwetkę w kapeluszu, stojącą jakieś osiem metrów przed nim, stojącą w drzwiach i skąpaną w delikatnej, błękitnej łunie świetlnej.